Jak dążyć do prawdy (26)

Ostatnio omawialiśmy temat Boga wcielonego. Temat ten obejmuje praktykowanie „wyzbywania się” w ramach ogólniejszego zagadnienia „Jak dążyć do prawdy”; omówiliśmy „wyzbywanie się własnych pojęć i wyobrażeń na temat Boga” w ramach tematu „wyzbywania się barier pomiędzy sobą a Bogiem i wrogości wobec Boga”. Omawialiśmy ten aspekt kilkukrotnie, skupiając się głównie na tym, jak traktować Boga wcielonego. Podzieliliśmy te treści na dwa tematy. Czy możecie Mi powiedzieć, jakie to tematy? (Jeśli chodzi o Boga wcielonego, Bóg przedstawił nam dwie prawidłowe zasady praktyki: po pierwsze, nie należy Boga wcielonego porównywać z Bogiem w niebie, i po drugie, nie należy wymieniać Go jednym tchem z zepsutą ludzkością). Omówiliśmy niektóre związane z tymi dwoma tematami szczegóły, dotyczące pewnych przejawów zwyczajności i realności Boga wcielonego. Obejmowało to omówienie konkretnych zasad, do których Bóg wcielony się stosuje i których przestrzega w swoim życiu, w swojej egzystencji, w swoim zachowaniu i działaniu pośród ludzi. Omówienie tych kwestii służy temu, by ludzie mogli zrozumieć i poznać, jakie przejawy charakteryzują Boga wcielonego, tę osobę ze szczególną tożsamością, w czasie, gdy żyje On pośród ludzi. Przede wszystkim omówiliśmy temat zwyczajności i realności Boga wcielonego, odnosząc się przy tym do wielu konkretów. Jak wpłynęło na was wysłuchanie tego omówienia? Czy macie mniej pojęć i wyobrażeń na temat Boga wcielonego? A może macie teraz jakieś nowe pojęcia? (Mamy mniej pojęć i wyobrażeń na temat Boga wcielonego). Czy zatem omówienie tego tematu pomaga ludziom w poznawaniu Boga wcielonego? (Tak, pomaga). To dobrze.

Nasze omówienie tematu Boga wcielonego krąży przede wszystkim wokół konkretnych przejawów i praktyk związanych z Jego zwyczajnością i realnością, co ma na celu zyskanie przez ludzi konkretniejszego zrozumienia Boga wcielonego, tej osoby posiadającej szczególną tożsamość. Czy macie zatem wrażenie, że im lepiej rozumiecie zwyczajność i realność Boga wcielonego, tym bardziej czujecie, że jest On po prostu zwykłą osobą, że nie jest nikim nadzwyczajnym, i czy jest tak, że im lepiej rozumiecie zwyczajność i realność Boga wcielonego, tym mniej wyczuwacie Jego boską aurę? Czy macie takie myśli? (Nie. Słuchając niektórych podanych przez Boga przykładów mówiących o realnej praktyce życia i przejawach charakteryzujących Boga wcielonego, czuję, że tylko zewnętrzny obraz Boga jest normalny i zwykły, ale swoimi przejawami zwykłego człowieczeństwa znacznie przewyższa On nas, ludzi; my czegoś takiego nie bylibyśmy w stanie osiągnąć. Zwykłe człowieczeństwo Boga nie jest naznaczone żadnymi skażonymi skłonnościami, nie ma w nim arogancji, fałszu, ludzkiej dumy ani pobłażania sobie. Choć Bóg wcielony z wyglądu wydaje się normalny i zwyczajny, Jego wielkość dostrzec można w Jego pokorze. Tak mi się wydaje). Gdy sławni ludzie, wielkie postacie lub znamienite osobistości z osiągnięciami na koncie na różne sposoby się przedstawiają, czy zazwyczaj mówią o tym, że są zwyczajni, realni, normalni i przeciętni? (Nie). Jeśli ktoś należący do zepsutej ludzkości przedstawia się innym, z pewnością nie mówi o tym, jaki jest zwyczajny, przeciętny i normalny. Wręcz przeciwnie – poprzez swoją autoprezentację i opis samego siebie próbuje przekonać innych, że wyróżnia się z tłumu, że jest nadzwyczajnym, wielkim człowiekiem oraz posiada nadludzkie zdolności. Szczęśliwszym uczyni go już sam fakt, że ktoś mógłby go postrzegać jako osobę wyjątkową. Przyjrzycie się temu, jak zepsuci ludzie się przedstawiają. Po pierwsze, mówią o tym, jacy są doskonali, że nie mają żadnych wad ani braków. Popisują się też tym, z jak znamienitej rodziny się wywodzą, jak szlachetny mają status, jakie posiadają kwalifikacje akademickie i co ich wyróżnia, jeśli chodzi o wygląd. Nawet gdy taka osoba ma pieprzyk na twarzy, musi koniecznie znaleźć unikatowy sposób na jego opisanie i mówi: „Spójrz, nawet umiejscowienie tego pieprzyka jest nietypowe; ponoć ludziom z pieprzykiem w tym miejscu pisane są bogactwa i zaszczyty”. Jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, ostentacyjnie twierdzi ona, że wszystkie rysy jej twarzy są absolutnie wyjątkowe i mają pozytywne interpretacje w analizie fizjonomicznej, na przykład to, że pisane są jej bogactwa i zaszczyty albo że będzie mogła zdobyć znaczącą pozycję i że o głowę przerasta wszystkich ludzi w swoim środowisku. Ponadto taka osoba bardzo lubi popisywać się swoimi talentami i mocnymi stronami w niektórych dziedzinach, tym, jak nadzwyczajne i oryginalne są jej sposób myślenia i pomysły, jakie ma osiągnięcia w ramach tej czy innej grupy, jakie pochwały na swój temat słyszy od znamienitych osobistości, które mają o niej wysokie mniemanie, zazdroszczą jej i ją podziwiają, a także tym, jak wielki wkład wniosła, pracując w tej czy innej branży, i jakim to wielkim uznaniem darzą ją szefowie. Bez względu na to, czy mówi ona prawdę, w każdym aspekcie swojej autoprezentacji taka osoba próbuje przekonać ludzi, że wyróżnia się z tłumu, że pośród ludzi jest ona jedyna w swoim rodzaju, absolutnie wyjątkowa, i że zwykli ludzie nie dorastają jej do pięt. Patrzy na wszystkich z góry; w jej oczach wszyscy inni są ludźmi niewiele znaczącymi, nędznymi przeciętniakami, a tylko ona sama jest najwspanialsza, najszlachetniejsza i najniezwyklejsza. Jeśli spytasz ją o jej kwalifikacje akademickie, odpowie, że ma dyplom prestiżowego uniwersytetu, że ukończyła studia podyplomowe bądź ma doktorat, podczas gdy tak naprawdę studiowała na dość przeciętnej uczelni. Nigdy nie mówi o swoich brakach, wadach, zepsutych skłonnościach, cechach wskazujących na jej podły charakter ani o nagannych postępkach, których się dopuściła. Jeśli chodzi o autoprezentację, która ma zaznajomić ludzi z jej osobą, posunie się ona do wszystkiego, żeby tylko się popisać, obsypać samą siebie pochwałami i zrobić dobre wrażenie – będzie mówić o sobie, że jest przewspaniała, nadzwyczajna i wyjątkowa. Nawet gdy zachoruje, powie, że to „choroba bogacza”, wywołując w ludziach wrażenie, że jest kruchą, rozpieszczoną osobą, całkiem inną niż wszyscy. Choćby nie wiem co, nie pozwoli, by ludzie mieli poczucie, że jest ona po prostu kimś zwyczajnym i przeciętnym. Zamiast tego usiłuje na wszelkie sposoby sprawić, by ludzie darzyli ją uznaniem, mieli o niej wysokie mniemanie i ją podziwiali. Jeśli ludzie będą za nią podążać i będą mieć dla niej miejsce w swoich sercach, to będzie jeszcze bardziej z siebie zadowolona. Jeśli powiesz, że jest zwykłą, normalną osobą, należącą do pospolitych mas ludzkich, to będzie mieć poczucie, że całkowicie utraciła twarz i że dotkliwie zraniłeś jej dumę; to niemalże ją zabija. Przez całe życie dąży do tego, by być kimś wyjątkowym i nadzwyczajnym. Z powodu swoich zepsutych skłonności i tego rodzaju pragnień wielu ludzi często pieczołowicie buduje swój wizerunek, by sprawiać wrażenie kogoś z klasą, kogoś wzniosłego i szlachetnego, oraz poprzez swoje zachowanie, słowa i działania roztacza wokół siebie aurę wielkiej osobistości. Jeśli w obrębie dowolnej grupy ktoś powie takiemu człowiekowi: „Od razu cię dostrzegłem w tym tłumie; sądząc po twoim spojrzeniu, twoich rysach twarzy i po aurze, jaka od ciebie bije, mogę stwierdzić, że nie jesteś zwyczajnym człowiekiem”, to wtedy on nie posiada się ze szczęścia. Będzie to wyolbrzymiał bez żadnych hamulców i przez resztę życia będzie miał te słowa na ustach, wszędzie się popisując: „Gdy jestem w tłumie, ludzie rozpoznają mnie po jednym spojrzeniu i dostrzegają, że jestem liderem o głowę przerastającym wszystkich w swoim środowisku, a nie jakimś zwyczajnym człowiekiem!”. Niezmiernie lubują się w byciu tego typu osobą, w robieniu z siebie kogoś nadzwyczajnego i wyjątkowego, kto jest zupełnie inny od całej reszty, a wręcz jest jedyny w swoim rodzaju. Wielu innych szczególnie interesuje się sławnymi ludźmi, wielkimi postaciami i tymi, którzy posiadają status i pozycję w społeczeństwie; interesują się aktualnościami na ich temat, ich słowami i działaniami oraz ich codziennym życiem. Celem takiego zainteresowania nie jest rozrywka, ale naśladowanie takich idoli i podążanie za nimi. Ludzie naśladują swoich idoli, jeśli chodzi o to, co jedzą, jak się ubierają, co jest wśród nich popularne i o czym rozmawiają. Ludzie obserwują to wszystko bardzo dokładnie, bojąc się, że nie wpiszą się w cały ten trend, że zostaną w tyle i inni będą patrzeć na nich z góry. Chcą po prostu jakoś się wyróżnić, być na tle tłumu kimś nadzwyczajnym, i nie ma mowy, żeby mieli być zwykłymi, normalnymi ludźmi. Niektórzy, mimo że mają przeciętny potencjał, nie posiadają żadnych talentów ani mocnych stron, a ich wrodzone uwarunkowania są pod każdym względem bardzo zwyczajne i przeciętne, i tak nie chcą być zwykłymi ludźmi, nie chcą być nikim. Zamiast tego noszą ekstrawaganckie ubrania, żeby robić wrażenie kogoś z klasą, kogoś wzniosłego, lub też mówią o sobie, że są bardzo wyjątkowi, że nie są nikim. Niektórzy nawet podejmują ogromne wysiłki, by naśladować wielkie osobistości, zdolnych i kompetentnych ludzi oraz tych, którzy posiadają pewne doskonałe umiejętności. Obserwują, co tacy ludzie robią i mówią oraz o czym dyskutują, a następnie naśladują ich, usiłując się stać takimi nadzwyczajnymi, wielkimi osobistościami jak oni i nie być już zwyczajnymi, przeciętnymi ludźmi. Dlatego gdy omawiamy zwyczajność i realność Boga wcielonego, jest nieuniknione, że niektórzy pomyślą: „Ludzie żarliwie się przechwalają i starają się sprawiać wrażenie, że są całkowicie inni od reszty, że są nadzwyczajni i wspaniali, natomiast Ty zawsze mówisz o sobie, że jesteś zwyczajny i realny. Czy nie jest to trochę nierozsądne? Czy nie jest to trochę głupie? Jesteś wcielonym Chrystusem, masz taką szlachetną tożsamość, wspaniałą aureolę i wielką koronę na głowie. Jak możesz mówić o sobie, że jesteś zwyczajnym, normalnym i realnym człowiekiem? Na dodatek, bojąc się, że ludzie w to nie uwierzą, dajesz nawet mnóstwo przykładów, by dowieść, jak bardzo jesteś zwyczajny, realny i normalny. Naturalnie budzi to pewną konsternację”. Choć kłóci się to z ludzkimi pojęciami, takie rzeczywiście są fakty. Konkretne przejawy zwyczajności, realności i normalności Boga wcielonego takie właśnie są; jest to fakt, nie jestem w stanie tego fabrykować. Niektórzy ludzie mówią: „Czy nie powinieneś przynajmniej dać kilka przykładów, dzięki którym ludzie poczują, że różnisz się od innych, że jesteś nadzwyczajny oraz że Twoja tożsamość i Twój wizerunek są wyjątkowo wzniosłe i imponujące?”. Cóż, przykro mi, że was rozczarowuję, ale naprawdę nie ma takich przykładów. W rzeczywistości Moje opisy tego, jak się zachowuję i działam w życiu i w pracy są prawdziwymi przejawami charakteryzującymi Boga wcielonego; to jest aż tak obiektywne. Wszystko tak właśnie się przedstawia; nie istnieją przykłady, poprzez które ludzie zobaczyliby we Mnie kogoś innego od wszystkich, nadzwyczajnego, wielkiego bądź posiadającego wzniosły, imponujący wizerunek. Niektórzy mówią: „Czy nie możesz czegoś zmyślić? To by pozostawiło lepsze wrażenie w sercach ludzi, nie byliby rozczarowani. Opisujesz siebie jako kogoś tak zwyczajnego i realnego, jako zwykłą osobę. Twój wizerunek wcale nie jest wzniosły! Kto będzie Cię ubóstwiał i podziwiał? Jeśli ludzie Cię nie podziwiają ani nie ubóstwiają, czy mogą mieć dla Ciebie miejsce w swoich sercach?”. Mówię wam, Ja naprawdę do tego nie dążę. To jest całkiem w porządku, że Mnie nie podziwiasz ani nie ubóstwiasz; nie mam z tym problemu. Niektórzy mówią: „Jeśli ludzie Cię nie podziwiają ani nie ubóstwiają, czy można to nadal nazwać podążaniem za Bogiem?”. To, czy Mnie podziwiasz i ubóstwiasz, wcale nie jest ważne; naprawdę nie dbam o to. Jeśli mnie nie podziwiasz ani nie ubóstwiasz, ale potrafisz w głębi serca rozważać każde Moje słowo i każdy aspekt prawdy, który omawiam, oraz przyjmować je jako słowa Boże, a także postępować, działać i postrzegać ludzi i sprawy, opierając się na tych słowach, to wystarczy – Moje słowa nie zostały wypowiedziane nadaremnie. Powiedzmy, że nie podziwiasz Mnie ani nie ubóstwiasz, ale słowa, które wypowiadam, i kazania, które głoszę, przyprowadzają cię do Boga, dzięki czemu wiesz, jak dążyć do prawdy i jak w obliczu każdej sprawy postępować zgodnie z prawdozasadami, uczysz się, jak wykonywać obowiązki istoty stworzonej, wiesz, jak okazywać Bogu lojalność i jak wykonywać obowiązki w sposób spełniający standardy, wiesz, jak podporządkować się Bogu, bać się Go i unikać zła, i ostatecznie jesteś w stanie odrzucić swoje zepsute skłonności i możesz zostać pozyskany przez Boga. Wtedy moje słowa nie zostały wypowiedziane nadaremnie i ich cel został osiągnięty. Jeśli chodzi o Mnie, wystarczy, żebyś umiał traktować Mnie prawidłowo – sprawiedliwie i rozsądnie, w sposób zgodny z zasadami. Nie stawiam wam wysokich wymagań. Mówiłem już wcześniej o trzech zasadach naszych interakcji: bądźcie szczerzy z Chrystusem, szanujcie Go i bądźcie posłuszni Jego słowom. Wystarczy, że potraficie praktykować zgodnie z tymi trzema zasadami. Nie mam potrzeby, żeby ludzie Mnie ubóstwiali, podziwiali i darzyli wielkim uznaniem. Nie mam potrzeby, żeby ludzie nosili Mój obraz w swoich sercach. To mnie w ogóle nie obchodzi. Wielu ludzi szczególnie ubóstwia osobistości mające wzniosły wizerunek, wyróżniające się, nadzwyczaj uzdolnione i wybitne, wierząc, że Bóg wcielony nie może być normalnym, realnym i zwyczajnym Synem Człowieczym. Ci, którzy nigdy Mnie nie spotkali, siłą rzeczy zakładają, że swoim wzniosłym i wyjątkowo imponującym wizerunkiem przewyższam zwyczajnych ludzi. Bezwarunkowo nie wolno ci myśleć w ten sposób. Wcale nie jestem imponujący; mam dość wątłą posturę i niski wzrost. W codziennym życiu Moje słowa i czyny są wyjątkowo normalne i realne. Wszystkie aspekty Mojej codzienności – to, jak się ubieram, Moja odzież, Moje jedzenie, mieszkanie i transport – są bardzo, ale to bardzo zwyczajne. Nigdy nie dążę do tego, by być kimś jedynym w swoim rodzaju, kimś unikatowym. Dążę jedynie do tego, by w swoim postępowaniu przestrzegać reguł, by zachowywać się tak, jak to przystoi Mojej pozycji, by dobrze wykonywać swoją pracę, wypełniać swoją misję oraz mówić jasno i gruntownie to, co trzeba powiedzieć. Takie są Moje zasady postępowania i działania. Nie ma we mnie ludzkich dążeń do wyróżniania się, do bycia kimś wielkim i nadzwyczajnym, i nigdy nie dążę do tego, by od razu rozpoznawano mnie w tłumie. Nawet jeśli nie rozpoznasz Mnie w tłumie, nie zasmuci Mnie to i nie zaniepokoi, nigdy nie będę miał poczucia, że utraciłem twarz, i – rzecz jasna – na pewno nie powiem, że mnie obrażasz.

Gdy przemawiam i działam oraz mam z wami styczność – omawiając jakiś aspekt prawdy, omawiając coś w celu rozwiązania problemów, czy też po prostu gawędząc o codziennych sprawach lub rozmawiając o tym lub owym – zawsze bardzo staram się, by Moje słowa były dla was zrozumiałe, i bez względu na to, o czym mówię, robię to po to, by ludzie mieli z tego pożytek. Oczywiście jeśli omówienie dotyczy problemów związanych z prawdą, jest jeszcze bardziej istotne, żeby pozwoliło ludziom zyskać zasady praktykowania prawdy i znaleźć ścieżki wiodące do rozwiązania tych problemów. Jeśli jest to luźna rozmowa o codziennych sprawach, jest to tym bardziej normalne, bo jest to potrzeba właściwa zwykłemu człowieczeństwu. Co oznacza ta potrzeba właściwa zwykłemu człowieczeństwu? Oznacza, że czasem ludzie mają taką potrzebę, żeby ze sobą rozmawiać i dzielić się tym, co widzą i słyszą w swoim codziennym życiu. Rozmowa o życiu codziennych, pogawędki i dzielenie się różnymi sprawami to potrzeby sumienia i racjonalności właściwych zwykłemu człowieczeństwu. Jeśli o Mnie chodzi, to gdy dzielę się różnymi sprawami, częściej moim celem jest to, by pomóc ci lepiej zrozumieć ten świat, to społeczeństwo i tę ludzkość, a także by powiedzieć ci, jak powinieneś postrzegać niektóre wydarzenia mające miejsce w tym społeczeństwie i pośród ludzi, jak rozumieć złe trendy, jak rozumieć rozmaite sprawy oraz jak rozumieć różne rodzaje ludzi. Nawet gdy rozmawiam luźno o codziennych sprawach, od czasu do czasu, pokrótce, omawiam jakieś istotne kwestie dotyczące ludzi, wydarzeń i spraw. Toteż, bez względu na okazję, gdy ludzie mają ze Mną kontakt, widzą, słyszą i pojmują, że nie jestem wcale nadzwyczajny, ale normalny, realny i zwyczajny. Mając taki ludzki wygląd, czuję się wyjątkowo wolny i swobodny, gdy przebywam pośród ludzi. Jeśli myślisz, że jakimiś swoimi nadzwyczajnymi czynami wyróżniam się na tle innych ludzi albo że Moje rysy twarzy albo jakiś inny aspekt Mojej osoby czynią Mnie innym od całej reszty albo kimś nadzwyczajnym – jeśli myślisz w taki sposób, to poczuję się bardzo nieswojo i niekomfortowo. Naprawdę nie lubię, kiedy ludzie mówią takie rzeczy, i naprawdę nie lubię też, kiedy ludzie tak Mnie postrzegają. Zwłaszcza gdy spotykają Mnie po raz pierwszy, niektórzy ludzie obserwują Mnie, bacznie przypatrują się spojrzeniu Moich oczu i Moim rysom twarzy, uważnie słuchają każdego słowa, jakiego używam, i tonu Mojego głosu, chcąc się przekonać, czy jestem tak nadzwyczajny i inny niż wszyscy, jak to sobie wyobrażali. Powiadam, że nie ma takiej potrzeby; nie ma potrzeby, żeby Mnie obserwować czy sprawdzać. Jestem bardzo zwyczajną i normalną osobą. Gdy wchodzisz ze Mną w interakcje, powinieneś być odprężony, nieskrępowany i swobodny. Jeśli ciągle tylko Mnie obserwujesz i sprawdzasz, to im bardziej będziesz usiłował to robić, tym bardziej się zmęczysz i tym bardziej będziesz skołowany. Jeśli będę przez ciebie obserwowany i sprawdzany, będę odczuwał w stosunku do ciebie coraz większą antypatię i odrazę. Nie ma znaczenia, w jaki sposób mnie sprawdzasz, bo jaki z tego pożytek, jeśli nie rozumiesz, co mówię, nie wiesz, do czego tak naprawdę odnoszą się moje słowa, i nie wiesz, jakie prawdozasady należy w danym przypadku zrozumieć? To twoje sprawdzanie jest wręcz jeszcze bardziej odrażające. Kiedyś ktoś – nie wiem, czy przyglądał Mi się przez dłuższy czas, czy też zobaczył to przypadkiem – powiedział, że w Moich oczach jest świetlisty punkt, że wystarczy jedno spojrzenie i już wiadomo, że jestem Bogiem. Zapytałem go: „Co jeszcze ujrzałeś? Czy widziałeś Ducha Bożego zstępującego na Mnie w postaci gołębicy? Czy widziałeś obosieczny miecz wychodzący z Moich ust? Czy widziałeś całe Moje ciało w postaci słupa światła? Czy widziałeś rózgę żelazną w Mojej dłoni? Mówisz, że ujrzałeś świetlisty punkt w Moich oczach, ale źle mówisz. Biblia powiada: »Jego oczy jak płomień ognia«. Zgodnie z twoim rozumieniem powinieneś był ujrzeć dwoje Moich oczu w postaci płomieni ognia, by dostrzec coś z boskiej aury Boga, lecz ty ujrzałeś tylko świetlisty punkt, a więc oznacza to, że uwłaczasz Bogu”. Powiedzcie Mi, czy ta osoba nie zrobiła z siebie głupka? Czy nie jest to przejaw niedojrzałej postawy? (Jest). Mówię ci, nie musisz obserwować ani sprawdzać tych rzeczy. Wystarczy, że słuchasz tych słów, które wypowiadam, a będziesz mógł wkroczyć w prawdorzeczywistość i wejść na ścieżkę zbawienia. Jakie pojawią się problemy, jeśli będziesz upierał się przy obserwowaniu? Nie tylko nie osiągniesz żadnych rezultatów, ale też nie będziesz w stanie choćby w najmniejszym stopniu poznać Boga, a twoje pojęcia na Jego temat będą się coraz bardziej umacniać. Bóg wcielony w ogóle nie jest związany z osobą Boga ani z Jego prawdziwym ciałem, o którym On mówi, z wizerunkiem Boga w Jego proroctwach z Księgi Objawienia, ani też z wizerunkiem Boga oglądanym przez ludzi w zapisach z przeszłości. Toteż bez względu na to, jak obserwujesz Boga wcielonego, On jest zawsze normalny i realny, jest zwyczajną osobą; nie pokaże ci się od takiej strony, która jest nadzwyczajna lub wyróżniająca go na tle innych. Co zatem mam na myśli, mówiąc te słowa? Po prostu mówię ci, że nie powinieneś obserwować ani sprawdzać Boga wcielonego. Im bardziej będziesz Go sprawdzać, tym bardziej On będzie się od ciebie oddalał. Jeśli Go nie sprawdzasz, ale w czysty sposób się podporządkujesz i będziesz stanie przyjąć prawdę, wtedy Duch Święty cię oświeci i obdarzy iluminacją, prowadząc cię do zrozumienia prawdy. Jeśli ciągle obserwujesz i sprawdzasz Boga wcielonego, Duch Święty cię porzuci. Gdy zaś to uczyni, będzie tak, jakby czarna zasłona opadła na twoje oczy, i niczego nie będziesz w stanie rozróżnić. Nie będziesz rozumiał słów Boga, czytając je; gdy coś ci się przytrafi, nie będziesz w stanie tego przeniknąć ani nie będziesz wiedział, co robić, a podczas omówień nie będziesz wiedział, od czego zacząć. Będziesz czuć się bardzo nieswojo, będziesz skołowany, nawet robiąc najprostsze rzeczy, które kiedyś nie sprawiały ci problemu. To wtedy sprawy przybierają całkowicie fatalny obrót. Czy są to dobre oznaki? (Nie). Gdy więc się one pojawią, musisz szybko zawrócić z tej drogi, musisz przestać obserwować i sprawdzać Boga. Zresztą, nie rób tego, nawet gdy te oznaki się nie pojawią. Dlaczego nie powinieneś tego robić? Ta ścieżka prowadzi donikąd; ta ścieżka nie jest tą, którą powinieneś obrać. Ścieżka, którą powinieneś obrać w swoim podążaniu za Bogiem, jest następująca: przyjmij prawdę i podporządkuj się Bogu, nie obserwuj Boga, nie sprawdzaj Go ani nie wystawiaj Go na próbę. Zwłaszcza co do Boga wcielonego – jeśli nigdy Go nie widziałeś i nie wiesz, jak wygląda, to normalne, że uważnie Mu się przyglądasz przy pierwszym spotkaniu. Wywiera On wtedy na tobie określone wrażenie i dostrzegasz podobieństwo Jego głosu do głosu, który znasz z nagrań z kazaniami: „Czyli tak wygląda Bóg wcielony, taki ma wzrost, tak się ubiera. Jest prawdziwie normalny, realny i zwyczajny – to wszystko prawda, dokładnie tak, jak to opisują słowa Boże”. Wystarczy; zatrzymaj się. Nie wkładaj wciąż wysiłku w roztrząsanie tej sprawy w swoim sercu. Następnie powinieneś uważnie wsłuchać się w to, co omawia Bóg, rozważyć aspekt prawdy, którego dotyczy to, co Bóg omawia, szybko to zapisać, a później kontemplować to w głębi serca; gdy już to zrozumiesz, zacznij wcielać to w życie. To jest prawidłowy sposób traktowania Chrystusa – Boga wcielonego. Bez względu na to, jak i co omawiam, gdy chodzi o Boga wcielonego, zawsze usiłuję sprawić, byście poznali zwyczajność, realność i normalność Boga, zamiast widzieć w Nim lub poznawać Go jako kogoś nadzwyczajnego, wielkiego, unikatowego i innego niż cała reszta. Każda kwestia, o której mówię, i każdy przykład, jaki daję, wiąże się z tym tematem zwyczajności, realności i normalności Boga wcielonego. Nie ma mowy, żebym fabrykował coś w tym celu, byście błędnie uznali, że wyróżniam się na tle innych, że jestem nadzwyczajny i wielki, że wyglądam i poruszam się jak lider, że mam wielkoduszność, szerokie horyzonty i wzrost kogoś wielkiego, wielkiej osobistości. Powiem ci, że nigdy nie rozumiem, co znaczy „wzrost” albo „szerokie horyzonty”, nie rozważam w głębi serca ani nie roztrząsam tych aspektów. Co natomiast rozważam? Rozważam tematy, które należy z wami omówić, aby wprowadzić was w prawdorzeczywistość, tematy, które mogą was przynaglić i poprowadzić, pomóc wam i wskazać drogę, abyście mieli chęć i determinację, by cierpieć i płacić cenę, byście potrafili dążyć do prawdy, dobrze wykonywać swoje obowiązki i dostąpić zbawienia. Stale rozważam, które tematy omówić i które kazania wygłosić, aby ludzie mogli wkroczyć na ścieżkę zbawienia, wypełniać swoje obowiązki w sposób spełniający standardy oraz stać się prawdziwymi istotami stworzonymi. Bez względu na to, jaki temat omawiam, zawsze z całych sił próbuję pomóc wam stać się istotami stworzonymi, które spełniają standardy, uczą się podporządkowania Bogu i rozwijają w sobie bogobojne serce. Nigdy nie rozważam tego, jakich słów użyć, by sprawić, że będziecie Mnie darzyć uznaniem, ani tego, co zrobić, żebyście Mnie podziwiali, byście w swoich sercach czuli, że jestem równie nieprzenikniony jak sławne i wielkie osobistości; niczego takiego nie ma w Moim sercu. Nigdy nie namyślałem się nad tym, jak powinienem mówić, jaki ton przyjąć czy jak się wystylizować, żebyście mieli poczucie, że jestem bardzo wzniosły, żebyście nie byli w stanie Mnie przeniknąć ani dosięgnąć, byście wypadli na ludzi niewiele znaczących i ignorantów. Nigdy w głębi serca nie myślę o takich rzeczach, nigdy nie przemawiam ani nie działam po to, by chronić swój status, swój wizerunek czy swoją tożsamość; ja tylko wkładam całe serce w wypełnianie Mojej misji.

Czasami, gdy jestem zmęczony, udaję się w miejsce, gdzie mieszkają bracia i siostry, żeby pospacerować i się rozejrzeć. Niekiedy idę na przechadzkę po gospodarstwie, przyglądam się grządkom warzywnym, świniom i owcom. Gdy widzę kotka, głaskam go, przytulam i mówię do niego. Gdy widzę ślicznego szczeniaczka, też go przytulam. Była kiedyś suczka, która urodziła ponad dziesięcioro szczeniąt. Emanowała takim szczęściem w obecności ludzi, jak gdyby dokonała czegoś wielkiego. Pochwaliłem ją, mówiąc: „Jesteś teraz z siebie zadowolona, czyż nie? Spójrz, wydałaś na świat tak dużo szczeniąt, świetnie się spisałaś, dobra robota!”. Pogłaskałem ją i objąłem za szyję. Zaglądam też do psich bud, na pola uprawne i grządki z warzywami, wszędzie się rozglądam; jest naprawdę miło. Powiedzcie Mi, czy te wielkie osobistości odwiedzają takie brudne, cuchnące i niechlujne miejsca? Nie. Zwłaszcza jeśli chodzi o miejsca takie jak psie budy i chlewiki, gdzie pachnie nieprzyjemnie – większość ludzi trzyma się z daleka. Ja też nie lubię brzydkich zapachów czy odorów, ale w przypadku szczeniaczka da się to znieść. Czasami szczeniaczki ocierają się o Mnie i liżą Mnie po twarzy, a Ja je przytulam. Zwierzęta są bardzo prostymi stworzeniami; ufają swoim panom i nie muszą mieć się na baczności, więc mogą do woli bawić się i harcować ze swoimi panami. Ich życie jest aż takie proste. Niektórzy ludzie staje powtarzają, że lubią psy, lubią małe zwierzęta i opiekują się nimi, ale gdy dajesz im szczeniaczka do przytulenia, to nie chcą. Mówią wtedy: „Psy są brudne i cuchną, mogą nawet mieć jakieś wirusy!”. Ja mówię: „Ale jesteś kapryśny. Przecież lubisz małe zwierzęta, czyż nie? Nie wygląda na to, żebyś rzeczywiście je lubił”. Czy tacy ludzie nie są hipokrytami? (Są). Nie uważają samych siebie za zwyczajnych ludzi; myślą, że są szlachetni, że mają pozycję, że wielkie z nich osobistości, jak więc mogliby stykać się z tymi małymi zwierzętami, które w oczach ludzi niewiele znaczą? Nawet jeśli dotkną takiego psiaka, zaraz muszą umyć i zdezynfekować dłonie, a nawet przebrać się, zaś po powrocie do domu natychmiast biorą kąpiel. Tak daleko posuwają się pod względem higieny. Powiedzcie Mi, czy tacy ludzie nie są dziwni? Jeśli tak naprawdę nie lubisz małych zwierząt, to nie udawaj. Gdy ludzie dostrzegają, że tylko udajesz, wiedzą już, że jesteś zbyt obłudny i nieszczery, czują odrazę na twój widok i pozostawiasz po sobie złe wrażenie. Jeśli nie lubisz zwierząt, po prostu nie udawaj ani nie próbuj robić dobrego wrażenia. Im bardziej będziesz próbował robić dobre wrażenie, tym szpetniejszy i nędzniejszy będziesz w opinii ludzi. Bycie uczciwym i szczerym jest o wiele lepsze. Jeśli nie potrafisz być uczciwy i szczery, to dowodzi, że jest jakiś problem z twoim człowieczeństwem. W każdym razie zwyczajność i realność Boga wcielonego jest faktem i Jego normalność także jest faktem. Wielu ludzi dostrzegło to dzięki styczności z Nim i wiedzą oni, że to są fakty. Są to fakty, które w największym stopniu powinniście zrozumieć i poznać. Bóg wcielony jest takim zwyczajnym, normalnym człowiekiem – kłóci się to z pojęciami ludzkimi. Gdyby postępował jak zepsuci ludzie, popisując się swoją odrębnością bez względu na to, czy dokonał czegoś mniej lub bardziej istotnego, i gdyby próbował się wyróżniać, to by się zgadzało z pojęciami ludzkimi. Z jednej strony są rozmaite przejawy właściwe zepsutej ludzkości, a z drugiej – Bóg wcielony, którego, choć wyraża tak wiele prawdy, i tak charakteryzują przejawy tak normalne, jak zwykłego człowieka – które z tych przejawów są czymś pozytywnym, pożytecznym dla ludzi? Które zaś są czymś negatywnym, czego ludzie nienawidzą i odrzucają? Czy jesteście teraz w stanie w jakimś stopniu się co do tego rozeznać? (Tak). Nie musimy zatem wchodzić w dodatkowe szczegóły; wróćmy do tematu z ostatniego spotkania.

Ostatnim razem omawialiśmy kolejny temat dotyczący wyzbywania się pojęć i wyobrażeń na temat Boga wcielonego: nie wymieniać Boga wcielonego jednym tchem z zepsutą ludzkością. Zgadza się? (Tak). W ramach tego tematu wymieniłem pewne konkretne przejawy zachowania i działania Boga wcielonego z perspektywy Jego człowieczeństwa, a także niektóre przejawy istoty Jego usposobienia, a mianowicie to, że On nie oszukuje, nie rywalizuje, nie walczy, nie knuje, nie wyszydza innych, nie mści się, nie podburza i tak dalej. Ostatnim razem powiedzieliśmy sobie co nieco o tym, że Bóg nie oszukuje, nie rywalizuje i nie walczy. Jaki przejaw powinniśmy teraz omówić? (Nie knuje). Nie knuje – podobnie jak to, że nie oszukuje, nie rywalizuje i nie walczy – to zasada, wedle której Bóg wcielony, ta zwyczajna osoba, zachowuje się i działa. Oczywiście ta zasada dotyczy również istoty Jego człowieczeństwa oraz Jego usposobienia. Nie knuje – to także konkretny przejaw istoty usposobienia, bądź jeden aspekt postępowania, Boga wcielonego, tej zwyczajnej osoby. Czy łatwo jest zrozumieć wyrażenie „nie knuje”? Czy wszyscy je rozumiecie? (Tak). W najbardziej podstawowym sensie to wyrażenie należy rozumieć tak: nie knuje, czyli nie spiskuje oraz nie ucieka się do różnych taktyk i podstępów. To znaczy, że gdy przebywam i stykam się z wami, czy to w pracy, czy w życiu codziennym, zawsze jestem uczciwy i szczery. Nie uciekam się do różnych taktyk, podstępnych knowań ani spisków. Zamiast tego mówię prawdę, mówię prosto z serca i mówię wam, jak się rzeczy mają. Nie knuję przeciwko wam ani was nie oszukuję. Nie będę używał kwiecistych słów, by zyskać wasze zaufanie, a potem sprawić, że będziecie chcieli ponosić koszty, cierpieć i płacić cenę. Czy widzieliście, żebym tak robił? (Nie). Gdy was pytam, oczywiście zaprzeczacie, ale czy możecie podać przykład, który by to zilustrował? Jeśli każdy z was poda jeden przykład, to ten fakt zostanie niezbicie dowiedziony i prawdziwie zyskacie zrozumienie tej kwestii – „nie knuje”. Na przykład, ktoś mówi, że w świecie zdobył jakieś umiejętności i nauczył się pewnego zawodu. Tak się akurat składa, że w domu Bożym jest do wykonania praca bądź zadanie w zakresie pokrywającym się z tą profesją. Mówię do tego człowieka: „Jesteś trochę obeznany z tą profesją i tak się składa, że w domu Bożym jest do wykonania praca w tym obszarze. Czy potrafisz dobrze ją wykonać, opierając się na swojej profesjonalnej wiedzy i zgodnie z regułami i zasadami tej branży? Jeśli chcesz, możesz się podjąć tej pracy”. Czy jest w tym jakieś knucie albo jakiś wyzysk? Czy są tu jakieś słowa kamuflujące spisek? (Nie). Czy aby na pewno? (Na pewno). Skoro sam siebie poleciłeś i przedstawiłeś się jako ktoś obeznany z tą profesją, a ja się o tym dowiedziałem, to przydzieliłem ci tę pracę. Jeśli chcesz się jej podjąć i mówisz: „Przyjmuję to od Boga; podejmuję się tej pracy, tych obowiązków”, czyli zgłaszasz się na ochotnika, to powinieneś dobrze ją wykonywać. Jeśli nie chcesz, możesz Mi powiedzieć wprost, że nie chcesz wykonywać tych obowiązków. Czy bym cię do tego zmuszał? (Nie). Nie zmuszałbym cię, bo nie takie są Moje zasady dotyczące traktowania ludzi. Nie ma mowy, żebym zmuszał konia do picia wody, i nie będę narzucał ci Mojej osobistej woli. Nie będę cię zmuszał do zrobienia czegoś, mimo że nie chcesz, ani nie będę postępował tak, jakbym chciał cię zmusić dlatego, że mam tę tożsamość, że Moje słowa muszą mieć swoją wagę, że muszą mieć ostateczny i niezmienny charakter niczym słowa imperatora. Traktuję ludzi tolerancyjnie; daję ci wolność wyboru. Zawsze zarządzam pracą na podstawie potrzeb związanych z dziełem domu Bożego. Jeśli są ludzie z doświadczeniem w danym obszarze lub obeznani z daną dziedziną i chcą wykonywać tę pracę oraz mogą ją wykonywać lepiej, to wspaniale, bez wątpienia. Jeśli nie ma takich osób, to robimy tyle, ile możemy, w miarę naszych możliwości. To jest Moja zasada. Jeśli przydzielono ci jakąś pracę, a ty mówisz: „Nie chcę jej wykonywać. Nie lubię być wyzyskiwany przez ludzi ani słuchać poleceń domu Bożego; sam podejmuję swoje decyzje”, to w porządku, dom Boży się tobą nie posłuży. Wykonywanie obowiązków to coś, co robi się z ochotą i gotowością. Tylko wtedy, gdy ludzie chcą wykonywać obowiązki po tym, jak uwierzyli w Boga, kościół może powierzyć im jakąś pracę. Jeśli nie chcesz wykonywać obowiązków, dom Boży nie będzie cię zmuszał, a tym bardziej Ja nie będę powoływał się na swoją tożsamość czy swój status, żeby zmusić cię do pracy dla kościoła. Wybrańcy Boży wykonują swoje obowiązki i pracują wyłącznie dzięki zrozumieniu prawdy. Jeśli ktoś nie rozumie prawdy, dom Boży nie będzie go zmuszał ani wymagał od niego, żeby wykonywał obowiązki, a tym bardziej Ja nie będę narzucał mu swojej woli. Jeśli więc będę chciał, żebyś coś zrobił, powiem to wprost. Nie będę uciekał się do żadnych taktyk, nie będę robił aluzji ani używał zawoalowanego języka, żebyś musiał domyślać się, o co Mi chodzi. Nie będę tak postępował. Jeśli masz postawę i poczucie obowiązku w odniesieniu do pracy dla domu Bożego, zapytam cię wprost: „Czy chcesz się podjąć tej pracy?”. Albo będę jeszcze bardziej bezpośredni: „Weź się za tę robotę”. Nie owijam w bawełnę, mówię prostym językiem. Jeśli jesteś człowiekiem, możesz to zrozumieć. Nie musisz łamać sobie głowy nad tym, co Moje słowa właściwie oznaczają i czemu je wypowiedziałem. Nie będę zmuszał cię do głowienia się nad znaczeniem Moich słów; będę z tobą rozmawiał wprost. Moje słowa należy brać dosłownie, takie jest właśnie ich znaczenie. Zresztą, dlaczego proszę cię, byś zajął się tą pracą? Bo jesteś kimś, kto wykonuje obowiązki w domu Bożym i kto chce je wykonywać. Dlatego też jesteś zobowiązany, aby podjąć się każdej pracy, jakiej wymaga od ciebie dom Boży. Jeśli powierzam ci jakąkolwiek pracę lub jakiekolwiek zadanie, powierzam ci je całkowicie, bo uważam cię za kogoś, kto wierzy w Boga. Powinieneś przyjąć je jako swoją odpowiedzialność, swoją powinność i swój obowiązek; to jest słuszne. Powierzana ci praca i przydzielane ci zadania służą wyłącznie temu, byś wypełniał obowiązki istoty stworzonej oraz byś szukał prawdy i zyskał ją podczas wykonywania obowiązków. Nie ma tu żadnej relacji o charakterze transakcyjnym, w nic cię nie wmanewrowuję ani cię nie oszukuję. Wszystkie te wypowiedziane słowa i przydzielone zadania są pozytywne i jawne; nie ma tu żadnych sekretów. Nie wchodzą w grę relacje oparte na pieniądzach, rzeczach materialnych czy interesach, nie ma mowy o wyzyskiwaniu kogoś ani o byciu wyzyskiwanym. Absolutnie nie chodzi o wyzyskiwanie twoich mocnych stron, umiejętności i profesjonalnej wiedzy dla domu Bożego; nie ma mowy, żeby dom Boży coś takiego zrobił. Wykonywanie obowiązków wynika w całości z gotowości i chęci, by to robić; dom Boży nigdy nikogo do tego nie przymusza. Przyjmując te obowiązki, czynisz to, co istota stworzona powinna czynić. Wykonywanie tych obowiązków stanowi też twoją ścieżkę do doświadczania dzieła Bożego i dostąpienia zbawienia. Wykonując swoje obowiązki, uczysz się podporządkowywać Bogu i zyskiwać prawdę, a dzięki temu Bóg cię zaakceptuje, zapamięta i uzna. Taki plon powinieneś zebrać dzięki temu, co z siebie dałeś. Dlatego powinieneś przyjąć tę pracę jako swój obowiązek, bez żadnych obaw czy podejrzeń. Szczerze powiem ci o wszystkim, co chcę, byś zrobił. Lubię mówić wprost. Nie muszę cię przekonywać, jakbyś był trzyletnim dzieckiem, nie muszę nawijać ci makaronu na uszy, mówić w zagmatwany sposób ani prawić ci miłych słówek. Nie będę tego robił. Jeśli potrafisz śpiewać lub tańczyć, jeśli masz takie wrodzone uwarunkowania, to gdy powierzane są ci te obowiązki, powinieneś je przyjąć. Jeśli mówisz: „Biorąc pod uwagę moje wrodzone uwarunkowania, nie za bardzo nadaję się do tych obowiązków. Czy mogę ich nie wykonywać?”, to porządku. To twój wybór; Ja nie będę cię do niczego zmuszał.

Bez względu na to, co mówię albo o co cię proszę, nie ma w tym żadnego knucia. Gdy rozmawiam z przywódcami i pracownikami, pytam ich: „Jak wygląda ostatnimi czasy życie kościoła? Nowi wierzący rozpoczęli swoje życie w kościele – z jakimi problemami wciąż się zmagają? Czy zostały one rozwiązane? Jakie oni mają przemyślenia po obejrzeniu filmów i świadectw domu Bożego opartych na doświadczeniu?”. Niektórzy przywódcy i pracownicy nie potrafią odpowiedzieć. W głębi serca zastanawiają się: „Czy Ty chcesz podstępem skłonić mnie do ujawnienia mojej prawdziwej sytuacji? Sprawdzasz, czy wykonuję rzeczywistą pracę? Muszę bardzo uważać, odpowiadając, żeby nic mi się nie wymsknęło! Opowiem o dobrze wykonanej pracy, ale jeśli jakaś praca nie została wykonana należycie albo nie została wykonana wcale, nie mogę się o tym zająknąć, choćby nie wiem co. Inaczej problem wyjdzie na jaw!”. Gdy zatem zdają sprawę ze swojej pracy, z niechęcią mówią o niej coś więcej i boją się, że obnażą problemy. Tacy ludzie mają skomplikowane umysły. Gdy ich o coś pytam, gotowe słowa mają na końcu języka, ale nie ich wypowiadają. Muszą się zastanowić i dobrze to przemyśleć: „Czemu o to pytasz? Jak mogę odpowiedzieć w taki sposób, żebyś nie poznał rzeczywistej sytuacji, a jednocześnie był zadowolony?”. Tak naprawdę ja nie przepuszczam przez mentalny filtr żadnego słowa, które wypowiadam. Jaki jest Mój stan, gdy zadaję pytania? Gdy widzę kogoś i wiem, za jaką pracę odpowiada, od razu myślę o konkretnych zadaniach, jakie ten ktoś może wykonać, o problemach, które najczęściej napotyka w pracy, i o trudnościach, z którymi może się mierzyć. Myśląc o tym, wprost pytam tę osobę: „Jak ostatnio wygląda życie kościoła w miejscach, które ci podlegają? Czy wszyscy przywódcy i diakoni sprawdzają się na swoich stanowiskach? Czy bracia i siostry wiedzą, jak jeść i pić słowa Boże? Czy większość z nich oddaje się ćwiczeniom duchowym? Czy w wolnym czasie uczą się hymnów i tańców? Jak postępuje praca ewangelizacyjna?”. Każde pytanie, jakie zadaję, jest wprost i do rzeczy, nie ma tu mowy o wystawianiu na próbę czy ukrytych motywach. Po prostu biorę pod uwagę pracę i wejście ludzi w życie. Bez względu na to, jak odpowiesz, nie okaże się, że to test, któremu jesteś poddawany, ani niczego nie wykorzystam przeciwko tobie; nie ma tu mowy o tym, że z czymś się zdradzisz albo coś będzie wykorzystane przeciwko tobie. Próbuję po prostu dowiedzieć się czegoś o pracy, nie dopytuję umyślnie o czyjąś sytuację i nie jest moim celem, żeby z kimś się rozprawić lub kogoś zwolnić. Kościół nie angażuje się w walkę klas ani w spory między frakcjami – kościół wykonuje rzeczywistą pracę. Czasem, gdy widzę braci i siostry albo przywódców i pracowników, chcę po prostu luźno porozmawiać, powiedzieć kilka słów od serca i pogawędzić o codziennych sprawach. Niekiedy pytam też o problemy wciąż występujące w pracy kościoła. Mówię zawsze językiem potocznym i wszystkie moje słowa są szczere. Na przykład, pytam was: „Jak wyglądało ostatnio życie kościoła? Czy bracia i siostry wynoszą coś z każdego zgromadzenia? Czy udział w życiu kościoła pomaga rozwiązywać rzeczywiste problemy?”. Niektórzy odpowiadają: „Życie kościoła nie wygląda ostatnio zbyt dobrze. Choć uczestniczymy w zgromadzeniach, niewiele zyskujemy i nie da się rozwiązać fundamentalnych problemów”. Wtedy pytam: „W czym tkwi problem?”. Większość ludzi nie wie. Powiedzcie Mi, czy w Moim pytaniu jest jakiś haczyk? Jakieś knowanie? Nic z tych rzeczy. Zadaję pytania, by dowiedzieć się czegoś o pracy i zapoznać się z sytuacją, żebym mógł omówić z wami prawdę i rozwiązać problemy. Bez względu na to, jak odpowiecie, nie okaże się, że to test, któremu jesteście poddawani. Niektórzy względnie prostoduszni ludzie potrafią być szczerzy. Mówią: „Bracia i siostry niedawno przyjęli dzieło Boże i brak im jeszcze doświadczenia. Nie mają nic do powiedzenia podczas zgromadzeń. Jeśli czytają zbyt dużo słów Bożych, nie są w stanie ich pojąć, poza tym robią się senni i te słowa już do nich nie docierają. Nie wiemy, jak się z tym uporać”. Odpowiadam: „Można łatwo się z tym uporać. Najpierw niech wszyscy zaśpiewają hymn, potem zatańczą, a następnie niech czytają słowa Boże. Ci, którzy je rozumieją, mogą mówić o tym, jak je rozumieją, a ci, którzy mają doświadczenie, mogą o nim opowiedzieć. Ci, którzy nie mają ani zrozumienia, ani doświadczenia, mogą też podzielić się swoimi trudnościami i poprosić doświadczonych braci i siostry o pomoc przy poradzeniu sobie z nimi. Czy dzięki temu zgromadzenia nie będą owocne? Dla tych, co mają niedojrzałą postawę, też może to być budujące”. No widzisz, czy to nie rozwiązuje problemu? Gdy luźno rozmawiam z ludźmi i czasem zadaję pytania, niektórzy ludzie o skomplikowanych umysłach myślą sobie: „Twoje pytanie jest dość bezpośrednie. Nie wiem, co masz na myśli, zadając je. Muszę uważać na to, jak odpowiem!”. Zrozum, że się mylisz. Bez względu na to, z kim rozmawiam i o co pytam, ostatecznym celem jest zawsze to, by wykryć i rozwiązać problemy, by wesprzeć cię i poprowadzić oraz by pomóc ci rozwiązać problemy. Po pierwsze, nie chodzi o to, żeby cię zdemaskować i zrobić z ciebie głupka. Po drugie, nie chodzi o to, by sprawdzić, czy mówisz prawdę i czy jesteś człowiekiem prostolinijnym. Po trzecie, nie chodzi o to, by podstępem sprawić, że ujawnisz swoją prawdziwą sytuację. Po czwarte, tym bardziej nie chodzi o to, by sprawdzić, czy nadajesz się do tej pracy albo czy potrafisz wykonywać rzeczywistą pracę. Tak naprawdę bez względu na to, jak z tobą rozmawiam, chcę tylko ci pomóc i cię poprowadzić, byś wypełniał swoje obowiązki, dobrze wykonywał pracę i rozwiązywał problemy. Niektórzy zbyt wiele doszukują się w Moich prostych pytaniach, bojąc się, że jest w nich jakieś ukryte znaczenie. Niektórzy wręcz podejrzewają, że knuję przeciwko nim. Ja ewidentnie chcę pomóc ci rozwiązać problemy, a ty błędnie myślisz, że knuję przeciwko tobie. Czyż nie jest to wobec Mnie niesprawiedliwe? (Jest). Jaki jest więc tutaj problem? Ludzkie serce jest fałszywe! Choć ludzie mogą głośno mówić: „Jesteś Bogiem, muszę powiedzieć Ci prawdę, muszę być z Tobą szczery. Podążam za Tobą, wierzę w Ciebie!”, to w głębi serca wcale tak nie myślą. Bez względu na to, jak zwyczajne i proste są Moje pytania, ludzie często interpretują je w sposób dający wyraz ich przewrażliwieniu. Poprzez swoje przypuszczenia i analizy zapuszczają się na zawiłą drogę i wydaje im się, że znajdują w końcu odpowiedź, ale w rzeczywistości jest ona daleka od intencji stojących za Moimi słowami. Jest to ewidentnie bardzo proste pytanie, ale oni dzielą włos na czworo. Czy tacy ludzie nie są przewrażliwieni? Bez względu na to, o co pytam, ich serca wpadają w panikę: „Czemu o to pytasz? Jak mogę odpowiedzieć, żeby Cię zadowolić, a przy tym nie ujawnić swoich wad? Co powiedzieć najpierw, a co zostawić na później?”. Po kilku sekundach słowa padają z ich ust, bez żadnej zwłoki. Ich umysły są szybsze od komputerów. Czemu są takie szybkie? Tak naprawdę jest to już ich druga natura; taką już mają typową taktykę i taki styl w interakcjach z ludźmi i przy załatwianiu spraw. Knują przeciwko wszystkim. Dlatego bez względu na to, jak proste są Moje pytania, oni dzielą włos na czworo, sądząc, że mam jakiś swój motyw lub cel. Zastanawiają się w głębi serca: „Jeśli odpowiem zgodnie z prawdą, czy nie ujawnię swojej prawdziwej sytuacji? W ten sposób sam sobie zaszkodzę. Nie mogę pozwolić, żebyś poznał moją prawdziwą sytuację. Jak zatem powinienem odpowiedzieć? Jak mogę sprawić, że będziesz uszczęśliwiony i zadowolony, że zrobię na Tobie dobre wrażenie i że będziesz dalej się mną posługiwał?”. Popatrzcie, jak podstępni są ci ludzie! Ich umysły są zbyt skomplikowane. Nieważne, jak z nimi rozmawiam, oni wątpią i analizują. Czy tacy ludzie potrafią praktykować prawdę? Czy nadają się do tego, by Bóg się nimi posługiwał? Nie ma mowy. A to dlatego, że umysły tych ludzi są zbyt skomplikowane, wcale nie są proste; dostrzeże to każdy, kto się z nimi styka przez dłuższy czas. Ludzie są wyjątkowo dobrzy w knuciu, ale czy Ja kiedykolwiek knułem przeciwko wam w Moich kontaktach i rozmowach z wami? (Nie). Czy próbuję się dowiedzieć czegoś o twoim osobistym stanie, czy o twojej sytuacji w pracy, zawsze robię to, żeby ci pomóc, żeby rozwiązać problemy w pracy. Nawet gdy popełnisz błędy i zostaniesz przycięty lub zwolniony, nie będę knuł przeciwko tobie ani cię dręczył. Gdy problem zostaje rozwiązany, na tym koniec. Dom Boży nie będzie knuł przeciwko tobie ani cię dręczył, a tym bardziej nie będzie wykorzystywał twoich wad przeciwko tobie, nie odpuszczając ci, ani nie będzie szukał sposobów, by cię zdyskredytować i sprawić, że wszyscy się od ciebie odsuną i cię odrzucą, tak że stracisz nadzieję i sam zrezygnujesz. Nie ma mowy, żebym coś takiego uczynił. Jeśli nie nadajesz się na przywódcę albo pracownika, powiem co najwyżej tyle: „Twój potencjał jest zbyt mały i brakuje ci duchowego zrozumienia. Nie nadajesz się na przywódcę ani na pracownika. Nawet gdyby cię wybrano na takie stanowisko, nie byłbyś w stanie wykonywać rzeczywistej pracy”. Dom Boży w żadnym razie nie będzie z tego powodu knuł przeciwko tobie ani cię dręczył.

Istnieją zasady dotyczące tego, jakiego rodzaju ludźmi dom Boży się posługuje i jakich awansuje, jakimi się nie posługuje oraz jakich szkoli, a jakich nie szkoli; wszystko to opiera się na potrzebach związanych z pracą domu Bożego. Bez względu na to, kogo dom Boży awansuje i kim się posługuje, celem jest szkolenie tych ludzi, by mogli dobrze wykonywać swoje obowiązki i wiedzieli, jak doświadczać dzieła Bożego, by byli w stanie wziąć na siebie ciężar pracy i postępować zgodnie z prawdozasadami. Niezależnie od tego, jaki problem jest rozwiązywany, celem jest to, by potrafili oni zrozumieć więcej prawdy oraz by nauczyli się wyciągać naukę i zyskiwać rozeznanie w kontekście różnych osób, wydarzeń i spraw, jakie napotykają. Tym sposobem łatwiej jest im wkroczyć w prawdorzeczywistość pod każdym względem. Nie chodzi o wyzyskanie cię do świadczenia usług, a tym bardziej do obsadzenia wolnego stanowiska, gdy nie ma nadającej się osoby, tylko po to, by cię wyrzucić, gdy już taka osoba się znajdzie. To tak nie działa. Tak naprawdę chodzi o to, by dać ci możliwość szkolenia się. Jeśli dążysz do prawdy, to wytrwasz; jeśli nie dążysz do prawdy, i tak nie będziesz w stanie wytrwać. To absolutnie tak nie wygląda, że jeśli nie spodobasz się domowi Bożemu, to znajdzie on coś przeciwko tobie i będzie szukał okazji, by cię wyeliminować. Gdy dom Boży mówi, że będzie cię szkolił i awansował, to autentycznie będzie cię szkolił. Liczy się to, z jakim zaangażowaniem będziesz dążył do prawdy. Jeśli w ogóle nie przyjmujesz prawdy, to dom Boży cię skreśli i nie będzie cię już szkolił. Niektórzy ludzie po pewnym okresie szkolenia zostają zwolnieni, bo mają słaby potencjał i nie potrafią wykonywać rzeczywistej pracy. Niektórzy w czasie szkolenia nie potrafią w ogóle przyjmować prawdy, postępują samowolnie, zaburzają i zakłócają pracę domu Bożego i zostają zwolnieni. Jeszcze inni w ogóle nie dążą do prawdy, kroczą ścieżką antychrystów, stale goniąc za sławą, zyskiem i statusem, i zostają zwolnieni i wyeliminowani. We wszystkich tych sytuacjach dom Boży stosuje się do zasad dotyczących posługiwania się ludźmi. Dom Boży będzie nadal szkolił tych, którzy potrafią przyjąć prawdę i usilnie do niej dążyć, nawet jeśli dopuszczają się występków, popełniając błędy. Jeśli ktoś nie przyjmuje prawdy i nie akceptuje przycinania, gdy jest mu poddawany, to powinien od razu zostać zwolniony i wyeliminowany. Niektórzy mówią: „Czy to nie jest wykorzystanie kogoś do cna, żeby potem wykopać go za drzwi? Czy to nie jest wyzyskiwanie ludzi?”. Powiedzcie Mi, czy ktokolwiek został kiedykolwiek zwolniony i wyeliminowany albo przestał być szkolony przez dom Boży dlatego, że już do cna wyzyskano jego wartość? Czy coś takiego kiedykolwiek się zdarzyło? (Nie). W jakich zatem okolicznościach dom Boży zwalnia lub eliminuje ludzi? (Dom Boży zwalnia lub eliminuje ludzi tylko wtedy, gdy nie potrafią udźwignąć pracy albo powodują zakłócenia i niepokoje oraz czynią zło). Nikt nie jest zwalniany bez powodu. Niektórzy mają mały potencjał i nie potrafią wykonywać konkretnej pracy. Inni mają jakiś potencjał, ale nie wykonują konkretnej pracy ani nie chronią interesów domu Bożego; nie wykonują pracy, do której są zdolni, nie chcą się angażować w pracę kościoła i męczą się, gdy ją wykonują, nie chcą cierpieć, płacić ceny ani nikogo urazić. Tacy ludzie nie potrafią wykonywać rzeczywistej pracy, więc muszą zostać wyeliminowani; nie jest czymś właściwym, by dalej zajmowali dane stanowisko. Nie tylko utrudniają pracę kościoła, ale także przeszkadzają wybrańcom Bożym w wejściu w życie. W takiej sytuacji muszą wykazać się samoświadomością i szybko zrezygnować, ustępując miejsca tym, którzy potrafią wykonywać rzeczywistą pracę. Niektórzy nie wykonują rzeczywistej pracy, a mimo to cieszą się korzyściami płynącymi ze statusu, a nawet wywołują niepokoje i powodują zakłócenia. Martwią się też, że Zwierzchnictwo dowie się o ich problemach i ich zwolni, więc gdy trzeba zdać sprawę z pracy, próbują poprzez zadawane pytania stworzyć pozory tego, że szukają prawdy i są szczególnie aktywni, chcąc zrobić dobre wrażenie na Zwierzchnictwie i dowieść, że są ludźmi, którzy szukają prawdy i potrafią wykonywać rzeczywistą pracę. Zwierzchnictwo posługuje się ludźmi i szkoli ich nie na podstawie tego, czy umieją się dobrze wysłowić, czy są wprawieni w stawianiu pytań albo czy mają lotny umysł – Zwierzchnictwo wybiera i szkoli ludzi, biorąc pod uwagę to, czy miłują prawdę i dążą do niej oraz czy potrafią z oddaniem wykonywać swoje obowiązki. Są też ludzie, którzy nie dość, że nie wykonują konkretnej pracy ani nie chronią interesów domu Bożego, to jeszcze powodują zakłócenia i wywołują niepokoje oraz zdradzają interesy domu Bożego. Ustalenia domu Bożego dotyczące pracy jasno określają, czego nie wolno, a co należy robić, ale ci ludzie żadnego z tych elementów nie wdrażają, a wręcz dopuszczają się nieprawości, działając bez zastanowienia. Wielu było takich i wszyscy zostali zwolnieni. Gdy dom Boży awansuje tych ludzi, to niezależnie od sytuacji robi to zawsze po to, by ich szkolić i wprowadzać w prawdorzeczywistość, mając nadzieję, że będą w stanie dobrze wykonywać pracę kościoła i wypełniać obowiązki, jakie powinni wypełniać. Nawet jeśli nie wiesz, jak wykonać jakąś pracę, bo jesteś głupi i brakuje ci rozeznania lub dlatego, że masz mały potencjał, to dopóki usilnie dążysz do prawdozasad, masz takie poczucie odpowiedzialności, chcesz dobrze wykonywać tę pracę i potrafisz chronić pracę kościoła, dom Boży nadal będzie cię szkolił, choćbyś w przeszłości popełnił jakieś głupstwa. Niektórzy są w stanie wykonywać jakąś prostą pracę, mimo że mają braki, jeśli chodzi o potencjał. Choć ich omawianie prawdy w celu rozwiązania problemów nie może przynieść dobrych rezultatów, to potrafią oni chronić pracę kościoła. Jakikolwiek aspekt prawdy jest omawiamy na danym zgromadzeniu, oni są w stanie to przyjąć, okazać posłuszeństwo i się podporządkować. Jeśli jakaś praca nie jest dobrze wykonywana, potrafią wyciągnąć z tego naukę. Choć mają dość kiepski potencjał, to ich serca potrafią z zapałem dążyć do prawdy. Po jakimś czasie robią już postępy w pracy i osiągają coraz lepsze rezultaty. W Moich oczach tacy ludzie mogą mieć nadzieję na zbawienie. Większość ludzi sądzi, że ci, którzy mają duży potencjał, prawdopodobnie dostąpią zbawienia. Z Mojej perspektywy wcale nie musi tak być. Kluczowe jest to, że ludzie muszą dążyć do prawdy, by mogli zyskać dzieło Ducha Świętego, odrzucić swoje zepsute skłonności i dostąpić zbawienia. Niektórzy mają przeciętny potencjał i osiągają średnie rezultaty, wykonując swoje obowiązki, ale po dziesięciu latach podlewania i zaopatrywania przez dom Boży zaczynają wkładać całe serce w prawdę i rzeczywiście dochodzą do zrozumienia niektórych prawd. Zdobywają ponadto rzeczywiste doświadczenia, potrafią niektóre sprawy przejrzeć na wylot i są w stanie rozwiązać niektóre problemy, robiąc coraz większe postępy w pracy kościoła. To całkiem nieźle; takich ludzi warto szkolić. Choć może nie całkiem nadajesz się do tej pracy, to przynajmniej Zwierzchnictwo w pewnym stopniu afirmuje cię w jej kontekście. Powiedzcie Mi, czy powierzenie komuś obowiązków jest równoznaczne z wyzyskiwaniem go? (Nie). Bez względu na to, ile pracy jesteś w stanie wykonać i jaki jest twój potencjał, to nie jest wyzysk, gdy dom Boży posługuje się tobą i cię awansuje. Intencją jest wykorzystanie tej sposobności, by pozwolić ci szkolić się w tej pracy i doskonalić cię poprzez twoje dążenie do prawdy, ciężką pracę i dźwiganie dużych brzemion. Z jednej strony, to cię osobiście doskonali, a z drugiej – realizowana jest w ten sposób praca domu Bożego. Zarazem naszykowałeś dobre uczynki i zyskałeś coś w związku z twoim osobistym wejściem w życie. O, jakie to jest dobre! Dwa dobre rezultaty za jednym posunięciem. Niektórzy spośród tych, którzy zostali zdemaskowani i wyeliminowani, mówili kiedyś: „Czy próbujesz mnie wyzyskiwać do świadczenia usług dla domu Bożego? Nie ma mowy! Nie jestem taki głupi!”. Nawet takie słowa są zdolni wypowiedzieć – czy prawdziwie wierzą w Boga? Czy tacy ludzie rozumieją prawdę? Co ma wspólnego powierzanie ludziom jakichś drobnych obowiązków z ich wyzyskiwaniem? Jeśli rzeczywiście jesteś kimś, kto rozumie prawdę, powinieneś zrozumieć intencje Stwórcy i wypełniać obowiązki istoty stworzonej. Tak wygląda branie na siebie swojej ludzkiej odpowiedzialności i powinności. Jeśli nie masz nawet tyle sumienia i rozumu, czy godzien jesteś, by cię nazywano istotą stworzoną? Jeśli naprawdę masz sumienie i rozum, powinieneś prawidłowo traktować swoje obowiązki. Jeśli masz do tego odpowiedni potencjał, powinieneś usilnie dążyć do prawdy. Jeśli chcesz aktywnie wykonywać to, co do ciebie należy, dom Boży powierzy ci określoną pracę i położy brzemię na twoich barach. Nie jest to knucie przeciwko tobie ani wyzyskiwanie cię, ale awansowanie, szkolenie, dawanie możliwości rozwoju i wprowadzanie cię w prawdorzeczywistość. To jest aż takie proste. Niektórzy mówią: „Jestem już stary, brakuje mi zapału i siły fizyczne mnie opuszczają. Nie chcę już dźwigać tego brzemienia. Czy mogę zrezygnować?”. Jasne, w porządku, ale zanim zrezygnujesz, musisz to dobrze przemyśleć. Jeśli prawdziwym powodem nie jest słaba kondycja fizyczna, ale zmiana w twoim osobistym myśleniu, i jeśli się wahasz, boisz się cierpienia i zmęczenia, jeśli boisz się, że im wyżej zajdziesz, tym boleśniejszy będzie twój upadek, i jeśli stale prześladuje cię ta myśl, to przeświadczenie, że na samej górze człowiek jest samotny, to musisz zachować ostrożność. Nie odrzucaj tego posłannictwa, tych szczególnych obowiązków; musisz dobrze się nad tym zastanowić. Takie sposobności nie nadarzają się często – są niezwykłą rzadkością, czyż nie? Być może upierałbyś się, mówiąc: „Nie musisz mnie przekonywać. Myślałem nad tym przez długi czas i już podjąłem decyzję. Nie możesz mi tego wyperswadować; po prostu nie chcę już dłużej się tak męczyć. Wszyscy inni żyją sobie wygodnie, czemu tylko ja mam być taki wykończony? Czy moim przeznaczeniem jest cierpienie? Nie chcę znosić takich trudów! Nie chcę zdawać się na los! Kościół nie powinien knuć przeciwko mnie; nie jestem niewolnikiem kościoła ani nie sprzedałem się kościołowi!”. Powinieneś zatrzymać ten potok nieprzyjemnych słów; jeśli powiesz więcej, popełnisz zbyt wiele grzechów, a przecież musisz brać odpowiedzialność za swoje słowa i decyzje, które podjąłeś. Po pierwsze, wierzysz w Boga po to, aby zyskać błogosławieństwa; nie sprzedałeś się domowi Bożemu. Po drugie, gdybyś chciał sprzedać się domowi Bożemu, musiałby on i tak uważnie rozpatrzyć, czy posiadasz odpowiednią wartość, czy byłby jakiś pożytek z kupienia ciebie. Jeśli więc myślisz, że dom Boży knuje przeciwko tobie i chce cię wyzyskiwać do świadczenia usług, to się mylisz, bo kryteria, według których dom Boży ocenia ludzi, są następujące: czy człowiek szczerze wierzy w Boga, czy miłuje prawdę, czy potrafi być posłuszny słowom Bożym i czy jest w stanie podporządkować się Bogu. Dom Boży wybiera i szkoli ludzi, opierając się na tych kryteriach. Jeśli tak źle myślisz o domu Bożym, to nie masz sumienia ani rozumu i jesteś całkowicie bezwartościowy. Nie dość, że dom Boży nie posłuży się tobą do wykonywania obowiązków, to jeszcze będzie też musiał szybko cię wyeliminować jako niedowiarka. Jeśli nie masz szczerej wiary w Boga, powinieneś niezwłocznie opuścić dom Boży; nie grzęźnij już dalej w domu Bożym. Nie należysz do domu Bożego; dom Boży nie potrzebuje takich ludzi. Zabieraj się czym prędzej.

Czy luźno rozmawiam, czy też oficjalnie coś omawiam lub wygłaszam kazanie, Moim celem w każdym słowie, jakie wypowiadam, w każdej sprawie, o której mówię, i w każdym aspekcie prawdy, jaki omawiam, jest umożliwienie wam tego, byście poznali swoje własne zepsucie, byście rozpoznali swoje wady, braki, niedoskonałości i trudności oraz, co najważniejsze, byście poznali swoje skażone skłonności i przejawy waszego zepsucia w różnych sytuacjach i okolicznościach. Gdy już poznacie swoje skażone skłonności, zyskacie głębsze zrozumienie samych siebie, będziecie znali swoje miejsce i staniecie się nieco rozsądniejsi. Będziecie patrzeć na samych siebie przez pryzmat słów Bożych oraz odnajdziecie w nich odpowiednie zasady praktyki i ścieżki praktyki, aby uporać się ze swoimi trudnościami, czyli wyzbyć się skażonych skłonności przejawianych w codziennym życiu bądź braków w waszym człowieczeństwie. Stopniowo będziecie odrzucać te skażone skłonności oraz różne szatańskie myśli i zapatrywania, które Boga napawają odrazą, a przyjmując prawdę, osiągniecie prawdziwą przemianę waszych zapatrywań na różne sprawy i waszego usposobienia życiowego. Jedynie to jest zgodne z intencjami Boga. We wszystkim, co mówię – czy to gawędząc z wami na co dzień, czy też oficjalnie coś omawiając i wygłaszając kazania – każde słowo odnosi się do waszej rzeczywistej sytuacji. Wypowiadam te słowa, bo dostrzegłem wasze potrzeby. Choć fakty, które wymieniam, mogły zostać w jakiś prosty sposób przetworzone, te przykłady są reprezentatywnymi przypadkami wybranymi na podstawie faktów, w których przejawiło się wasze zepsucie, i na podstawie waszych uczynków. Posługując się tymi faktami i przykładami, demaskuję zepsute skłonności i naturoistotę ludzkości, tak aby ludzie mogli się nad sobą zastanowić, a przyniesie to dobre rezultaty. Toteż bez względu na to, jaki temat omawiam, po pierwsze, nie ma w tym żadnych pułapek, po drugie, nie ma w tym żadnych knowań, i po trzecie, nikogo w ten sposób nie sprawdzam ani nie wystawiam na próbę. Chodzi wyłącznie o to, byście mogli lepiej zrozumieć intencje i wymagania Boga, byście potrafili postrzegać ludzi i sprawy oraz postępować i działać zgodnie z prawdozasadami, a także byście ostatecznie przyszli przed oblicze Boga, podporządkowali się Mu i mieli bojaźń Bożą. Gdy więc komunikuję się z wami i gawędzę o codziennych sprawach albo w sposób formalny rozmawiam o pracy lub o nią wypytuję, to czy patrząc wstecz na te wszystkie lata, dostrzegacie w Moich słowach jakiekolwiek knowania czy pułapki? (Nie). Czy kryje się w nich intencja, by was wyzyskiwać albo coś na was wymuszać? (Nie). Na pewno nie? (Na pewno). Na przykład, pewien człowiek jest odpowiedzialny za hodowlę zwierząt na farmie. Pytam go, ile dni trzeba, żeby kura zniosła jajko, a on się zastanawia: „O co Ci chodzi w tym pytaniu? Czy próbujesz się dowiedzieć, czy dobrze karmię kury? Jaka odpowiedź będzie zatem właściwa? Jeśli powiem, że każda kura znosi jedno jajko dziennie, będzie oczywiste, że to niemożliwe; to byłoby kłamstwo. Jeśli powiem, że każda kura znosi jedno jajko co dwa lub trzy dni, czy pomyślisz, że nie karmię ich, jak należy, i że nie daję im pożywnej paszy? Jak zatem powinienem odpowiedzieć?”. Ciągle się nad tym głowi i nigdy nie udziela odpowiedzi. Tak naprawdę w moim pytaniu nie kryją się żadne inne intencje; chcę po prostu zdobyć informacje o tym, jak wygląda hodowla kur. Jednak gdy tylko zadaję to pytanie, ten człowiek zbyt wiele się w nim doszukuje i cały czas próbuje zgadnąć, o co mi tak naprawdę chodzi. Czyż z takimi ludźmi nie jest trudno się dogadać? Czy jest w ogóle możliwa normalna komunikacja w kontaktach z takimi ludźmi? Nie jest możliwa żadna komunikacja. Mam taki nawyk: lubię zajrzeć tu i tam, żeby sprawdzić, jak się sprawy mają. Czasem zauważam problemy. Jeśli problem dotyczy czystości środowiska, to należy zrobić porządki. Jeśli dotyczy personelu, to należy wprowadzić odpowiednie modyfikacje. Jeśli dotyczy umiejętności zawodowych, to powinniśmy zasięgnąć porady i uczyć się. Gdy problemy wyjdą na jaw, należy je rozwiązać. Wiele problemów wykryto przez przypadek i rozwiązano podczas codziennych rozmów; niektóre rzeczywiste problemy łatwo było rozwiązać. Toteż nie ma potrzeby, że ludzie wpadali w panikę, gdy Mnie spotykają i wchodzą ze Mną w interakcje. Wiele problemów zostaje zauważonych podczas interakcji z ludźmi i łatwo te problemy rozwiązać. Utrzymywanie kontaktu z ludźmi i rozmawianie z nimi jest niezbędne; nie chodzi tylko o zapoznanie się z sytuacją i identyfikację problemów, ale także o ich równoczesne rozwiązanie. Czy nie jest to korzystne? (Jest). Gdy luźno rozmawiam z ludźmi, niektórzy są szczerzy w tym, co mówią, podczas gdy inni mają bardzo skomplikowany sposób myślenia i nie mają odwagi mówić prawdy, wciąż tylko zastanawiając się, czy Moje słowa niosą ze sobą jakieś ukryte znaczenia albo czy próbuję przeciwko komuś knuć. Dlatego gdy tylko ich o coś zapytam, robią się nerwowi i pot zaczyna spływać im z czoła. Mówię: „Nie jest przecież gorąco, czemu się tak pocisz?”. Ten ktoś odpowiada: „Tobie może nie jest gorąco, ale mi jest! To, co powiedziałeś, tak bardzo mnie przeraziło, że serce prawie wyskoczyło mi z piersi. Teraz pocą mi się dłonie i stopy, serce wali mi jak młotem i nie mam pojęcia, co robić”. Mówię: „Nie musisz wpadać w panikę. Ja po prostu prowadzę zwyczajną, luźną rozmowę. Jeśli faktycznie jest jakiś problem, to go rozwiążemy i już. Nie myśl, że jestem aż tak przerażający, jakby wykrycie jakiegoś problemu oznaczało, że dokonam egzekucji na całej twojej bliższej i dalszej rodzinie. Ja nie »usuwam« ludzi, ja usuwam problemy. Usuwanie problemów ma kluczowe znaczenie”. Jaki rodzaj wiary powinieneś mieć? Z jednej strony, bez wątpienia postępuję zgodnie z zasadami, w sposób bezwzględnie sprawiedliwy. Nie działam pod wpływem emocji, samowolnie czy arbitralnie: nie będzie tak, że gdy mi się nie spodobasz, to będę się ciebie czepiał, krytykował cię i doszukiwał się w tobie wad, a potem wyrzucę cię i znajdę do pracy kogoś, kto budzi we Mnie sympatię. Z drugiej strony, traktuję wszystkich w sposób uwzględniający rzeczywistą sytuację i rzeczywisty problem; istnieją zasady. Ludziom wolno popełniać błędy, robić głupstwa, ulegać słabości i popadać w zniechęcenie. Jednak jednej rzeczy im nie wolno: jeśli przysparzasz kłopotów oraz umyślnie zakłócasz i zaburzasz pracę kościoła, to powinieneś się nad sobą zastanowić. Jeśli nie chronisz interesów domu Bożego i stale zdradzasz te interesy, to kościół nie ma potrzeby, byś wykonywał obowiązki; dom Boży będzie musiał znaleźć odpowiednią osobę, która cię zastąpi. To jest postępowanie zgodne z zasadami. To, jak rozwiązuję problemy, jak załatwiam sprawy i jak traktuję ludzi – wszystko to jest czynione zgodnie z zasadami. Nie musisz się martwić, że się z tobą rozprawię, jeśli zauważę w tobie jakiś problem; wszystko zależy od tego, jaki to problem, a sytuacja zostanie rozstrzygnięta zgodnie z naturą problemu. Jeśli natura twojego problemu nie jest poważna i jeśli problem nie wynika z twojego umyślnego działania, ale jest skutkiem chwilowego przeoczenia albo głupoty, to zostanie rozwiązany poprzez omówienie prawdy. Wyciągnij z tego naukę i nie popełniaj już tego błędu. Czasami przyczyną jest to, że ludziom brakuje wiedzy i doświadczenia oraz nie posiadają jakichś umiejętności zawodowych; w takim przypadku nie leń się i czym prędzej naucz się tych umiejętności. Jeśli jednak jest to celowe i umyślne, jeśli nie chcesz wykonywać tych obowiązków, a nawet z premedytacją doprowadzasz w domu Bożym do powstania szkód majątkowych, to sprawę należy potraktować poważnie. Ci, którzy powinni zostać zwolnieni, będą zwolnieni, a ci, których należy odesłać, zostaną odesłani; nie ma potrzeby się obawiać. Jeśli macie wiarę, to będziecie czuć się znacznie bardziej rozluźnieni, kiedy coś mówię i załatwiam z wami różne sprawy. Gdy z tobą rozmawiam lub odnoszę się do pracy bądź spraw zawodowych, powinieneś umieć się odprężyć, powinieneś wiedzieć, że Bóg nie knuje przeciwko nikomu i przeciwko tobie też nie będzie knuł; możesz mieć co do tego pewność. Jeśli nawet takiej wiary ci brakuje, jeśli nie wierzysz, że Bóg jest łagodny i sprawiedliwy, to gdy mówisz, że wierzysz w Boga, że podążasz za Bogiem wcielonym, że podążasz za Chrystusem – gdzie jest twoja wiara? Jak możesz zdobyć się na szczerość wobec Niego? Jeśli na każdym kroku masz się przed Nim na baczności, jeśli spekulujesz na Jego temat, jesteś wobec Niego podejrzliwy i ciągle Go sprawdzasz, to nie masz prawdziwej wiary w Niego. Jeśli nie pokładasz w tej osobie prawdziwego zaufania i prawdziwej wiary, to w jakim stopniu możesz wierzyć w Moje słowa? Czy jest jakiekolwiek stwierdzenie, w które potrafisz prawdziwie uwierzyć, prawdziwie je przyjąć? Prawie takich nie ma, zgadza się? (Tak).

Kiedyś udałem się do jednego z kościołów, by sprawdzić, jak się sprawy mają. Gdy wszedłem do środka, najpierw się z wszystkimi przywitałem. Ktoś podszedł bliżej, od razu podsuwając mi krzesło, a potem usłyszałem od nich, że właśnie nad czymś dyskutują. Gdy tak mówili, nagle zauważyłem, że jeszcze przed chwilą w pomieszczeniu było ich czworo albo pięcioro, a teraz są tylko dwie osoby. Pomyślałem, że może tamci poszli do swoich pokojów, żeby przyczesać włosy i się odświeżyć, i że zaraz wrócą, ale upłynęło sporo czasu i nikt nie przychodził. Wtedy zrozumiałem: nie byłem mile widziany; zjawiłem się w niedogodnym momencie. Byłem nieproszonym gościem. Swoim przyjściem sprawiłem, że poczuli się niekomfortowo, byli skrępowani. Pomyśleli: „Czy Twoje odwiedziny mają jakiś cel?”. Bali się, że wpadną w pułapkę, że to jakiś podstęp albo fortel, więc nie chcieli spotkać się ze Mną twarzą w twarz i wzbraniali się przed rozmową i interakcjami ze Mną. To nie przesada i niczego tu nie koloryzuję. Nie opowiadam żadnej historyjki – to się naprawdę wydarzyło. Być może dopiero wtedy, gdy zamknąłem za sobą drzwi, odetchnęli z ulgą i powiedzieli: „W końcu sobie poszedł! Byłem śmiertelnie przerażony!”. Pomyślałem sobie: czy taki już mój wielki „urok”, że potrafię ludzi tak bardzo przerazić? Powiedzcie Mi, na jaki problem wskazują takie przejawy u ludzi? Naprawdę nigdy nie widziałem, żeby ludzie w taki sposób wierzyli w Boga. Tego rodzaju ludzie lubią żyć w mrocznych zakamarkach; nie lubią żyć w świetle, nie lubią żyć w sposób otwarty i uczciwy. Powiedzcie Mi, czy gdy wśród was przebywam, czujecie się skrępowani i spięci i nie chcecie ze Mną rozmawiać? A może pragniecie kontaktu ze Mną, chcecie zyskać prawdę i nawet wam nie przeszkadza, że robicie się trochę spięci? W jakim stanie znajduje się wasz umysł? (Choć czujemy się trochę spięci, to nic nie szkodzi, jeśli tylko możemy zrozumieć prawdę i coś zyskać). Większość ludzi po spędzeniu dwóch lub trzech godzin na rozmowie ze Mną odkrywa, że w Moim omówieniu jest bardzo dużo istotnych słów, rzeczy, o których nigdy dotąd nie słyszeli, więc mają poczucie, że naprawdę warto było tego dnia wysłuchać tych słów, i budzi się w nich wielka chęć, by słuchać Moich omówień. Jeśli czasem prowadzę luźną rozmowę, są trochę rozczarowani, a zadowolenie czują tylko wtedy, gdy dzięki Moim słowom mogą coś zyskać. Dla takich ludzi gotów jestem omawiać niektóre prawdy, obejmujące sprawy z prawdziwego życia, tak by wszyscy mogli na tym skorzystać. Niektórzy ludzie, widząc mnie, zawsze się boją, że zapytam ich o pewne sytuacje, że nie będą wiedzieć, jak odpowiedzieć, i wyjdą na niezguły. Umysły takich ludzi są zbyt skomplikowane; wcale nie są proste. Inni są chętni, by szukać prawdy, i otwarcie mówią o swoich trudnościach, nie obawiając się wyśmiania – to jest właściwe podejście. Zasada naszej komunikacji i naszego dialogu brzmi: otwórz swoje serce, mów wszystko, co myślisz, i bądź szczery. Rozmawiam i chodzę w interakcje z wami w ramach zwykłego człowieczeństwa. Ze względu na Moją tożsamość i Mój status wiem więcej niż wy, więc to oczywiste, że powinienem mówić więcej. Jeśli chcecie słuchać, możecie coś zyskać; jeśli nie chcecie słuchać, nie będę was zmuszał. Jeśli macie jakieś spostrzeżenia, przemyślenia, doświadczenia, zrozumienie lub wiedzę w zakresie omawianych tematów, możecie się też nimi podzielić. To się nazywa interakcja; to jest zwykłe człowieczeństwo. Jeśli czujesz, że to, co mówię, jest bardzo ważne, to powinieneś uważnie słuchać. Jeśli przerasta cię to, co mówię, to zamilknę i pozwolę ci mówić. Jeśli nie masz nic do powiedzenia, zadam ci pytania i cię poprowadzę. Na przykład, mogę zapytać: „Jak wygląda ostatnio twoje życie kościelne? Czy masz jakieś trudności podczas wykonywania obowiązków?”. Jeśli masz trudności, powinieneś szczerze o nich opowiedzieć, a ja pomogę ci się z nimi uporać. To się nazywa interakcja i jest to coś, co powinno istnieć w ramach zwykłego człowieczeństwa. Czyż nie jest to coś, co wszyscy lubią? (Jest). Jeśli masz sumienie i rozum, twoje człowieczeństwo będzie zwykłe, a nasze rozmowy i pogawędki będą mogły opierać się na szczerości, zaufaniu i szacunku, dzięki czemu będziemy mogli się otwierać i mówić prosto z serca. Jeśli nie masz sumienia ani rozumu i nie chcesz szukać prawdy, zostaje ci tylko jedna ścieżka praktyki: od teraz ucz się powstrzymywać od analizy, nie próbuj czytać Mi w myślach, kierując się Moimi słowami i wyrażeniami, nie bądź ograniczony i nie wypowiadaj słów wystawiających na próbę. Ktoś może powiedzieć: „Nie potrafię tego wszystkiego osiągnąć”. W takim razie trzymaj gębę na kłódkę. Jeśli każę ci być cicho, a ty myślisz, że knuję przeciwko tobie i cię ograniczam, łatwo sobie z tym poradzić: możesz po prostu odejść. Nikomu spośród tych, których spotykam, nie stawiam żądań, i nigdy nie ograniczam ludzi. Jeśli ktoś stale się Mnie o coś czepia i nie pasuje mu ani to, że z nim rozmawiam, ani to, że z nim nie rozmawiam, to mogę jedynie trzymać się z dala od takiego człowieka i unikać kontaktu z nim. Jeśli niektórzy ludzie stale boją się kontaktu ze Mną, wciąż tylko myśląc, że będę knuł przeciwko nim, a mimo to chcą tego kontaktu, by zyskać prawdę, to mówię ci, że z taką mentalnością nie możesz zyskać prawdy; nie jesteś kimś, kto prawdę miłuje. Zawsze myślisz o ludziach jak najgorzej, uważając, że nikt nie jest tak dobry jak ty. Bez względu na to, co do ciebie mówię, zawsze myślisz, że na pewno knuję przeciwko tobie. Nie wierzysz Mi i nie masz do Mnie żadnego zaufania. W takim razie harmonia między nami jest niemożliwa, a już na pewno nie jesteśmy między sobą zgodni pod względem człowieczeństwa. Nie mamy żadnych wspólnych hobby ani zainteresowań, żadnych wspólnych celów, do których moglibyśmy aspirować i dążyć. Jeśli chodzi o człowieczeństwo, ścieżka, którą idziesz, twoje szczęście, twój gniew, smutek i radość, twoje upodobania i zainteresowania są inne niż Moje. Wszystko, co lubisz, ma charakter negatywny, podczas gdy wszystkie tematy, o których Ja chcę mówić, dotyczą tego, co pozytywne. Stale próbujesz przejrzeć Mnie na wylot. Bez względu na to, jaką prawdę omawiam, ty zawsze zastanawiasz się, czy jest w tym jakaś intryga, czy coś knuję, czy możesz ponieść stratę lub zostać oszukanym. Jeśli stale się nad tym zastanawiasz, to jaka byłaby atmosfera, gdybyśmy się spotkali i zaczęli rozmawiać? (Niezręczna). W takiej sytuacji czułbym się przy tobie niezręcznie i vice versa; obydwaj czulibyśmy się niezręcznie. Czy takie przebywanie ze sobą nie byłoby obopólną udręką? Czy odczuwalibyśmy jakiekolwiek szczęście? Żadnego. Jeśli lubisz słuchać tego, co mówię, jeśli chcesz słuchać, jeśli tematy, które omawiam, są czymś, do czego aspirujesz, czymś, co cenisz sobie w głębi serca, czymś, do czego dążysz, i czymś, co może zaspokoić potrzeby twojego człowieczeństwa, to nie będzie niechęci ani oporu w naszych sercach, nawet gdybyśmy mieli po prostu siedzieć w milczeniu. Będziemy mogli wchodzić ze sobą w interakcje i osiągnąć harmonię, żyjąc obok siebie. Przypuśćmy jednak, że nie lubisz słuchać słów, które wypowiadam, a nawet czujesz w głębi serca niechęć i opór, mimo że wszystkie te słowa są bardzo realne i pożyteczne dla ludzi. Naprawdę nie potrafisz wziąć sobie do serca pozytywnych rzeczy, o których mówię, a jeśli chodzi o słowa omawiające prawdę, które wypowiadam, by rozwiązać problemy, zwłaszcza gdy dotyczy to wyzbywania się zepsutych skłonności, to masz wręcz poczucie, że poddaję cię praniu mózgu, że cię oszukuję i próbuję wyzyskać do głoszenia ewangelii i pozyskiwania większej liczby ludzi, by rozszerzać zasięg oddziaływania domu Bożego. W takim razie to ty się mylisz. Stale myślisz w sposób wypaczony, stale chcesz przekręcać fakty, nazywać czarne białym, a nawet opisywać rzeczy pozytywne, które zgodne są z prawdą, jako coś negatywnego, nikczemnego, co nie dostosowuje się do trendów społecznych. Bez względu na to, co mówię, ty nie wierzysz, że to jest prawda, że to jest coś pozytywnego. Nie może więc być między nami komunikacji; harmonia między nami jest niemożliwa, bo nie mamy wspólnego języka. Nie możemy jeść przy tym samym stole; nie możemy osiągnąć jedności serca i umysłu. Jakiego zatem pokroju człowiekiem jesteś? Ściśle mówiąc, nie jesteś częścią domu Bożego; jesteś człowiekiem niewierzącym. Bez względu na to, jak właściwe są tematy, które omawiam, i niezależnie od tego, jak właściwe są ścieżki i zasady praktyki, ty stale doszukujesz się w nich zbyt wiele. Stale postrzegasz, rozumiesz i interpretujesz je z nikczemnej perspektywy, z nikczemnej pozycji i z nikczemnego punktu widzenia; nie przyjmujesz prawidłowych ścieżek i zasad praktyki, o których mówię. Dlatego słuchając Mnie, czujesz się niezręcznie. Czemu czujesz się niezręcznie? Bo to nie są potrzeby twojego człowieczeństwa. A czego potrzebujesz? Dążyć do wolności, zarobić fortunę, jeść, pić i weselić się. Twoje motta życiowe brzmią: „W życiu chodzi tylko o to, by dobrze zjeść i ładnie się ubrać” oraz „Baw się dobrze, póki możesz”. Co lubisz? Lubisz złe trendy, cudaczne ubrania, celebrytów i sławnych ludzi, a także nadzwyczajność i wspaniałość człowieka. W takim zaś razie nie jesteś kimś, kto szczerze wierzy w Boga, nie jesteś częścią domu Bożego; twoje człowieczeństwo nie potrzebuje tego, co pozytywne. Bez względu na to, co mówię, co robię i jak to robię, gdy się z tobą stykam, wszystko to jest dla tych, którzy nie mają sumienia, rozumu ani potrzeb właściwych zwykłemu człowieczeństwu tylko teorią, powiedzonkiem, metodą. Niektórzy myślą nawet: „Gdy coś mówisz, wchodzisz w takie drobne szczegóły, a nawet dajesz przykłady. Czy nie jest to próba zaszczepienia Twoich idei i zapatrywań głęboko w ludzkich sercach? Czy nie próbujesz sprawić, by ludzie przyjęli Twoje idee i zapatrywania? Czy nie próbujesz poddać ich praniu mózgu i z czasem otępić ich Twoimi różnymi ideami i zapatrywaniami?”. Jeśli naprawdę tak czujesz, jeśli przekonany jesteś, że te słowa nie są prawdą, nie są prawdziwą drogą, którą ludzie powinni przyjąć i praktykować, i nie są zasadami, których ludzie powinni przestrzegać, to możesz odmówić ich przyjęcia; masz wolny wybór. Możesz także odejść z kościoła. Masz prawo dokonać wyboru, a także prawo do nieprzyjęcia prawdy. Ale nie przekręcaj faktów i nie nazywaj czarnego białym. Prawda jest prawdą zawsze; nie może przestać być prawdą tylko z tego powodu, że kilkoro diabłów i szatanów zaprzecza jej i ją potępią, a tym bardziej nie może przestać być prawdą z tego powodu, że nie podoba się wielu ludziom i wielu ludzi nie potrafi jej przyjąć. Prawda istnieje na zawsze; jest odwiecznie i na wieki niezmienna. Bez względu na to, ilu ludzi potrafi ją przyjąć, prawda jest na zawsze prawdą. Moje pogawędki, kontakty i interakcje z wami w całości opierają się na tym, że macie ufność we Mnie; to jedna z najbardziej fundamentalnych zasad. By mieć tę ufność, musicie przede wszystkim w głębi serca potwierdzić, że w żadnym słowie, które wypowiadam, w żadnym pytaniu, które zadaję, ani w żadnej sprawie, o której mówię, nie ma knucia, forteli, pułapek i wystawiania was na próbę. Możecie więc mieć co do tego pewność – gdy wchodzę z wami w interakcje, powinniście dzięki temu poczuć się nieskrępowani i odprężeni. Jeśli czujecie, że interakcje ze Mną nie są wyzwalające ani odprężające, że jesteście skrępowani albo czujecie się niezręcznie, tudzież w głębi serca stale macie się na baczności, to mówię wam, że problem naprawdę nie leży po Mojej stronie, lecz po waszej. Na czym polega wasz problem? Wy sami powinniście doskonale wiedzieć, jakie macie problemy i co sobie myślicie w głębi serca; następnie zaś powinniście konkretnie te problemy rozwiązać. Rozwiążcie każdy problem, jaki odkryjecie. Jeśli będzie ich wiele, zróbcie sobie listę i rozwiązujcie jeden po drugim. Jeśli nie wszystkie da się rozwiązać na raz, to rozwiązujcie je po kolei, stopniowo. Kiedy dochodzi do takich sytuacji, powinieneś przyjrzeć się sobie i zastanowić się nad sobą: co sobie rzeczywiście wtedy myślałeś, o jakich kwestiach myślisz w ten sposób i jak się zapatrujesz na poszczególne problemy. Któregoś dnia, gdy wyzbędziesz się tych myśli i zapatrywań, wszystkie te problemy zostaną rozwiązane, a ty faktycznie zrozumiesz prawdę i dostrzeżesz jej wartość, a wtedy Mi zaufasz. Uwierzysz, że potrafię traktować każdą osobę i każdy problem zgodnie z prawdozasadami i nie ma mowy, żebym knuł przeciwko tobie. W rezultacie w naszych interakcjach pojawi się radość i odprężenie, możliwa będzie harmonia między nami, a z tej harmonii wyłoni się szczęście. Szczęście, zachwyt, spokój i radość – czyż to nie jest dobre? (Jest).

Czasem, gdy stykam się z ludźmi, pytam, od ilu lat wierzą w Boga. Ktoś odpowiada, że dopiero od trzech lat, i czuje się tym zażenowany. W głębi serca myśli, że wierzy w Boga przez krótki czas i ma niedojrzałą postawę, więc gdy porównuje się z tymi, którzy wierzą od dziesięciu, dwudziestu albo trzydziestu lat, zawsze czuje się gorszy, jakby należał do drugiej kategorii. Zastanawia się: „Czy pytasz mnie o to, by przypomnieć mi, że wierzę w Boga od niedawna, że mam niedojrzałą postawę i że awansując mnie, dom Boży zrobił wyjątek i powinienem być mu za to głęboko wdzięczny?”. Dlaczego takie pytanie tak bardzo go krępuje? Bo robi z igły widły, myśląc, że za Moimi słowami kryje się fortel i że próbuję knuć przeciwko Niemu. Doszukuje się kilku warstw znaczenia w takim prostym pytaniu. Gdy już powiedział, że wierzy w Boga od trzech lat, czuje, że znalazł się w niezręcznym położeniu. Czy w głębi serca nie jest niezadowolony z Mojego pytania? Tak naprawdę zadaję to pytanie bez żadnego szczególnego zamiaru i nie spodziewałbym się, że postawi cię ono w niezręcznej sytuacji. Czemu więc masz poczucie, że się w niej znalazłeś? Dlatego, że twój umysł jest zbyt skomplikowany. Czy jest coś niewłaściwego w Moim pytaniu? (Nie). Zadaję je tak po prostu. Gdybym zapytał, z iloma kobietami miałeś relację o charakterze romantycznym, to by mogło być niewłaściwe, bo przecież wścibiałbym nos w twoje prywatne sprawy. Ja jednak pytam o coś związanego z twoją wiarą w Boga – pytam, od ilu lat wierzysz w Boga. Czy to jest właściwe? (Jest). Dlaczego więc wzbraniasz się przed odpowiedzią? Problem naprawdę nie leży po Mojej stronie; leży po twojej. Twój umysł jest nazbyt skomplikowany. O co chodzi z tym twoim skomplikowanym umysłem? Czy nie chodzi o to, że twoje usposobienie jest nikczemne i fałszywe? (O to chodzi). Dlaczego pytam cię, od ilu lat wierzysz w Boga? Pytam o to, by poznać twoją postawę, by dowiedzieć się, które prawdy rozumiesz, czy położyłeś już fundamenty, jakie masz trudności, czy potrafisz wykonywać obowiązki i czy doświadczyłeś jakichkolwiek prób. Na tej podstawie decyduję, co z tobą omówić i jakie sugestie zaproponować, to wszystko. Taką Moją prostą myśl ty błędnie interpretujesz, uważając, że mam jakieś ukryte motywy, przez co czujesz do Mnie niechęć. Powiedzcie Mi, czy nie jest tak, że w zamian za Moje dobre intencje spotykają Mnie kłopoty? (Jest tak). Gdy pytam cię, ile lat wierzysz w Boga, czy jest we Mnie chęć, by ci umniejszyć? (Nie). Czy jest w tym jakaś złośliwość? Czy jest Moim zamiarem to, by cię zawstydzić i postawić w złym świetle? (Nie). Bez względu na to, czy wierzysz w Boga od kilku miesięcy, czy od roku lub dwóch lat, Moim zamiarem jest po prostu to, żeby przyjść ci z pomocą. Widząc, że jesteś całkiem gorliwy w swoich dążeniach i pełen zapału, oraz widząc, że tak bardzo cierpisz, płacisz tak wielką cenę i zdobywasz się na wyrzeczenia, chcę z tobą porozmawiać, abyś mógł zyskać coś, czego normalnie zyskać nie byłbyś w stanie. Moje pytanie o to, ile lat wierzysz w Boga, wynika, z jednej strony, z troski o ciebie, a z drugiej strony – z miłości do ciebie. Czy jest w tym jakaś złośliwość? (Nie). To pytanie jest bardzo na miejscu, ale jak pokrętnie zrozumiał je ten człowiek? „Chcesz, by wszyscy wiedzieli, że wierzę w Boga od niedawna, że moja postawa jest niedojrzała, że nie rozumiem prawdy, że jestem gorszy od innych, że się nie umywam, i chcesz mnie zawstydzić”. Jeśli myślisz w ten sposób, to czy interakcje między nami są jeszcze możliwe? (Nie). Dlatego, abyśmy mogli wchodzić ze sobą w interakcje i by harmonia między nami była możliwa, przede wszystkim musicie Mi zaufać, nie wątpić we Mnie i nie spekulować na Mój temat. Jeśli nie ma interakcji między nami, to w czym tkwi problem? W ludziach; to znaczy, że ludzie mają wszelkiego rodzaju trudności. A z czego się biorą te różne trudności? Z rozmaitych błędnych myśli i zapatrywań ludzi. Jakie zatem błędne myśli i zapatrywania ma człowiek, o którym przed chwilą mówiliśmy? Uważa, że skoro wierzy w Boga od trzech lat, to jest w kościele nowym wierzącym, że skoro wierzy w Boga dopiero od niedawna, to jest to coś, czego należy się wstydzić i co czyni go gorszym, że w związku z tym rozumie za mało prawdy i wciąż nie jest w stanie podzielić się świadectwem opartym na doświadczeniu. Dlatego postrzega samego siebie jako „obywatela drugiej kategorii”, na którego inni patrzą z góry, i rozmowa na ten temat jest dla niego zawstydzająca i upokarzająca. Z drugiej strony, inni wierzą w Boga od dziesięciu albo dwudziestu lat, a on zaledwie od trzech, więc martwi się, że inni powiedzą mu: „Co robiłeś przez te wszystkie lata? Czemu nie przyjąłeś Boga wcześniej? Czy masz jakąś wstydliwą przeszłość?”. W świecie ludzie wielką wagę przykładają do kwalifikacji, doświadczenia i pochodzenia i na podstawie tych kryteriów przypisują każdemu odpowiednie miejsce w rankingu. A jaki jest punkt widzenia tego człowieka? On również przywiązuje wielką wagę do pochodzenia i doświadczenia ludzi, więc w głębi serca tworzy hierarchię, a miejsce w niej zajmowane zależy od tego, czy ktoś wierzy w Boga od trzech, pięciu, dziesięciu, dwudziestu czy trzydziestu lat. Ten ranking sprawia, że w jego odczuciu trzy lata wiary to coś, co w kościele przynosi ujmę, jakby był „obywatelem drugiej kategorii”. W jego oczach jest to piętno hańby, coś upokarzającego. Dla niego liczona w latach wiara w Boga to coś bardzo ważnego, a tak się składa, że on wierzy dopiero od trzech lat. Gdyby do tej trójki dołożyć zero, z trzech lat zrobiłoby się trzydzieści i w jego odczuciu byłoby to chwalebne. Powiedziałby: „Byłem pośród pierwszych, którzy przyjęli dzieło Boże. Podążyłem za Bogiem, gdy dopiero zaczął się ukazywać i działać. Przez te wszystkie lata głosiłem ewangelię i wszędzie niosłem świadectwo o Bogu, walcząc u Jego boku, by budować Jego królestwo. Jestem w domu Bożym weteranem, jednym ze współzałożycieli!”. Miałby poczucie, że to jest coś bardzo chwalebnego. Niektórzy spośród tych, co niedawno przyjęli dzieło Boże, widzą, że Bóg wyraził tak wiele prawd i że w domu Bożym powstaje tak wiele świadectw z doświadczenia, przez co mają poczucie, że uwierzyli w Boga za późno. Jeśli mówią, że wierzą w Boga od roku, dwóch lub trzech lat, słowa te z trudem przechodzą im przez gardło i zastanawiają się oni w głębi serca: „Czemu wcześniej przez tyle lat nie wierzyłem w Boga? On wyraził tak wiele prawd, czemu ich nie zgłębiałem? Kto przeszkodził mi uwierzyć w Boga? Kto przysporzył mi tyle gorzkiego cierpienia? To ci pastorzy ze świata religii; ci ludzie to naprawdę diabły i szatany, pożerające dusze ludzi. Jeśli nie będę mógł wejść do królestwa niebieskiego, będę musiał się z nimi porachować!”. A potem człowiek ten myśli sobie: „Ech, taki jest po prostu mój gorzki los; nie mam tego błogosławieństwa”. Ale za chwilę stwierdza: „Nie, to nie tak. Bóg jest wszechmocny; czemu Bóg wcześniej nie przyprowadził mnie, tej zbłąkanej owieczki, do swojego domu?”. I tak przerzuca winę na Boga. Tak naprawdę, bez względu na to, co myśli ten człowiek, przede wszystkim błędne jest przykładanie wagi do różnicy między trzema a trzydziestoma latami wiary. On ocenia ludzi na podstawie tego, jak długo wierzą w Boga, i uważa, że ten, kto wierzy krócej, jest gorszy. Taki ma punkt widzenia i dlatego wstydzi się odpowiedzieć, gdy pytam go, od ilu lat wierzy w Boga. Poczułby się niezręcznie i byłby zażenowany i zawstydzony, odpowiadając, że „trzy lata”, jak gdyby jego wartość i ranga zostały nagle obnażone. Dla niego jest to bardzo ważne; to właśnie ten punkt widzenia wpływa na jego nastawienie względem Mojego pytania. Zgadza się? (Tak). Przypuśćmy, że jego punkt widzenia byłby następujący: „Faktem jest, że wierzę w Boga od trzech lat i nie jest to długo, więc mam wciąż niedojrzałą postawę. W kontekście wielu prawd nie potrafię nawet dobrze objaśnić doktryn. Skoro Bóg pyta mnie, od ilu lat wierzę, po prostu powiem prawdę. Nie ma się czego wstydzić. Dla Boga wszystko jest jawne, wszystko jest obnażone. Odpowiem na każde Jego pytanie”. Gdyby ten człowiek tak właśnie myślał, to byłoby proste. Nie byłoby mowy o żadnej tożsamości, żadnym statusie, żadnej wartości czy randze. Błędne myśli i zapatrywania nie wpływałyby na niego ani by go nie kontrolowały, nie ograniczały i nim nie manipulowały, a na koniec mógłby on z łatwością i szczerze powiedzieć: „Wierzę w Boga od trzech lat”. Ja bym wtedy kontynuował, mówiąc: „Wierzysz w Boga od trzech lat; czy masz jasność co do prawd dotyczących wizji?”. Gdyby był to człowiek o skomplikowanym umyśle, pomyślałby: „Jeśli powiem, że nie mam jasności, czy nie będzie to oznaczać, że w swojej wierze nie zajmuję się tym, co do mnie należy? Wierzę w Boga od trzech lat i wciąż nie mam jasności co do prawd dotyczących wizji – czy nie oznacza to, że nie jadłem i nie piłem sumiennie słów Bożych? Jeśli jednak powiem, że mam jasność, Bóg nie omówi tego tematu i stracę tę sposobność. Jeśli powiem, że nie mam jasności, czy Bóg omówi ze mną coś więcej, doda coś więcej? Jeśli powiem, że mam jasność, to On nic więcej nie doda, ale może będzie miał o mnie wysokie mniemanie?”. Jak widzisz, znów myśli w sposób pokrętny, czyż nie? Czy jego umysł nie jest zbyt skomplikowany? (Jest). Tacy ludzie to wielkie utrapienie. Bez względu na to, z kim rozmawiają, stale kombinują, jak odpowiedzieć, żeby nie stracić twarzy i żeby ich interesy nie ucierpiały. Na dodatek cały czas obserwują, jakie inni mają do nich nastawienie, kombinują, jak sprawić, by inni mieli o nich wysokie mniemanie, i jak podnieść swój własny status. Stale zaprząta to ich myśli, więc nie jest im łatwo otworzyć się podczas omówienia i mówić prosto z serca. Gdy pytam takiego człowieka: „Czy w swojej wierze w Boga masz jasność co do prawd dotyczących wizji?”, to czy jest w tym pytaniu jakaś ukryta druga warstwa znaczenia? (Nie). Czemu wprost zadaję to pytanie? Zazwyczaj ci, którzy wierzą w Boga od roku, dwóch albo trzech lat, wciąż potrzebują omówienia prawd dotyczących wizji; to całkiem zwyczajna sytuacja. Jeśli taki człowiek ma jasność co do prawd dotyczących wizji, nie ma potrzeby ich omawiać i możemy przejść do innych tematów. Jeśli mówi on: „Wciąż nie mam pełnej jasności co do prawd dotyczących wizji, zwłaszcza co do prawd o Bożym dziele osądzania, które zbawia człowieka; jest to nazbyt głębokie i wciąż tego nie rozumiem. Czy możesz to omówić?”, to okazuje się, że mamy wspólny temat i Ja go omówię. Jeśli wszyscy posłuchają o tym raz jeszcze, to trochę więcej zyskają, zgadza się? (Tak). Niektórzy ludzie czegoś nie rozumieją, ale udają, że rozumieją. Po co udajesz? Stale tylko udajesz, co sugeruje, że rozumiesz wszystko i że jeśli powiem coś więcej, to będzie zbędne. W takim razie nic już nie powiem, a ty niczego nie zyskasz. Dlatego jeśli niezależnie od sytuacji potrafisz mówić prawdę, bez podejrzeń i bez doszukiwania się nie wiadomo czego w Moich słowach, to nasze rozmowy i nasza komunikacja mogą dojść do poziomu ożywionych interakcji. Możemy się komunikować, angażować i wchodzić w interakcje w granicach zwykłego człowieczeństwa, omawiając tematy, które wszyscy uwielbiamy. Czy to dobrze? (Dobrze). W ten sposób coś zyskacie. Niektórzy ludzie za bardzo kombinują. Gdy pytam takiego kogoś, czy ma jasność co do prawd dotyczących wizji, on zastanawia się w głębi serca: „Dlaczego mnie o to pytasz? Może próbujesz sprawdzić, czy mam pewność co do prawdziwej drogi i czy już położyłem fundament? Chcesz sprawdzić, jaki mam potencjał, i przetestować go? No to muszę powiedzieć, że mam jasność”. Odpowiada zatem: „Przez te trzy lata nieustannie jem i piję słowa Boże, obejrzałem wiele filmów domu Bożego, często słucham kazań i omówień, często dzielę się na zgromadzeniach swoim pochodzącym z doświadczenia zrozumieniem. Mam jasność co do wszystkich prawd dotyczących wizji”. Jaki cel mu przyświeca, gdy tak odpowiada? Chce zrobić na mnie dobre wrażenie, chce, żebym miał poczucie, iż jego potencjał jest duży, i żebym obdarzył go uznaniem. Czy myślisz, że obdarzę go uznaniem tylko dlatego, że wypowiedział te kilka słów? (Nie). Czy tak łatwo jest ludziom zdobyć moje uznanie? Wcale nie tak łatwo; ludzie mylą się w tej sprawie. Jeśli mówisz, że masz jasność co do wszystkich prawd dotyczących wizji, to pozwól, że Cię przetestuję. Zrobię ci sprawdzian z prawd dotyczących wizji, tych prawd, które tak często czytasz. Dlaczego Bóg dokonuje dzieła karcenia i osądzania? Jaki jest główny rezultat, który karcenie i osądzanie mają osiągnąć? Czy w ciągu tych trzech lat swojej wiary kiedykolwiek doświadczyłeś dzieła karcenia i osądzania? Czy choć raz doświadczyłeś karcenia i osądzania? Czy doświadczając ich, pojąłeś prawdozasady? Czy poznałeś intencje Boga? Czy możesz podzielić się konkretnym doświadczeniem? Większość ludzi tylko wygłasza doktryny i nie potrafi podzielić się zrozumieniem wynikającym z rzeczywistego doświadczenia. Ludziom zbyt wiele brakuje, więc gdy rozmawiamy, jest dużo tematów do omówienia. Ale bez względu na to, jaki temat jest na tapecie, omawiaj tyle, ile wiesz. Jeśli czegoś nie wiesz, po prostu powiedz, że nie wiesz. Nie myśl w sposób wypaczony. Odpowiadaj na każde zadane ci pytanie. W takiej chwili mów, co myślisz, mów prosto z serca. Mów szczerze o tym, jaka jest sytuacja. Nie owijaj w bawełnę, nie koloryzuj, nie mów czegoś tylko po to, by stworzyć fałszywe pozory, by lepiej wypaść i zrobić dobre wrażenie, nie kłam i nie oszukuj. Tego wszystkiego nie powinieneś robić. Dlatego bez względu na to, jakie pytanie ci zadaję albo jaki temat z tobą omawiam, mów tyle, ile wiesz. Jeśli zauważę, że nie rozumiesz jakiegoś aspektu prawdy, że twoje rozumienie jest doktrynalne albo że twoje pojmowanie jest wypaczone i masz błędne myśli i zapatrywania, od razu to naprostuję, poprowadzę cię i pomogę, tak byś mógł ten aspekt prawdy zrozumieć oraz miał czyste pojmowanie i prawidłową ścieżkę praktyki. Tym sposobem nasze omówienie będzie efektywne. Tak więc zasada omawiania dowolnego tematu opiera się na fundamencie prawdomówności, na fundamencie wspólnego omawiania, dyskusji i komunikacji na temat prawdy i tego, co pozytywne, tak by ludzie zyskali jasność co do pozytywnego tematu, jaki jest omawiany, by dokładniej go zrozumieli i mieli wyraźną ścieżkę praktyki. Nie powinno się to opierać na podejrzeniach, knuciu i oszustwie.

Czy sądzicie, że omawianie tematów takich jak zwyczajność i realność Boga wcielonego jest czymś dobrym? (Tak). A dlaczego? (Uważamy, że takie omówienie może pomóc nam wyzbyć się pojęć i wyobrażeń na temat Boga wcielonego). Niektórzy mówią: „Odsłoniłeś przed nami prawdziwego siebie i teraz wiemy, jakiego rodzaju jesteś osobą. Jesteś zbyt naiwny, mówiąc czystą prawdę! Są u Ciebie te przejawy zwyczajności i realności, ale jak możesz mówić czystą prawdę? Musisz sprawić, by ludzie mieli poczucie, że jesteś tajemniczy, nieprzenikniony, wzniosły i niezgłębiony. Nawet jeśli nie knujesz przeciwko ludziom, musisz mówić, że możesz to robić. Musisz twierdzić, że znasz sztukę manipulowania ludźmi i sztukę wykorzystywania ich, że znasz Trzydzieści sześć forteli oraz że potrafisz wyzyskiwać wszelkiego rodzaju ludzi do świadczenia usług dla Ciebie. Tylko mówiąc w taki sposób, staniesz się idolem ludzi; nie możesz mówić czystej prawdy. Jak to jest, że gdy mówisz czystą prawdę, mam poczucie, że wcale nie jesteś tajemniczy ani niezgłębiony? Że wcale nie przypominasz Boga? Spójrz na te wielkie osobistości w świecie – na tych, którzy prowadzą działalność militarną albo polityczną, na monarchów z dawnych czasów. Kto spośród tych wielkich osobistości, wyjątkowych ludzi, kiedykolwiek mówił czystą prawdę? Czy ktokolwiek z nich powiedział, że jest zwykłym, realnym, zwyczajnym, przeciętnym człowiekiem? Oni desperacko pragną, by ludzie uważali ich za innych od całej reszty, by myśleli, że zesłały ich niebiosa i że choć teraz stali się ludźmi takimi jak inni, to wciąż są tajemniczy i niezgłębieni, są nieprzeniknieni dla zwyczajnych ludzi – tylko wtedy łatwo jest ludźmi rządzić!”. Wszyscy ci monarchowie posiedli sztukę imperatorskiej władzy, a ich ministrowie i poddani nie potrafili dostrzec, jakimi tak naprawdę ludźmi są ci władcy. Co mówi przysłowie? „Wola cesarza jest trudna do przeniknięcia, a jego rozkazu nie wolno nie wykonać”. Wszyscy urzędnicy z niewierzącego świata mają tego rodzaju mentalność; nawet niższej rangi dyrektor departamentu, szef oddziału albo kierownik ma taką mentalność. Nie chcą, by ludzie przejrzeli ich na wylot, by dostrzegli braki w ich człowieczeństwie, błędy, jakie popełnili, ani uchybienia w ich działaniach. Gdy ich ułomności zostają odkryte, oni robią wszystko, by je jakoś zatuszować, a jeśli ich złe uczynki zostają obnażone i wychodzą na jaw, oni znajdują kozła ofiarnego. Robią to po to, by zatuszować prawdę w danej sprawie, dzięki czemu ludzie będą dalej ich podziwiali i ubóstwiali. Bez względu na to, co taki człowiek robi, robi to z premedytacją i planuje osiągnięcie swoich własnych celów, tak by wszyscy mieli poczucie, że nie jest on kimś zwyczajnym, że potrafi kontrolować sytuację i że to on pociąga za sznurki. Nigdy i pod żadnym pozorem nie pozwoli on, by ludzie odkryli, że jest zwyczajnym, realnym, normalnym człowiekiem. Tak naprawdę jest on po prostu zwyczajnym zepsutym człowiekiem, który ma o wiele więcej podstępnych planów niż przeciętna osoba i z dużą wprawą knuje i spiskuje. Jak mógłby kiedykolwiek dać ludziom poznać, jak złowrogie i złośliwe jest jego człowieczeństwo? Czy nie byłaby to skaza na jego wizerunku? Wszyscy zepsuci ludzie mają tego rodzaju mentalność i obłudą dorównują faryzeuszom, a serca ich są złowrogie i złośliwe. Choć w duchu uznają, że Bóg może stać się ciałem, to jak mogliby uwierzyć, że Bóg wcielony jest zwyczajnym, normalnym człowiekiem? W głębi serca są przekonani, że gdyby Bóg rzeczywiście stał się ciałem, to przynajmniej ludzie powinni móc w Jego ciele dostrzec Jego boską aurę i różne oznaki Jego Bożej tożsamości i istoty. Niezachwianie też twierdzą: „W swoim postrzeganiu wszystkich ludzi Bóg wcielony musi mieć perspektywę i postawę spoglądania z góry na rojne masy ludzkie, ale u Ciebie tego nie widzę. Stale też powtarzasz, że w swoim zachowaniu przestrzegasz reguł i postępujesz tak, jak to przystoi Twojej pozycji. Czy to całkowicie nie obnaża faktu, że jesteś naprawdę zwyczajnym człowiekiem? Czy istniejący w ludzkich sercach, wzniosły, tajemniczy i niezgłębiony wizerunek Boga wcielonego nie rozsypałby się w drobny mak?”. Czy myślicie, że dobrze by się stało? (Tak. Wtedy nasze pojęcia i wyobrażenia też rozsypałyby się w drobny mak). Mówię te słowa właśnie po to, by zniweczyć wasze marzenia oraz wasze pojęcia i wyobrażenia, byście przebudzili się ze snu do rzeczywistości. To jest zupełnie zgodne z prawdozasadami, których przestrzegania od was wymagam: wymagam, byście w waszym zachowaniu przestrzegali reguł, byście w waszym postępowaniu znali swoje miejsce i byście byli zwyczajnymi ludźmi zajmującymi pozycję istot stworzonych, bo Ja sam postępuję właśnie w taki sposób. Gdy się z wami stykam oraz w Moim osobistym życiu, nigdy nie wypowiadam chełpliwych bądź pustych słów ani się nie popisuję i nie afiszuję. To jest coś, co wszyscy możecie dostrzec i poczuć. Ponadto nigdy nie knuję przeciwko nikomu, gdy coś robię, nie mataczę ani się nie ociągam, tylko stosuję się do reguł. To minimalne kryterium sumienia musi być spełnione. Niektórzy ludzie uciekają się do podstępów w mowie i w czynie, mówią innym miło brzmiące słowa, a potem na wszelkie sposoby próbują złapać ich w swoje pułapki, aby te osoby im służyły i świadczyły dla nich usługi. Ja tak nie postępuję. Jeśli chcę, żeby ktoś Mi w czymś pomógł, wprost go o to poproszę. Niektórzy mówią: „Masz tę tożsamość i ten status, czy zatem nie wystarczy Twoje słowo, by kazać komuś coś zrobić?”. Nawet jeśli wystarczy, to i tak muszę przestrzegać reguł i nie mogę na ludziach wywierać presji, a tym bardziej zmuszać ich, żeby robili coś, czego nie chcą robić. Jeśli masz chęć, zrób to; jeśli nie, możesz odmówić. Jeśli jednak poproszę cię o zrobienie czegoś, zawsze będę mówił czystą prawdę. W żadnym razie nie będę owijał w bawełnę ani mówił w zagmatwany sposób, żeby cię nabrać albo złapać na jakąś przynętę po to, byś potem z ochotą Mi służył i świadczył dla Mnie usługi, a następnie żebym po takim knuciu przeciwko tobie usłyszał od ciebie, że zrobiłeś to wszystko z własnej woli, i żebym miał poczucie, że nic ci nie jestem winien. Nigdy bym tak nie postąpił – nie ma mowy. Te praktyki – różnie nazywane, czy to sztuką wykorzystania ludzi, regułami gry, taktyką bawienia się ludźmi, czy imperatorskimi strategiami manipulowania ludźmi – jak dla Mnie nie istnieją. Nie bawię się ludźmi – inni może to robią, ale ja nie, i nie będę ich naśladował ani uczył się od nich. Nigdy nie czytałem dzieł takich jak Sztuka wojny czy Trzydzieści sześć forteli i bezwarunkowo nie zamierzam stosować zmyłek ani nazywać czarnego białym, gdy coś mówię. Gdy mówię i działam, jeden to jeden, a dwa to dwa. Jedyny wyjątek jest wtedy, gdy z powodu szczególnych okoliczności mogę użyć pewnych mądrych sformułowań, ale robię tak jedynie przez wzgląd na słabości i trudności ludzi oraz ich niedojrzałą postawę. Robię to z troski o nich i z miłości, nie ma w tym złośliwości, więc nie jest to też żadne knucie. Być może niektórzy będą bardzo rozczarowani i pomyślą: „Okazuje się więc, że Twoje serce i Twój umysł nie mają w sobie różnych knowań typowych dla sławnych i wielki ludzi tego świata. Okazuje się zatem, że jesteś aż taki prostoduszny!”. Czy nie jest dobrze być takim prostodusznym? To, że nie knuję, nie znaczy wcale, że nie potrafię przejrzeć ludzi na wylot; nie oznacza to, że nie potrafię przeniknąć substancji i istoty rzeczy; nie oznacza to, że nie wiem, jak sobie radzić z wszelkiego rodzaju ludźmi, wydarzeniami i sprawami. Zamiast uciekać się do taktyk i podstępów albo bawić się ludźmi, żeby ich omamić, potrafię bez knucia stosować zasady, by radzić sobie z wszelkiego rodzaju osobami, wydarzeniami i sprawami w sposób właściwy i prawidłowy, zgodnie z okolicznościami i kontekstem, sprawiając, że w naturalny sposób odgrywają swoje role i istnieją w ramach swoich reguł i prawideł pod suwerenną władzą Boga i pod Jego zarządzeniami. Wszystkie zasady, których przestrzegam w swoim postępowaniu, zasady, według których zajmuję się różnymi problemami, i zasady, zgodnie z którymi traktuję wszelkiego rodzaju ludzi, wydarzenia i sprawy, stanowiły temat Moich omówień i kazań przez lata. Gdy mówię o tych sprawach, nie wykrzykuję sloganów; wszystko to pochodzi z Moich myśli i istoty Mojego człowieczeństwo, a ja kieruję się też swoimi myślami i zapatrywaniami, by radzić sobie z wszelkiego rodzaju ludźmi, wydarzeniami i sprawami. Gdy zatem kieruję się Moimi myślami i zapatrywaniami, by radzić sobie z wszelkiego rodzaju ludźmi, wydarzeniami i sprawami, albo radzę sobie z nimi zgodnie z tymi zasadami, to czy waszym zdaniem ostatecznym rezultatem jest podążanie drogą Boga, czy buntowanie się przeciwko niej? (Podążanie drogą Boga). Dlatego bez względu na to, jak zwyczajny, realny i normalny – w ogóle nie tajemniczy – mogę wydawać się ludziom Ja, Bóg wcielony, w żadnych razie nie wpłynie to na wasze zrozumienie prawdy ani nie sprowadzę was na manowce. Wręcz przeciwnie – to właśnie dlatego, że Ja sam kieruję się zasadami w swoim zachowaniu i postępowaniu, wy, jeśli potraficie dążyć do prawdy, zachowywać się i postępować zgodnie z zasadami, o których mówię, czyli zachowując posłuszeństwo i przestrzegając reguł, i jeśli potraficie praktykować zgodnie z kierunkiem i celami, które wskazuję, prędzej czy później dostąpicie zbawienia, podporządkujecie się Bogu i staniecie się ludźmi, którzy boją się Boga i unikają zła. Nie ma co do tego wątpliwości. Móc dostąpić zbawienia – czy nie jest to cel, do którego dążą ludzie szczerze wierzący w Boga? Czego zatem jeszcze szukacie? Jeśli chodzi o to, czy jestem tajemniczy i niezgłębiony, wzniosły i różny od całej reszty, czy mam jakieś szczególne zdolności, których nie potraficie sobie wyobrazić lub których nie posiadacie, to nie jest ważne. Ponadto nie jest ważne, czy myślicie, że jestem zwyczajny i realny oraz niegodny tego, byście mnie ubóstwiali bądź podziwiali. Co jest ważne? To, że słowa, które wypowiadam Ja, ta nieistotna osoba, ta zwyczajna i normalna osoba, są gwarancją tego, że będziecie w stanie dostąpić zbawienia. Jest jeszcze coś, co jest pewne: jeśli praktykujecie i doświadczacie zgodnie ze słowami, które wypowiedziałem, macie gwarancję, że któregoś dnia wasze myśli, zapatrywania i usposobienie życiowe się zmienią, a wy staniecie się nowymi istotami ludzkimi. Możesz stać się członkiem nowej ludzkości – tego jestem pewien. A czy wy jesteście tego pewni? (Tak).

Czy teraz w nowy sposób rozumiecie przejawy zwyczajności i realności Boga wcielonego? (Tak). Jeśli widzicie, że to, jak się zachowuję i postępuję, oraz Moje myśli i zapatrywania mieszczą się w granicach zwyczajności i realności, i jeśli Moje zasady postępowania oraz Moje myśli i zapatrywania mogą wpływać na was w każdym czasie i jeśli ochoczo je przyjmiecie, to powiem wam, że jedno jest pewne: ponieważ miłujecie prawdę w taki sposób, potraficie szukać prawdy w zwyczajności i realności Boga wcielonego oraz potraficie przyjąć zasady, wedle których Bóg wcielony postępuje, oraz Jego myśli i zapatrywania dotyczące różnych spraw, to wasze dążenia i wasz sposób postępowania w sposób naturalny będą rozwijać się w pozytywnym kierunku. Innymi słowy, trwając w wierze, będziecie w coraz większym stopniu posiadać zwykłe człowieczeństwo i żyć na podobieństwo człowieka oraz coraz bardziej przybliżać się do spełnienia Bożych wymagań, ostatecznie dostępując zbawienia. Zyskujecie to bezpośrednio dzięki podlewaniu i zaopatrywaniu przez Boga wcielonego, tę zwyczajną, normalną osobę. Jeśli potraficie przyjąć oraz miłujecie te esencje i przejawy zwyczajności i realności Boga wcielonego, a także sposób, w jaki On postępuje, i dogmaty, na których to postępowanie się opiera, to wtedy to, co przejawiacie, i wasze człowieczeństwo będą stawać się coraz lepsze. Co to znaczy, że będą stawać się coraz lepsze? Trochę płytkie jest wyjaśnienie mówiące, że będziesz coraz bardziej przypominał dobrego człowieka. To „stawanie się coraz lepszym” oznacza, że twoje sumienie i twoja racjonalność będą rozwijać się w pozytywnym kierunku. Jeśli jednak zwyczajność, realność i normalność Boga wcielonego budzi w tobie pogardę lub odrazę albo wręcz je krytykujesz, nie akceptujesz ich, czujesz względem nich opór i z nich szydzisz, to będzie ci bardzo trudno przyjąć te wszystkie prawdy, które On wyraża, i trudno ci będzie zrozumieć realne znaczenie i oddziaływanie zwykłego człowieczeństwa, jakie On posiada. Wręcz przeciwnie – będziesz wręcz odczuwał niechęć względem wszystkich prawd, jakie wyraził Bóg w ramach swojego zwykłego człowieczeństwa, i będziesz tych prawd nienawidził. Toteż będzie ci bardzo trudno żyć na podobieństwo zwykłego człowieka i stać się kimś, kto podoba się Bogu, ponieważ to, czemu oddajesz cześć, nie jest pozytywne, ale negatywne. Celebryci i gwiazdy w społeczeństwie oraz trendy społeczne – tego pragniesz i to czcisz. W takiej sytuacji ścieżka, którą kroczysz, jest niewłaściwa, a jeśli chodzi o twoje dążenia i twój rozwój, jedno jest pewne: nie rozwiniesz się w pozytywnym kierunku, ale w zgubnym. Na przykład, mówię, że nie knuję przeciwko ludziom, a niektórzy tak to komentują: „Jeśli nie knujesz przeciwko ludziom, jak to możliwe, że dokonujesz tak wielkiego dzieła? Gdy stykasz się i wchodzisz w interakcje z ludźmi, musisz knuć. Jeśli nie wiesz, jak knuć, nie będziesz potrafił bawić się ludźmi, więc nie będziesz się nadawał”. Jeśli jesteś w stanie takie rzeczy mówić, to jesteś skończony. Twoje myśli i zapatrywania są nie tylko wypaczone, ale jest jeszcze gorzej – są nikczemne. Jest czymś niemożliwym, żebyś wkroczył na właściwą ścieżkę, ponieważ w twoim człowieczeństwie brakuje miłości do prawdy i do tego, co pozytywne. Jest czymś niemożliwym, żebyś wkroczył na ścieżkę zbawienia.

Gdy rozmawiam z ludźmi w granicach zwykłego człowieczeństwa, często pojawia się taki problem, że rozmowa nie toczy się gładko. Co mam na myśli, mówiąc, że nie toczy się gładko? Czasem, gdy stykam się z kimś i rozmawiam z nim w sposób całkowicie normalny, on zaczyna przesadnie komplikować i analizować różne rzeczy, przez co rozmowa nie może toczyć się dalej. Co wówczas robię? Po prostu przestaję się zadawać z tym człowiekiem – znajduję kogoś, kto potrafi wchodzić w interakcje z innymi, kto wie, jak się komunikować i rozmawiać, kto myśli w sposób właściwy zwykłemu człowieczeństwu, i wtedy z nim wchodzę w interakcje i rozmawiam. W Moich kontaktach z wami najczęściej jest tak, że ludzie mają takie poczucie: „Twoja tożsamość i Twój status oddziałują zbyt mocno, gdy rozmawiasz i komunikujesz się z ludźmi. Jesteś Bogiem wcielonym, a my jesteśmy istotami stworzonymi. Jeśli powiemy coś nie tak, to pewnie założymy, że mamy równy status i obrazimy usposobienie Boga. Ponadto jako Bóg wcielony dokonujesz dzieła zbawienia ludzkości i reprezentujesz Samego Boga, więc Twoja odpowiedzialność tudzież dzieło, którego się podejmujesz, mogą jedynie obejmować wyrażanie prawdy, by doprowadzić do zbawienia zepsutej ludzkości. Powinieneś mówić jedynie o dziele lub o tematach związanych z boskością. Nie możesz mówić o zwykłym ludzkim życiu – o jedzeniu, ubraniu, schronieniu i transporcie – ani o tym, jaka jest ta czy tamta osoba. Jeśli mówisz o tym, jacy są ludzie, osądzasz ich lub masz ukryte motywy”. Ponieważ ludzie mają takie pojęcia, klasyfikują Boga wcielonego jako istotę, która nie jest człowiekiem. Gdy więc stykam się z ludźmi, którzy nie myślą normalnie i którym brakuje zwykłego człowieczeństwa, i napomykam o codziennych sprawach lub codziennych potrzebach, niektórzy budują w swoich głowach mentalny mur, myśląc: „Jaki sens mówić o tym? To nie są treści duchowe! A poza tym, czy Ty masz ukryte motywy, mówiąc o tym?”. Jeśli omawiam sytuację jakiejś osoby, niektórzy się zastanawiają: „Czy to jest osądzanie albo knucie przeciwko ludziom za ich plecami? Czy Ty coś dla nich szykujesz? Awansujesz ich, a może wyeliminujesz? Będziesz dalej się nimi posługiwał, czy ich zwolnisz?”. Jeśli mówię o czyichś problemach, niektórzy myślą: „Czy czujesz antypatię albo odrazę do tej osoby? Czy wyrządziła Ci krzywdę? Czy powiedziała albo zrobiła coś, co Cię obraziło?”. Zwłaszcza gdy omawiane są wrażliwe tematy dotyczące przywódców i pracowników, niektórzy jeszcze bardziej boją się włączyć do dyskusji, tłumacząc się: „Mówisz o tym ze względu na pracę, ale my nie będziemy z Tobą tego omawiać. To są wrażliwe tematy. Gdy tylko powiemy coś nie tak, zdemaskujesz nas i przytniesz, ujrzysz przejawy naszego zepsucia i zostanie Ci po nas złe wrażenie, a to byłoby niewłaściwe”. Są też sytuacje, gdy poruszam pewne tematy, na przykład pytam: „Kto w waszej rodzinie wierzy w Boga?”. To jest wrażliwy temat w Chinach kontynentalnych. Jeśli jednak zapytasz o to kogoś, z kim się stykasz od dłuższego czasu lub kogo dość dobrze znasz, to tam nie jest to uważane za temat wrażliwy, a w innych krajach – tym bardziej. Ale jeśli Ja o to pytam, niektórzy wręcz nie mają odwagi odpowiedzieć. Zastanawiają się: „Czy chcesz doszukać się czegoś w moim życiorysie, pytając o to, kto z mojej rodziny wierzy w Boga?”. Jeśli pytam: „Ilu jest ludzi w waszym lokalnym kościele?”, oni myślą: „O nie, czy próbujesz dowiedzieć się czegoś o naszym kościele? Nie mogę z Tobą o tym rozmawiać. Jeśli coś powiem i dowie się o tym przywódca kościoła, będą kłopoty”. Mają się na baczności nawet wtedy, gdy mówią o sprawach kościoła, i boją się odezwać. Wielu ludzi nie ma odwagi, by omawiać tematy dotyczące przywódców i pracy kościoła ani by swobodnie mówić, co myślą. Jednym z głównych powodów jest to, że boją się ujawnić sytuację kościoła i obrazić przywódców i pracowników, a jednocześnie boją się niechcący ujawnić własne myśli i zapatrywania i obawiają się tego, że zostaną przycięci lub zdemaskowani. To jest coś, czego woleliby uniknąć. Toteż gdy stykam się z wieloma ludźmi, nawet zwyczajna komunikacja nie może toczyć się gładko. Gdy stykam się i załatwiam sprawy z niewierzącymi, których umysły i życiorysy są skomplikowane, to zrobiwszy swoje, szybko odchodzę – nie mogę zawiązać z nimi bliższych relacji. Gdy jednak wchodzę w interakcje z braćmi i siostrami, widzę, że większość ludzi jest taka sama: nie mogę się do nich zbliżyć ani zbudować z nimi głębszych relacji. Nie chodzi o to, że uważam się za kogoś lepszego i nie chcę wchodzić w interakcje z większością ludzi; chodzi o to, że gdy do nich zagaduję i próbuję nawiązać kontakt, oni podświadomie płoszą się i unikają Mnie. Czemu Mnie unikasz? Jeśli powiesz coś nie tak, nie potępię cię ani nie zrobię z tego afery. Jeśli jesteś przywódcą lub pracownikiem, możemy omawiać prawdę i rozmawiać o każdym aspekcie, którego nie rozumiesz. Jeśli jesteś zwykłym bratem lub zwykłą siostrą i faktycznie mówisz coś niewłaściwego albo masz błędne myśli i zapatrywania, wtedy wszystko zależy od tego, czy jestem skłonny z tobą o tym porozmawiać. Jeśli widzę, że masz mały potencjał i brakuje ci zdolności pojmowania oraz niczego nie jesteś w stanie przeniknąć, to nie chcę z tobą rozmawiać i nawet gdybyśmy porozmawiali, żadnych rezultatów by to nie przyniosło. Jeśli jednak masz duży potencjał i zdolność pojmowania oraz potrafisz niektóre sprawy przeniknąć, to rozmowa z tobą może przynieść rezultaty i nie będzie to gadanie po próżnicy. Bez względu na to, z kim luźno rozmawiam lub jakie problemy odkrywam, w głębi serca po pierwsze, nie potępię go, po drugie, nie przeklnę go, i po trzecie, nie zdecyduję o jego wyniku. Takie postępowanie byłoby bezpodstawne, a ja nie robię głupstw. Jeśli chodzi o zwykłe człowieczeństwo, to czasem, gdy wpadam na kogoś, kogo znam, chcę po prostu chwilę luźno porozmawiać. Jeśli jesteś chętny, porozmawiam z tobą. Jeśli nie, to nie będę cię zmuszał. Niektórzy ludzie boją się ze Mną rozmawiać. Bez względu na to, co mówię, mają się przede Mną na baczności i nie wyrażają swoich zapatrywań, bojąc się, że powiedzą coś niewłaściwego i będę miał im to za złe. Jeśli zobaczę, że nie chcesz mówić prosto z serca, to w odpowiednim momencie przerwę rozmowę. Jeśli stale masz się przede Mną na baczności i boisz się, że knuję przeciwko tobie, to nie będę skłonny wdawać się z tobą w rozmowę. Powiedzcie Mi, czy ta Moja racjonalność jest normalna? (Tak). Gdy rozmawiam i komunikuję się z kimś, zawsze istnieje jakiś kontekst. Na przykład, jeśli odpowiadasz za hodowlę zwierząt na farmie, to będziemy rozmawiać o hodowli zwierząt. Jeśli jesteś przywódcą kościoła, to będziemy omawiać sprawy kościoła, sprawy dotyczące braci i sióstr, stanu, w jakim aktualnie się znajdują, a także sprawy dotyczące życia kościoła. Jeśli głosisz ewangelię, będziemy mówić o pracy ewangelizacyjnej. Tak wygląda wchodzenie z ludźmi w interakcje w granicach zwykłego człowieczeństwa i jest to również część Mojego dzieła. Niektóre kwestie nie wiążą się z pracą kościoła, ale są wciąż sprawami ogólnymi w domu Bożym. To normalne, że o nich rozmawiamy, gdy się spotykamy. Załatwiasz sprawy i wykonujesz swoje obowiązki w domu Bożym, więc gdy się spotykamy, powinienem się z tobą przywitać, zagaić rozmowę i zapytać, czy masz jakieś trudności. Czasem w trakcie luźnych rozmów zadaję na przykład takie pytanie: „Ostatnio nocami temperatura spada – czy nie jest u was chłodno?”. Niektórzy nie chcą tego słuchać, myśląc: „Jesteśmy dorosłymi ludźmi; czy jest potrzeba, żebyś się o nas martwił?”. Dobre intencje nie zostają docenione, zgadza się? Innym razem wchodzę do kuchni i pytam: „Jak jest w tym roku z warzywami? Czy ich nie brakuje? Jakie warzywa i potrawy lubicie?”. To zupełnie normalne pytania, zgadza się? (Tak). Ale serca ludzi są zbyt skomplikowane i czasami rozmowa się nie klei, mimo że próbuję komunikować się z nimi w normalny sposób. Dlaczego tak jest? Bo ludzie stale boją się, że wyjdą na jaw ich problemy i prawdziwa sytuacja. A inni czego się boją? Tego: „Jeśli ujawnię swoją prawdziwą sytuację, to zdemaskujesz mnie w Twoich kazaniach na zgromadzeniu, biorąc mnie na celownik”. Czemu nie miałbyś być na celowniku? Gdy omawiam prawdę dotyczącą twoich problemów, zostają one rozwiązane. Czy nie jest to coś, co dodatkowo zyskujesz? Czy nie sprzyja ci szczęście? To jest coś dobrego. Dowodzi to, że traktuję cię poważnie i mam na ciebie jakiś wzgląd. Zgadza się? Gdybym nie zwracał na ciebie uwagi i nie miał cię w swoim sercu oraz gdybym zauważył u ciebie problemy, ale bym je zlekceważył, nie oferując ci omówienia ani przewodnictwa, to czy byłbyś w stanie zrozumieć prawdę i te problemy rozwiązać? Czy to by cię uszczęśliwiło? Gdybyś był zadowolony, myśląc: „Żaden z problemów obnażonych przez Boga mnie nie dotyczy, co dowodzi, że w ogóle ich nie mam”, i gdybyś doświadczał dzieła Bożego w taki sposób, to nie byłbyś kimś, kto dąży do prawdy. Niektórzy ludzie wierzą w Boga od wielu lat, nigdy nie zostali przycięci i ani razu nie posłużyli za kontrapunkt, a mimo to czują się dumni, czują, że dopisuje im szczęście, uważają się za bardzo dobrych ludzi, którzy nie mają problemów, i są pewni, że dostąpią zbawienia. Czyż nie jest to wielkie utrapienie? Taki człowiek z całą pewnością nie może zostać zbawiony.

Gdy ludzie myślący w sposób właściwy zwykłemu człowieczeństwu komunikują się i wchodzą w interakcje z innymi w jego granicach, będą kierować się poczuciem sumienia i rozumu właściwych zwykłemu człowieczeństwu. Mając to poczucie, spełniają minimalny standard i przestrzegają zasad w swoim traktowaniu innych ludzi. Gdy rozmawiasz i stykasz się z ludźmi w granicach zwykłego człowieczeństwa, z jednej strony ludzie mogą wyczuć, że masz świadomości sumienia właściwego człowieczeństwu. Z drugiej strony, zachowujesz się z wyczuciem tego, co jest stosowne, więc nie jesteś dla innych antypatyczny. I jeszcze jedna ważna rzecz: gdy komunikujesz się i wchodzisz w interakcje z innymi, twoje słowa przyniosą im korzyść i zyskają oni coś, czego człowieczeństwo potrzebuje. To nazywamy interakcjami i komunikacją z ludźmi. Co oznacza komunikacja? Mówiąc prosto, jest to luźna rozmowa. Większość ludzi nie wie, jak prowadzić luźne rozmowy; gdy tylko zaczynają coś mówić, przejawiają skłonność do kłótni i utarczek słownych albo popisują się i besztają innych, żeby ich zmusić do posłuszeństwa. Ci odrobinę elokwentni chcą przemawiać do innych jak profesor z katedry, gdy tylko otwierają usta. To wszystko są przejawy zepsutych skłonności. Ludzie o takich skłonnościach nie potrafią normalnie uczestniczyć w luźnych rozmowach. Nawet jeśli przez jakiś czas mówią normalnie, to musi się skończyć. W pewnym momencie zaczną się kłócić, zrobią się czerwoni na twarzy i przestaną nad sobą panować. To nie jest normalna luźna rozmowa, taka bowiem z pewnością nie polega na debatowaniu o tym, co jest słuszne, a co nie, na kłótniach i zwadach, a już na pewno nie na osądzaniu i potępianiu ludzi. Zdefiniujmy luźną rozmowę. Jest to wymiana informacji i dzielenie się nimi – to nazywamy luźną rozmową. Czy ta definicja jest trafna? (Tak). Na czym polega jej trafność? Wymiana informacji i dzielenie się nimi opierają się na fundamencie sumienia i racjonalności właściwych zwykłemu człowieczeństwu. Przyjrzyjcie się – jak rozmawiają i komunikują się ze sobą ludzie posiadający sumienie i rozum? Nie kłócą się, potrafią okazać sobie wzajemny szacunek i przysporzyć korzyści drugiej osobie. Gdy wysłuchają już swojego rozmówcy, zyskują nowe informacje. Później dzielą się swoimi informacjami z inną osobą, aby i ona na tym skorzystała i aby w granicach człowieczeństwa zdobyła doświadczenie, wgląd i wiedzę. Dzielenie się informacjami z drugą osobą zgodnie z zasadami okazywania szacunku innym i harmonijnego porozumienia na równej stopie, a następnie otrzymywanie informacji od tej drugiej osoby – czy nie jest to wzajemna pomoc? Zbudowane jest to na fundamencie równości, wzajemnego wsparcia, harmonii i sprawiedliwości. To właśnie oznaczają komunikacja i luźna rozmowa. Powiedzcie Mi, czy Moja definicja jest trafna? (Tak). Praktykowanie dialogu i komunikacji zgodnie z tą zasadą jest czymś słusznym. Jeśli komunikacja i rozmowy przepełnione są knuciem, sprzeczkami, zmaganiami, spiskami, sztuczkami, pułapkami i wystawianiem na próbę, jeśli przejawiają się w nich jedynie zepsute skłonności i jeśli wszystko sprowadza się do wzajemnych nękań, gdy każdy się popisuje, rywalizuje z innymi, próbuje mówić więcej i bardziej wyniośle, to nie jest normalna komunikacja. Nie jest to komunikacja w granicach sumienia i racjonalności właściwych zwykłemu człowieczeństwu. Taka komunikacja nie jest wymianą informacji i dzieleniem się nimi, ale sprowadza się do jawnej lub tajonej walki oraz słownych utarczek. Zgadza się? (Tak).

Aby móc komunikować się z innymi bez knucia, musisz nauczyć się komunikacji w granicach sumienia i racjonalności właściwych zwykłemu człowieczeństwu. Celem komunikacji jest pomoc innym, a także otrzymanie pomocy i korzyści od innych. To jest normalna komunikacja i w ten sposób można dojść do komunikowania się bez knucia. Przyjrzyjcie się komunikacji i rozmowom niewierzących; czy potrafią oni osiągnąć poziom normalnej komunikacji? (Nie). Gdy zepsuci ludzie komunikują się i rozmawiają ze sobą, czy treści, pobudki i ton ich komunikacji są normalne? (Nie). Komunikują się ze sobą na podobieństwo walczących kogutów albo psów. Czy komunikacja między nimi może przebiegać gładko? (Nie). Nie są nawet w stanie nie knuć przeciwko innym i nie sprzeczać się z innymi. Aby przebiegać gładko, komunikacja wymaga serca pełnego miłości, pragnienia wzajemnej pomocy i chęci uczenia się od innych, tak by własne słabości rekompensowane były ich mocnymi stronami. Gdy z wami rozmawiam i jest między nami komunikacja, nie wystarczy, że tylko Ja sam nie knuję; wy również musicie praktykować zgodnie z tą zasadą – nie knuć i nie być podejrzliwym. Jeśli Ja nie knuję, ale wy knujecie cały czas, a do tego nie tylko knujecie, lecz podejrzewacie, że i Ja knuję, to nasza komunikacja nie może przebiegać gładko i nie da się wytworzyć między nami prawdziwych, pożytecznych interakcji i harmonijnego porozumienia. Niektórzy ludzie, widząc, że nadchodzę, szybko znajdują sobie jakąś kryjówkę. Jeśli już naprawdę nie ma sposobu, żeby uniknąć spotkania ze Mną, witają Mnie niechętnie, ale w głębi serca nie chcą się ze Mną widzieć i myślą: „Co za utrapienie. Znowu tu jesteś, by dowiedzieć się, jak wygląda nasza faktyczna sytuacja. Później będziesz znów omawiać prawdozasady i nas zawstydzisz. Co powinniśmy zrobić?”. Jeśli nie chcesz się ze Mną spotykać ani wchodzić w interakcje oraz czujesz się w środku wyczerpany, gdy stykasz się ze Mną, i stale masz poczucie, że próbuję knuć przeciw tobie, to możesz zejść Mi z drogi, gdy widzisz, że się zbliżam. Jeśli podczas interakcji ze Mną czujesz, że nie knuję, i jeśli te interakcje przynoszą ci spokój, radość, swobodę i odprężenie, to spotykajmy się, rozmawiajmy i dzielmy się nowinami. Jeśli zapytasz Mnie: „Co u Ciebie?”, odpowiem szczerze. Jeśli zapytam cię: „Jak się sprawy mają? Czy poczyniłeś jakieś postępy w życiu? Czy coś zyskałeś, wykonując swoje obowiązki?”, a ty również możesz udzielić szczerej odpowiedzi, to bardzo dobrze. Każde spotkanie może przebiec w miłej atmosferze. Jeśli nie jest czymś właściwym, że ludzie stale chowają się przede Mną, gdy Mnie widzą, to czy jest czymś właściwym, że uciekają się do nieszczerych pochlebstw, aby celowo wkraść się w Moje łaski? (Nie). Czemu nie jest to czymś właściwym? (Wkradanie się w łaski sprowadza się do fałszu i zwodniczości. Lepiej jest, gdy nasze słowa są bardziej autentyczne i po prostu podchodzimy do Boga z normalnym nastawieniem. Po pierwsze, powinniśmy być z Nim szczerzy. Po drugie, nie powinniśmy wkradać się w Jego łaski, celowo próbować Mu się przypochlebiać czy przymilać się do Niego). Ja wymagam tylko jednego: gdy cię widzę, nie chowaj się przede Mną, a gdy cię nie szukam, nie nagabuj Mnie. Rób to, co powinieneś robić, i zadbaj, by wszystko było normalne. Nie wpłynę na wasze wykonywanie obowiązków, a wy nie powinniście wpływać na Mnie. Chowanie się przede Mną i nagabywanie Mnie to nie są zasady, jakich ludzie powinni przestrzegać w swoich kontaktach i interakcjach ze Mną. Jaka jest więc zasada? Komunikowanie się w granicach sumienia i rozumu właściwych zwykłemu człowieczeństwu oraz zdolność do szczerej rozmowy i mówienia czystej prawdy; o cokolwiek pytam, powinieneś udzielić szczerej odpowiedzi. Czemu ludzie nie potrafią mówić czystej prawdy? Na przykład, przypuśćmy, że pytam cię: „Ilu ludzi pozyskałeś, głosząc ewangelię w tym miesiącu?”, a ty nie chcesz odpowiedzieć. Jeśli zobaczę, że czujesz się nieswojo, nie będę naciskał. Nie chcę stawiać ludzi w trudnym położeniu i nigdy nie zmuszam nikogo do mówienia. Niektórzy ludzie bez względu na to, o co inni ich pytają, zawsze się głowią: „Co mają na myśli, zadając to pytanie?”. Nie chcą odpowiadać bezpośrednio, bardzo się boją, że źle odpowiedzą i napytają sobie problemów. Jeśli stale tak spekulujesz i knujesz, to komunikacja między nami nie jest możliwa. Nie musisz za każdym razem analizować znaczenia Moich pytań ani nie powinieneś knuć przeciwko Mnie. Jeśli potrafisz być prostoduszny i się otworzyć, żeby mówić prosto z serca, to możemy się ze sobą komunikować. Czy jest to łatwe, czy trudne? (Łatwe). Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Nie jest to wcale takie łatwe, jak się wydaje. Na przykład, mogło się tak zdarzyć, że kiedyś zadałem ci pytanie, a ty nie powiedziałeś prawdy – skłamałeś. Doszło do zakłócenia kontaktu i komunikacji. A skoro tak, to co powinieneś zrobić? Powinieneś zebrać się na odwagę, by przy następnej okazji przyznać się: „Ostatnim razem skłamałem. Od teraz będę mówił tylko czystą prawdę”. Wtedy ja dodam ci otuchy – przyklasnę ci i pogratuluję: udało ci się, praktykujesz prawdę i jesteś uczciwym człowiekiem. Czyż nie jest to wspaniałe? (Jest).

Jeśli chodzi o omawianie tematu „nie knuć”, to bez względu na liczbę podawanych przykładów jest wam przekazywana jedna zasada. Czy wiecie, co to za zasada? (Nie przyjmuj perspektywy zepsutej ludzkości, aby oceniać Boga lub Go podejrzewać). Zgadza się. Nie traktuj Boga w sposób, który opiera się na perspektywie zepsutej ludzkości. Jakiej zatem zasady należy przestrzegać? (Traktuj Boga jak Boga). Czy nie można traktować Go jak człowieka? Czy nie można traktować Go jak zwyczajną, normalną osobę? Bez względu na to, czy traktujesz Go jak Boga, czy jako człowieka, najważniejszą zasadą relacji interpersonalnych jest wzajemna szczerość. Gdy rozmawiam i coś robię z tobą, nie knuję przeciwko tobie i ty również powinieneś być ze Mną szczery. Jeśli więc ktoś knuje przeciwko tobie, czy ty także powinieneś knuć przeciwko niemu? (Nie). Jeśli ktoś knuje przeciwko tobie, powinieneś mimo to traktować go zgodnie z zasadami. Tak jest słusznie. To nie jest po prostu tak, że ja nie knuję przeciwko tobie, więc ty jesteś ze Mną szczery, bez knucia i podejrzeń. Chodzi o to, że nawet jeśli inni knują przeciwko tobie, ty i tak możesz postępować i załatwiać sprawy zgodnie z prawdozasadami. To jest przestrzeganie zasad. Niektórzy mówią: „Oni knuli przeciwko mnie – jak mam się nie zemścić? Jeśli nie pokażę im co i jak i pozwolę, żeby mnie tak nękali, to czy na tym nie stracę? Czy jestem aż takim popychadłem?”. Powiedzcie Mi, czy to rozumowanie ma sens? Oko za oko, ząb za ząb – to ma sens pośród ludzi w świecie. Ale jeśli zastosować kryterium prawdy, to stwierdzenie jest błędne. To, że knują przeciwko tobie, stanowi uczynek. Jeśli się za to zemścisz, posługując się tą samą metodą, by knuć przeciwko nim, to w oczach Boga istota czynu będzie taka sama; oba uczynki są złe. Bóg nie powie, że skoro oni knuli przeciwko tobie, to twój odwet jest całkowicie usprawiedliwiony i zgodny z zasadami, że nie jest złym uczynkiem. Bóg nie patrzy na to, dlaczego knułeś przeciwko nim; patrzy na to, czy twój czyn jest knuciem, czy jest to zły uczynek i czy traktujesz tę sprawę, stosując kryterium prawdy, czy według ludzkiej moralności. Jeśli sprawę tę ocenić według ludzkiej moralności, to reguła „oko za oko, ząb za ząb” byłaby uznana za właściwą. Oni pierwsi knuli przeciwko tobie, więc jest zasadne, żebyś się zemścił i knuł przeciwko nim, stosując te same środki, a oni powinni zaakceptować takie konsekwencje. Nie jest to czymś złym, jeśli przyjąć ludzką perspektywę i zastosować ludzką moralność. Być może nawet nie jest to czyn nielegalny w świetle prawa. Jednak w oczach Boga jest on sprzeczny z prawdą. Wszystko, co jest sprzeczne z prawdą, to zły uczynek, zasługujący w oczach Boga na potępienie. Nawet jeśli twój odwet jest uprawniony, Bóg nie cofnie się przed potępieniem cię tylko dlatego, że twój odwet jest zasadny i moralnie usprawiedliwiony. Bóg spojrzy na to, jak potraktujesz tych ludzi, którzy przeciwko tobie knuli. Jeśli potraktujesz ich tak jak oni ciebie, Bóg cię potępi. Ale jeśli potratujesz ich zgodnie z prawdozasadami, w prawy i sprawiedliwy sposób, którego Bóg cię nauczył, to choć z punktu widzenia moralności ludzie mogą mieć jakieś pojęcia i cię potępić i choć na mocy prawa zostałbyś skazany, to Bóg powie, iż w tej sprawie postąpiłeś zgodnie z zasadami i że nie był to zły uczynek – Bóg cię nie potępi. Umiejętność traktowania ludzi zgodnie z prawdozasadami jest praktykowaniem prawdy. Nie powinieneś traktować Chrystusa, kierując się swoimi pojęciami i wyobrażeniami albo swoimi zepsutymi skłonnościami, a także nie powinieneś uciekać się do knowań i sztuczek w Niego wymierzonych. I w identyczny sposób powinieneś traktować ludzi. Jeśli potrafisz prawidłowo traktować Chrystusa, tę zwyczajną osobę, to w taki sam prawidłowy sposób możesz traktować innych ludzi. Bez względu na to, o kogo chodzi, powinieneś przyjąć właściwe nastawienie w tym, jak go traktujesz. Dzięki temu twoje zasady i sposoby traktowania ludzi będą prawidłowe. Jeśli popełnisz błąd w związku ze swoim nastawieniem do ludzi lub ze swoimi myślami i zapatrywaniami dotyczącymi sposobu ich traktowania, szybko zastanowisz się nad sobą zgodnie ze słowami Bożymi i skorygujesz swoje myśli i zapatrywania, a jednocześnie stale będziesz poprawiał swoje zachowanie, i stopniowo twoje myśli i zapatrywania dotyczące tego, jak traktować ludzi, i twoje zasady postępowania i działania będą w coraz większym stopniu zgodne z prawdą. Gdy prawdozasady staną się twoim życiem, twoje zepsute usposobienie zostanie odrzucone i przemienione, a ty będziesz w stanie traktować ludzi w sposób prawy i sprawiedliwy, zgodny z intencjami Boga. Jeśli ludzie nie knują przeciwko tobie, uważasz za słuszne to, byś ty nie knuł przeciwko nim. Jeśli jednak oni knują przeciwko tobie, a ty potrafisz powstrzymać się przed knuciem przeciwko nim i zamiast tego szukasz prawdy i traktujesz ich zgodnie z prawdozasadami, czy nie robisz postępów? Czyż nie jest to przemiana? (Jest). Jeśli oni knują przeciwko tobie i ty knujesz przeciwko nim, to czy nie kroczysz tą samą ścieżką co ci, którzy knują przeciwko tobie? Jaka jest w takim razie różnica między tobą a ludźmi w świecie? Twoje zapatrywania dotyczące ludzi, spraw, zachowywania się i postępowania nie zmieniły się. Nie opierają się na słowach Bożych ani na prawdozasadach, lecz na zasadach, które wyznają ludzie w świecie: ktokolwiek knuje przeciwko tobie, ty knuj przeciwko niemu – oko za oko, ząb za ząb. Niczym się nie różnisz od ludzi w świecie, od niewierzących. Jeśli niezależnie od tego, czy ktoś knuje przeciwko tobie, czy nie, ty nigdy przeciwko nikomu nie knujesz, ale traktujesz ludzi zgodnie ze słowami Bożymi i prawdozasadami, to takie stanowisko i taka perspektywa są prawidłowe; to jest praktykowanie prawdy. Co w Wieku Łaski Pan Jezus powiedział ludziom? Jeśli ktoś cię uderzy w prawy policzek, co powinieneś zrobić? (Pan Jezus powiedział: „Jeśli ktoś uderzy cię w prawy policzek, nadstaw mu i drugi” (Mt 5:39)). Niektórzy mówią: „Jeśli ktoś mnie uderzy, to mu oddam! Jeśli ktoś uderzy mnie w lewy policzek, oddam mu w jego lewy policzek. Jeśli uderzy mnie w prawy policzek, oddam mu w prawy. Ani moralność, ani prawo tego nie potępiają”. Bóg mówi: „Błąd. Jeśli ktoś uderzy cię w lewy policzek, nadstaw mu prawy. Nie oddawaj mu”. Czy to potrafisz? Bez względu na to, czy Boże wymaganie jest do przyjęcia w oczach ludzi – być może dla niektórych jest to głupia maksyma i głupia praktyka – tego właśnie Bóg od ciebie wymaga. Czy potrafisz temu sprostać? Mówisz: „Nie potrafię. Jeśli ktoś uderzy mnie w lewy policzek, muszę mu oddać, bo inaczej ucierpi moja duma i utracę godność, całkowicie stracę twarz”. Bez względu na to, czy to twoje stwierdzenie jest brane za dobrą monetę pośród zepsutych ludzi, jeśli w oczach Boga błędne jest ono, błędny jest twój punkt widzenia i błędne jest twoje zachowanie, to wówczas w oczach Boga twoje zachowanie zostaje potępione. Z jakiego powodu zostaje potępione? Bo nie posłuchałeś słów Bożych, nie podążyłeś drogą Boga. Bóg powiedział ci, że jeśli ktoś uderzy cię w lewy policzek, powinieneś nadstawić mu prawy. Czy tak zrobiłeś? Bóg po prostu pyta cię: Czy posłuchałeś słów Bożych? Czy praktykowałeś zgodnie z tym, co nakazał ci Bóg? Jeśli tak nie praktykowałeś, to nie podążałeś drogą Boga i jesteś kimś, kto buntuje się przeciwko Bogu; nie jesteś osobą, która praktykuje prawdę oraz która postrzega sprawy i postępuje zgodnie ze słowami Bożymi. W takim razie nie podobasz się Bogu, nie jesteś osobą, którą Bóg akceptuje, i w oczach Boga to, że odpłaciłeś uderzeniem za uderzenie, jest złym uczynkiem. Być może zawsze będziesz myślał, że to jest zupełnie usprawiedliwione i że to konieczny sposób ochrony twoich praw i twojej godności. Jednak w oczach Boga ten wymierzony przez ciebie policzek oznacza, że nie podążyłeś drogą Boga i że nie chcesz nią podążać, że nie słuchasz słów Bożych oraz że w twoich oczach słowa Boże to tylko doktryny, puste słowa. Jedynie głosisz słowa Boże, ale nigdy ich nie praktykujesz. Bóg scharakteryzuje cię jako osobę, które nie podąża Jego drogą. Czy zatem możesz wciąż zyskać akceptację ze strony Boga? Jeśli nie podążasz Jego drogą, słowa Boże nigdy nie staną się twoim życiem. Bez względu na to, jak bardzo obstajesz przy swoim rozumowaniu, Bóg nie będzie cię słuchał. Bóg nie powie: „Ktoś uderzył cię w lewy policzek bez powodu, a ty jesteś godny politowania. Aby chronić swoją godność, możesz mu oddać. Gdy już to zrobisz, pomódl się i wyznaj swój grzech, a Bóg ci wybaczy i cię nie potępi”. Bóg czegoś takiego nie powiedział. Bóg powiedział, że jeśli ktoś uderzy cię w lewy policzek, to nadstaw mu prawy. Jeśli to potrafisz, to jesteś osobą, która podąża drogą Boga. Jeśli nie potrafisz, to w oczach Boga jesteś kimś, kto się przeciwko Niemu buntuje, kto nie praktykuje słów Bożych i nie podąża drogą Boga – jesteś złym człowiekiem. Jakie Bóg ma nastawienie do złych ludzi? Bóg mówi: „Zejdźcie Mi z oczu! Nie znam was”. Bóg nie chce takich ludzi. Czy to rozumiecie? (Tak). To samo odnosi się do knucia. Mówisz: „Oni knuli przeciwko mnie, więc co jest złego w tym, że ja knuję przeciwko nim?”. To, że knujesz przeciwko ludziom, jest po prostu czymś niewłaściwym. Dlaczego jest czymś niewłaściwym? Bo knucie samo w sobie jest złym, a nie dobrym uczynkiem. Jeśli więc ktoś knuje przeciwko innym, Bóg go potępia. Jeśli ty to czynisz, Bóg również ciebie potępi. Powinieneś postępować w sposób wolny od knucia, w sposób akceptowany przez Boga. Twoim obowiązkiem jest praktykowanie zgodnie ze ścieżką i zasadami praktyki, o których usłyszałeś od Boga, a nie obstawanie przy swoim rozumowaniu czy ochrona twojej osobistej godności i twojego wizerunku. Twój osobisty wizerunek, twój status i twoja godność nie są ważne. Co jest ważne? To, czy słowa Boże zostały ci wpojone, czy stały się twoim życiem, czy je urzeczywistniasz i czy wypełniają się one w tobie. Czy to rozumiecie? (Tak). Niektórzy mówią: „Obrzucili mnie przekleństwami, więc odpłaciłem im tym samym”. Czy to słuszne, żeby tak mówić? (Nie). Inni mówią: „Oni zawsze są wobec mnie małostkowi, więc czemu ja nie mogę być małostkowy wobec nich? Jeśli taki nie będę, czyż nie wyjdę na głupka?”. Czy to jest ważne, jak inni was postrzegają? (Nie). Ludzie stale przejmują się swoim wizerunkiem, zawsze boją się, że inni będą ich mieli za głupków. Tak naprawdę nie ma znaczenia to, jak inni cię widzą. Co ma znaczenie? Gdy widzą w tobie głupka i szydzą z ciebie, jak reagujesz? Czy reagujesz impulsywnie, uciekając się do ludzkich sposobów i środków, czy też zgodnie z zasadami, o których usłyszałeś od Boga? Czy praktykujesz zgodnie ze słowami Bożymi? Czy trwasz niezłomnie przy swoich obowiązkach? Tylko dlatego, że ktoś się z ciebie wyśmiewał i nazwał cię głupkiem, ty dostajesz napadu złości i rezygnujesz z pracy: „Widzisz we mnie głupka, więc już nie będę się tym zajmował!”. I dłużej tego dla nich nie robisz. Gdybyś porzucił swoje obowiązki, co Bóg by powiedział? „Dlatego, że ktoś nazwał cię głupkiem, porzuciłeś obowiązki, które ci powierzyłem. Nie masz za grosz lojalności!”. Bóg tak to będzie widział. Jeśli naprawdę masz Boga w sercu, to gdy ktoś śmieje się z ciebie i nazywa cię głupkiem, powinieneś najpierw się zastanowić: „Mówisz, że jestem głupkiem, tępakiem, i śmiejesz się ze mnie za moimi plecami. Nie będę się z tobą wadził ani nie będę miał ci tego za złe. Jestem głupi i mam mały potencjał, ale Bóg mnie wywyższył i mną nie gardzi. To nie ty powierzyłeś mi te obowiązki, uczynił to Bóg. To jest Boże posłannictwo dla mnie. Nie ma znaczenia, czy masz o mnie dobre zdanie, czy nie. Nie wykonuję swoich obowiązków na pokaz dla ciebie. Moje obowiązki to moje powołanie. Muszę je dobrze wykonywać i być lojalny wobec Boga. Muszę doceniać te obowiązki i stanąć na wysokości zadania, do wykonywania którego Bóg mnie wywyższył i w związku z którym mi zaufał. Muszę być oddany swoim obowiązkom. Nie mogę ich porzucić i zawieść Boga dlatego, że ty nazwałeś mnie głupkiem. Dopiero wtedy zrobiłbym z siebie głupca”. Czyż takie myślenie nie jest zgodne z zasadami? Czy nie jest to uwolnienie się od impulsywności? Nie jest to reagowanie impulsywne. Gdy potraficie postępować w taki sposób, to znaczy, że naprawdę się zmieniliście i zyskaliście postawę. Nie będą was ograniczać ludzie, wydarzenia ani sprawy. Bez względu na okoliczności będziesz w swoim umyśle mocno trzymał się słów Bożych i prawdozasad i nie będziesz żadnej sprawy traktował impulsywnie, pod wpływem emocji, nastrojów, osobistych upodobań, pragnień czy ambicji. Słowa Boże będą czymś najwyższym i największym w twoim sercu, a gdy coś się stanie, w pierwszej kolejności będziesz szukał słów Bożych: „Słowa Boże tak mówią, więc będę się ich trzymał. Nie ma znaczenia, że inni widzą we mnie głupka. Choć jestem głupi i mam mały potencjał, Bóg i tak powierzył mi obowiązki. Jakie to dla mnie wielkie wywyższenie od Niego! To błogosławieństwo!”. Jeśli potrafisz traktować to, co cię spotyka, zgodnie ze słowami Bożymi, będziesz wiedział, jak praktykować zgodnie z prawdozasadami.

Kontynuujmy omawianie tematu „nie knuć”. W codziennym życiu ludzie często padają ofiarą knucia ze strony innych w związku z różnymi sprawami. Niektórzy rywalizują z tobą o sławę i zysk, niektórzy dyskutują z tobą na temat tego, co słuszne, a co niesłuszne, niektórzy wręcz wykłócają się z tobą o jakieś jedno słowo, niektórzy cię osądzają i kopią pod tobą dołki za twoimi plecami, niektórzy podstawiają ci nogę i zachowują się wobec ciebie bezrozumnie. Jak sobie radzisz w obliczu knowań ze strony różnych ludzi? Musisz twardo trzymać się jednej zasady: „Bez względu na to, jak inni knują przeciwko mnie, ja nie będę knuł przeciwko nim; będę trzymał się od nich z daleka! Muszę zrozumieć, jakie są intencje Boga i czego chce On mnie nauczyć. Muszę mocno się trzymać swojego miejsca, praktykować słowa Boże i wytrwale wykonywać swoje obowiązki. Postępowanie zgodne z zasadami wyrażonymi w słowach Bożych nigdy nie będzie niesłuszne i nigdy nie doprowadzi do straty. Bez względu na to, jak wysokie mniemanie mają o mnie inni, to nie jest korona ani nagroda; to nieszczęście!”. Jeśli trzymasz się takiej zasady, nie będziesz czynił zła i Bóg cię nie potępi. Jeśli przez całe życie jesteś w stanie trzymać się swojego miejsca istoty stworzonej, wypełniać obowiązki istoty stworzonej oraz całym sercem i umysłem wykonywać pracę powierzoną ci przez Boga i jeśli wszystkie swoje myśli poświęcasz obowiązkom – bez względu na to, czy przez to zapominasz o jedzeniu i śnie oraz obciążasz swój umysł – i dobrze wykonujesz pracę powierzoną ci przez Boga oraz dochodzisz do tego, że swoje obowiązki wykonujesz w sposób spełniający standardy, to twoje życie będzie miało wartość. W tym życiu nie powinniśmy dążyć do tego, by robić wielkie rzeczy, realizować jakiekolwiek przedsięwzięcia i czynić cuda. Jesteśmy tylko mało znaczącymi ludźmi i powinniśmy czytać więcej słów Bożych, dążyć do zrozumienia prawdy w tym, co się nam przytrafia, wypełniać nasze powinności i robić dobrze to, co powinniśmy robić. Powinniśmy zagwarantować, że w każdej sprawie jesteśmy w stanie przestrzegać prawdozasad, że wykonujemy obowiązki zgodnie z zasadami wymaganymi przez ustalenia dotyczące pracy i że gdy uważnie przyglądamy się motywacji, celowi i zasadom wszystkiego, co robimy, to są one zgodne z wymaganiami zawartymi w słowach Bożych oraz mogą pomyślnie przejść próbę nadzoru i Bożej kontroli. Każdego dnia wykonujesz swoje obowiązki normalnie, ze spokojem i radością, stale przebywając przed obliczem Boga. Gdy w głębi serca masz coś Bogu do powiedzenia, modlisz się do Niego; gdy nie ma słów, które mógłbyś zawrzeć w swojej modlitwie, i tak możesz w swoim sercu zbliżyć się do Boga, a gdy się modlisz, otrzymujesz Boże oświecenie i przewodnictwo, zostajesz przez Boga poruszony. Potrafisz też być lojalny wobec Boga, gdy wykonujesz swoje obowiązki, oraz postępujesz w sposób otwarty i prawy. Jakie to jest cudowne! W twoim sposobie traktowania ludzi oraz w twoich interakcjach i komunikacji z nimi jest zasadniczo coraz mniej niedoskonałości i występków. Bez względu na to, jak inni knują przeciw tobie, nie reagujesz impulsywnie. Ilekroć czujesz się niezdolny do opanowania swojej impulsywności, modlisz się do Boga; gdy jesteś słaby, też modlisz się do Boga. Gdy Duch Święty nieco cię poruszy, zyskasz siłę, by to przezwyciężyć, i pokonasz przeszkodę. Ilekroć stajesz w obliczu knowań, ataków i odwetów ze strony ludzi, przypomina to pokonywanie przeszkody albo przezwyciężanie trudności. Ostatecznie jesteś w stanie uporać się ze wszystkimi tymi knowaniami, atakami, odwetami, które są w ciebie wymierzone, i przepychankami, które mają ciebie za cel, a przy tym nie reagujesz impulsywnie ani nie ulegasz swoim zepsutym skłonnościom, tylko potrafisz przestrzegać zasad. Wówczas prawdziwie jesteś zwycięzcą. Jakie to jest cudowne! Przypuśćmy jednak, że nieustannie ulegasz swojej impulsywności i swoim zepsutym skłonnościom. Gdy ktoś knuje przeciwko tobie albo mówi coś nieprzyjemnego, bierzesz to sobie do serca, strasznie się tym przejmujesz, jesteś wzburzony, twoje oczy miotają pioruny gniewu i wpadasz we wściekłość. Albo reagujesz inaczej: gdy usłyszysz nieprzyjemne słowa, w głębi serca czujesz się nieswojo, na twoich ustach pojawiają się wypryski, tracisz apetyt na jedzenie i picie, a także nie możesz w nocy zasnąć. Następnie oddalasz się od Boga. Ulegasz swojej impulsywności albo swoim emocjom, każdy dzień przynosi ci udrękę, nie jesteś w stanie normalnie jeść i pić słów Bożych ani normalnie wykonywać obowiązków, twoje serce jest pochłonięte i opętane sprawami tego, co słuszne, a co niesłuszne. Bardzo trudno jest ci uwolnić się z tego uwikłania i czasem może to trwać nawet kilka miesięcy. Jeśli sprawa jest poważna, dotyczy na przykład małżeństwa lub procesu sądowego, to knucie jest czymś jeszcze gorszym i gdy uwikłasz się w te sprawy, miesiące, a nawet lata przelatują niepostrzeżenie, a ty marnujesz najlepszy czas swojego życia. Na koniec całe twoje życie jest zmarnotrawione – nie wykonywałeś dobrze swoich obowiązków i nie zyskałeś prawdy. Czyż nie oznacza to, że doprowadziłeś się do całkowitej zguby? Jeśli twoje życie stale wypełniają spory, knowania, przepychanki i małostkowość, to czy możesz dobrze wykonywać swoje obowiązki? To niemożliwe, a na dodatek poprzez knucie i uczestnictwo w przepychankach nagromadzisz wiele złych uczynków. Knując przeciwko ludziom i wdając się z nimi w przepychanki, ilu złych rzeczy się dopuścisz i ile wypowiesz słów bezczelnych, buntowniczych, naruszających prawdę i sprzeciwiających się Bogu? Wszystkie takie słowa są klasyfikowane jako słowa diabłów. Nawet jeśli niektórych słów nie wypowiadasz na głos, przychodzą ci one do głowy: w głębi serca nienawidzisz, opluwasz i przeklinasz ludzi. W oczach Boga to jest jasne jak słońce. On widzi twoje zamysły i widzi, jak planujesz i praktykujesz, gdy coś ci się przytrafia. Jesteś pochłonięty knuciem i przepychankami, więc nigdy nie przyjdzie ci do głowy, żeby zastanowić się nad sobą, okazać skruchę i wyznać grzechy Bogu oraz żeby szukać prawdy w tych sprawach zamiast na oślep „cieszyć się” nimi. Choć jesteś fizycznie i mentalnie wyczerpany, nigdy nie zastanawiasz się nad sobą, nie modlisz się do Boga, nie przyjmujesz od Niego dyscyplinowania i przewodnictwa, nie przyjmujesz Jego słów w swoim sercu i nie pozwalasz Mu władać. Nigdy nie czynisz postanowienia, by praktykować słowa Boże. To dowodzi, że nie jesteś kimś, kto szczerze wierzy w Boga i dąży do prawdy. Ci, którzy szczerze wierzą w Boga i dążą do prawdy, skupiają się w głębi serca na tym, jak praktykować prawdę i żyć na podobieństwo człowieka, ceniąc sobie Bożą aprobatę ponad wszystko inne. To pozwala im unikać przepychanek i knowań; ich serca mogą często zbliżać się do Boga i potrafią oni żyć przed obliczem Boga. W rezultacie wykonywane przez nich obowiązki przynoszą jeszcze obfitszy owoc, czują oni, że takie życie ma wartość i wnosi wkład na rzecz ludzkości, tak więc w ich sercach gości prawdziwy spokój i autentyczna radość. Ponieważ są w stanie wypełniać obowiązki istoty stworzonej, każdy dzień ich życia ma prawdziwą wartość i prawdziwy sens. Ale jeśli twoje życie wypełnione jest utarczkami i knowaniami, to każdego dnia gromadzisz kolejne grzechy. Nie tylko nie urzeczywistniasz wartości i sensu, jakie ludzka istota stworzona powinna mieć, ale także gromadzisz grzechy na przyszłość. Bóg w swoim sercu gardzi tobą coraz bardziej i jest tobą coraz bardziej rozczarowany. Co Bóg czuje w związku z tobą, jeśli widzi, że Jego troska o ciebie i Jego oczekiwania wobec ciebie za chwilę obrócą się wniwecz? Jeśli to, co robisz, sprawia, że Bóg jest coraz bardziej rozczarowany i zniechęcony, aż któregoś dnia rzeczywiście nie zawracasz z tej drogi i Bóg chce już z ciebie zrezygnować, to powiedz Mi, jaką wartość i jaki sens mają twoje życie i twoja wiara w Boga? Jaka nadzieja jeszcze ci pozostała? Tylko dlatego, że inni knują przeciwko tobie i cię osądzają, ty, aby walczyć o swoją dumę oraz odzyskać twarz i godność, wikłasz się z nimi w przepychanki i opóźniasz to, czym powinieneś się zajmować. Czasem, tylko dlatego, że ktoś powie coś nieprzyjemnego albo spojrzy na ciebie w obraźliwy sposób, przez co tracisz twarz i spada twoja samoocena, zaczynasz żywić w sercu urazę i wdajesz się niemające końca spory z takim człowiekiem. A jak to się kończy? Cały swój cenny czas marnujesz na takie sprawy, całkowicie niwecząc swoją szansę na dostąpienie zbawienia i zyskanie prawdy. W rezultacie Bóg tobą gardzi, nie zwraca już na ciebie żadnej uwagi i jesteś już kompletnie zgubiony. Co zatem próbuję wam powiedzieć, omawiając te sprawy? Wybór sposobu postępowania jest bardzo ważny. Żyjąc pośród innych ludzi, każdy często staje w obliczu knowań, przepychanek, zysków i strat w osobistych interesach, a także słyszy różne głosy pochwały, krytyki, osądu i potępienia; każdy czegoś takiego doświadcza. Ja też żyję na tym świecie już tyle lat i nie jestem zamknięty w próżni. Ja także staję w obliczu takich sytuacji, lecz Moje serce nie będzie knuć. Spójrzcie na Mnie – w jaki sposób dotąd żyłem? Te sytuacje ani trochę nie wpływają na Moje życie ani na Moje dzieło. Każdego dnia skupiam się tylko na wykonywaniu Mojego dzieła. Nigdy, jak dotąd, nie uległem żadnym wpływom środowiska zewnętrznego. Moja tożsamość i Mój status, a także Moja wartość w oczach ludzi nie uległy żadnym wpływom. Na dodatek martwię się nawet, że będziecie błędnie myśleć, iż jestem bardzo wzniosły, bardzo nadzwyczajny, bardzo różny od innych, dlatego muszę podawać rzeczywiste przykłady Mojej zwyczajności, realności i normalności w bardziej konkretny sposób, byście nie czynili Mnie swoim idolem ani nie mieli na Mój temat jakichś nierealistycznych wyobrażeń i pojęć. Tylko wtedy, gdy już to powiedziałem, niektórzy ludzie widzą, że jestem po prostu zwyczajną, normalną osobą, a wtedy budzi się w nich obojętność wobec Mnie. Nie obchodzi Mnie to. Jeśli tylko potrafisz przyjąć te słowa, które wypowiadam, to wystarczy; nie mam żadnych innych wymagań. Gdybyście mieli spędzić cały dzień, gapiąc się na Mnie, lustrując Mnie i odgadując znaczenie Mojego wyrazu twarzy, czułbym się nieswojo. Nie lubię, gdy ludzie robią ze Mnie swojego idola albo Mi nadskakują, a tym bardziej nie lubię, gdy ludzie stale się wokół Mnie tłoczą. Lubię spokój. Czy nie żyło mi się dobrze przez te lata? Czemu więc wy nie spróbujecie żyć w taki sam sposób? Sprawdź, czy zdołasz przetrwać bez rywalizacji o sławę, zysk i status, nie chroniąc swojej godności, nie pretendując do autorytetu w swoich słowach. Jeśli działasz, żyjesz, postępujesz, robisz rzeczy i wykonujesz swoje obowiązki zgodnie ze słowami i wymaganiami Boga, to zobacz sam, jak będzie wyglądać twoje życie – sam się przekonaj, czy zyskasz radość i czy w twoim sercu zagości spokój. Wypróbuj inny sposób życia, praktykuj zgodnie z prawdozasadami i miej jasne cele, a wtedy ujrzysz przed sobą świetlaną przyszłość. Jeśli stale skrupulatnie odnotowujesz, kto knuje przeciwko tobie, kto ma wpływ na twój status, kto ma lepszą reputację niż ty, kto mówi o tobie za twoimi plecami i tak dalej, i żyjesz uwikłany w te sprawy, to nie ma dla ciebie ścieżki prowadzącej naprzód – jest jedynie mrok. Zawsze będziesz czuł się zagubiony, myśląc: „Moje życie jest męczące, brakuje w nim szczęścia. Nie mam błogosławieństw!”. Nie cieszysz się błogosławieństwami pochodzącymi od Boga, tylko wciąż kopiesz sobie tunel do piekła. Powiedz Mi, czy możesz zyskać błogosławieństwa? Czy możesz zaznać radości i spokoju?

Jak się czujecie, gdy omawiane są te tematy? (Dobrze). Dobrze, czyli jak konkretnie? (Czujemy, że to może pomóc nam uporać się z trudnościami, jakie napotykamy w prawdziwym życiu, i wyzbyć się zepsutych skłonności, które przejawiamy. Bóg wskazał nam też konkretne ścieżki: jak unikać utarczek z innymi i knucia przeciwko nim, jak uwolnić się od ograniczeń narzucanych przez ludzi, wydarzenia i sprawy oraz jak żyć w świetle). Jaki jest główny cel omawiania tych zasad? Nie chodzi tylko o to, by pomóc wam unikać wdawania się w przepychanki z innymi; kluczowe jest to, by umożliwić wam życie w granicach zwykłego człowieczeństwa i urzeczywistnianie zwykłego człowieczeństwa. Jeśli postępujesz zgodnie ze słowami Bożymi, możesz dojść do podporządkowania się Bogu, uczynić Jego słowa i prawdę swoim życiem oraz dostąpić zbawienia, bać się Boga i unikać zła: możesz stać się właśnie taką osobą. Czy to zrozumiałe? (Tak). Nie chodzi tylko o to, by uwolnić się od życia uwikłanego w knucie i przepychanki z innymi; gdyby chodziło tylko o to, nie zyskalibyście prawdy. Powiedzcie Mi, jaki jest cel praktykowania, jeśli człowiek nie zyskuje prawdy? Czy takie praktykowanie nie byłoby puste? Żyjąc w tym społeczeństwie, pośród ludzi, zawsze masz jakieś swoje myśli i zapatrywania, gdy coś ci się przytrafia; nie da się nie mieć żadnych myśli i zapatrywań, nie da się żyć w próżni. Taka sytuacja nie istnieje. Gdy nikt przeciwko tobie nie knuje ani nie wdaje się z tobą w przepychanki, potrafisz nie knuć przeciwko innym i nie wdawać się w żadne utarczki. Ale gdy ktoś knuje przeciwko tobie lub wdaje się z tobą w przepychanki, co wtedy robisz? Czy problem można rozwiązać, wykrzykując jedynie slogany w rodzaju: „Nie będę wdawał się z nim w przepychanki, nie będę knuł przeciw niemu”? (Nie). Jak zatem należy problem rozwiązać? Niektórzy wykrzykują slogany: „Czy nie jestem za stary, żeby knuć? Dzieło Boże zaszło już tak daleko, a ja wciąż knuję? Jaki jest pożytek z knucia w takich sprawach?”. Czy te słowa mogą rozwiązać problem? (Nie). Większość ludzi, gdy coś im się przytrafia, w głębi serca wciąż nie potrafi odpuścić i wciąż knuje i wdaje się w przepychanki z innymi. Jak zatem powinno się rozwiązać ten problem? Należy uporać się z myślami i zapatrywaniami ludzi oraz z ich zepsutymi skłonnościami w sposób zgodny ze słowami Bożymi i prawdozasadami. Gdy już skorygujesz swoją myśl lub swoje zapatrywanie, twoja perspektywa, twoje nastawienie i twoje stanowisko w tych sprawach zmienią się. Sprawy te będą budzić w tobie inne uczucia; będziesz czuł, że wdawanie się w przepychanki z innymi jest pozbawione sensu – marnuje to twoją energię, przeszkadza w pracy, powoduje wewnętrzny dyskomfort i nie przynosi spokoju ani radości. Wtedy, gdy będziesz czytał słowa Boże potępiające takie rzeczy, ich postrzeganie w twoim sercu zupełnie się zmieni, twoje uczucia się zmienią, osłabnie twój pęd do wdawania się w przepychanki z innymi, opadnie twój gniew i wyzbędziesz się impulsywności. Jeśli inni będą wdawać się z tobą w przepychanki, nieustannie cię prowokując, nie wpłynie to na ciebie, będziesz czuł, że nie ma czym się przejmować i że nie ma potrzeby odpowiadać tym samym. Nawet ludzie stojący obok nie będą w stanie na to patrzeć i powiedzą: „Oni tak cię traktują, jak to możliwe, że nic nie czujesz? Czy ty jesteś głupi?”. Mówisz na to: „Kiedyś traktowałem takie sprawy bardzo poważnie; czułem się tak, jakby cały świat mi się zawalił. Gdybym nie postawił sprawy jasno wobec nich lub gdyby oni nie dali mi żadnego wyjaśnienia, z pewnością bym tak łatwo nie odpuścił. Ale teraz jest inaczej. Nie knuję ani nie wdaję się już w przepychanki z innymi nie dlatego, że jestem starszy, ale dlatego, że dzięki słowom Bożym przejrzałem zepsutą istotę ludzkości. Zachowanie tych osób to typowe przejawy charakterystyczne dla złych ludzi, antychrysta i szatana, jak to obnażają słowa Boże. Kiedyś też przejawiałem podobne rzeczy, ale teraz dzięki słowom Bożym widzę, że tego rodzaju prawdziwe oblicze, tego rodzaju usposobienie, jest nazbyt szpetne i odrażające; budzi w Bogu wstręt! We mnie również budzi ono teraz wstręt i w głębi serca nie chcę kierować się w życiu tym zepsutym usposobieniem. Kiedy więc oni znów wdają się ze mną w przepychanki, po prostu czuję przygnębienie i odrazę do nich, nie interesują mnie przepychanki i nie chcę w nie się wdawać. W słowach Bożych odnalazłem też zasady praktyki i wiem, jak takich ludzi należy traktować”. Co mówią słowa Boże? Z jednej strony, słowa Boże demaskują i charakteryzują takich ludzi; z drugiej strony, Bóg mówi, że zasada dotycząca traktowania ludzi brzmi: traktuj innych sprawiedliwie. Jeśli są to bracia i siostry, przejawiający zepsute skłonności, powinniśmy traktować ich z miłością, omawiać prawdę, mając na celu uporanie się z ich występkami i zepsutymi skłonnościami, tak aby już nie sprzeciwiali się Bogu i nie dopuszczali się występków. Być może dzięki takiej pomocy ich problemy zostaną rozwiązane. Jeśli nie przyjmują pomocy i nie potrafią przyjąć prawdy, ale są w stanie wykonywać swoje obowiązki i nie zaburzają pracy kościoła, należy pozwolić im pozostać w kościele i wykonywać obowiązki. Jeśli nie wykonują swoich obowiązków należycie i wciąż wdają się w przepychanki i knują, wywołując niepokoje, to powinni zostać usunięci z kościoła zgodnie z dekretami administracyjnymi domu Bożego i jego zasadami dotyczącymi sposobu traktowania ludzi. Czy w naszych sercach nie zagości wówczas spokój? Dom Boży stosuje zasady i ma ścieżki dotyczące rozprawiania się z czarnymi owcami. W słowach Bożych zawarte są zasady i ścieżki dotyczące tego, jak rozeznawać się co do takich ludzi, jak z nimi postępować i jak ich traktować. Jeśli ludzie praktykują zgodnie ze słowami Bożymi, z łatwością i radością sobie z tym poradzą, nie będą czuli, że sprawa jest trudna, w ich sercach nie będzie żadnego niepokoju i w naturalny sposób problem zostanie rozwiązany. Gdyby napotkali takie sytuacje kilka lat wcześniej, nie byliby w stanie sobie poradzić, nie wiedzieliby, jak się z nimi uporać. Ale teraz, dzięki kilkuletniemu doświadczeniu, ta sprawa nie przysparza im już trudności; potrafią się z nią uporać. Nagle zdają sobie sprawę, że ich postawa stała się dojrzalsza i że naprawdę się zmienili. Jak wtedy większość tych ludzi się czuje? „Wcześniej zawsze myślałem, że mam mały potencjał, często buntowałem się przeciwko Bogu i sprzeciwiałem się Mu, jak gdyby nie było dla mnie możliwości zbawienia. Teraz, zajmując się tą sprawą, czuję, że nie mierzę się z żadnymi trudnościami, że potrafię rozwiązywać problemy i że mogę mieć nadzieję”. Jaką nadzieję? (Nadzieję na dostąpienie zbawienia). Gdy masz nadzieję na dostąpienie zbawienia, co widzisz przed sobą – światło czy mrok? (Światło). Jak w tym przysłowiu – światło daje mi znak. Zgadza się? (Tak). Gdy twoja postawa osiągnie ten poziom, będziesz autentycznie czuł, że praktykowanie prawdy nie wymaga wykrzykiwania sloganów; jest ono łatwe i radosne. Jeśli tylko potrafisz przyjąć słowa Boże i prawdozasady pochodzące od Boga, praktykowanie prawdy jest takie łatwe, a twoja postawa niepostrzeżenie staje się dojrzalsza. Gdy poczujesz, że twoja postawa stała się dojrzalsza, że się zmieniłeś, że twoje lata wiary w Boga przyniosły owoc i nie poszły na marne, to jeśli ktoś wtedy odezwie się bezczelnie tymi słowami: „Jaki mam pożytek z wiary w Boga? Przez dwadzieścia lat wierzyłem w Niego, ale tylko cierpiałem i się wysilałem; tyle porzuciłem i tak wielkie koszty poniosłem, a nie dane mi było cieszyć się choćby jednym błogosławieństwem – przypadło mi w udziale jedynie niekończące się wyczerpanie!”, będziesz w głębi serca gardził takim człowiekiem: „On nie ma sumienia, a z jego ust wychodzą jedynie diabelskie słowa! Sądząc po tym, jak żałośnie wygląda, tak naprawdę niczego nie zyskał – potrafi jedynie być nierozsądny i przeszkadzać, może wypowiadać jedynie bezczelne słowa!”. On stale powtarza: „Jaki mam pożytek z wiary w Boga?”. A co dokładnie chcesz zyskać dzięki wierze w Boga? Materialną łaskę i błogosławieństwa czy prawdę i zbawienie? To jest ścieżka, którą należy wybrać w wierze w Boga. A ty którą ścieżką kroczysz? Jeśli jesteś kimś, kto dąży do prawdy i wciela w życie wszystkie prawdy, jakie rozumie, oraz czyni je swoją rzeczywistością, to zyskasz życie wieczne i gdy już doświadczysz Bożego dzieła w dniach ostatecznych, okaże się, że twoja wiara nie była daremna. Jeśli skupiasz się tylko na cieszeniu się łaską, ale nie zyskujesz prawdy ani życia oraz skarżysz się na Boga, mówiąc: „Cóż ja zyskałem?”, to dowodzi, że nie jesteś kimś, kto dąży do prawdy. Bez względu na to, jak wielką łaską się cieszysz, jeśli w ogóle nie zyskałeś prawdy, to twoja wiara jest żałosna; pokazuje to, że jesteś ślepcem. Bóg wyraża teraz prawdę, by zaopatrzyć ludzi w życie, każdego dnia wypowiada nowe słowa, by wielu ludzi mogło jeść je i pić oraz cieszyć się nimi na całą wieczność. Jest aż nazbyt wiele prawd, które należy praktykować i w które należy wkroczyć; nie starczy całego życia, by w pełni doświadczyć wielu prawd. Ci, którzy wierzą w Boga od lat i dążą do prawdy, zyskali tak wiele i w tak wielkiej obfitości. Jeśli jednak ludzie nie dążą do prawdy, nie miłują jej ani nie praktykują, zawsze będą mieli poczucie, że nie zyskali nic. Ci, którzy radują się prawdą, rzeczywiście czują się aż z naddatkiem przepełnieni tymi słowami. Czy zatem chodzi o prawdę, czy o materialne błogosławieństwa, Bóg obficie obdarowuje ludzi; można powiedzieć, że dom Boży jest krainą mlekiem i miodem płynącą. Słowa Boga jedzone i pite na zgromadzeniach są tak obfite; świadectwa z doświadczenia, filmy, hymny, tańce – wszystko tam jest, w całej obfitości. Nie brakuje też rzeczy materialnych – jedzenia, ubrań i przedmiotów codziennego użytku. Na dodatek usługi świadczone zgodnie z Bożym zarządzeniem przez wielkiego czerwonego smoka, wystąpienia antychrystów i fałszywych przywódców oraz przejawy rozmaitych negatywnych rzeczy, jakie ludzie codziennie widzą, pozwalają im wyciągać naukę i zyskiwać coraz większe rozeznanie. Jeśli nie potrafisz wyciągnąć całej nauki za jednym razem, Bóg będzie dalej przygotowywał dla ciebie okoliczności, ludzi, wydarzenia i sprawy, a usunie je dopiero wtedy, gdy wystarczająco dużo się dzięki nim nauczysz. Toteż jeśli potrafisz przyjąć dzieło Boże i jesteś kimś, kto miłuje prawdę, to uczestniczysz w obfitej uczcie. Kilka lat wiary przyniesie ci wielkie postępy i realną zmianę. Bóg przez te lata osobiście dogląda, podlewa i prowadzi swoich wybrańców. Wszyscy, którzy potrafią przyjąć prawdę, mogą poczuć, że zyskali bardzo wiele i przeszli prawdziwą przemianę. A jeszcze bardziej zmienili się ci, którzy wykonują swoje obowiązki na pełny etat. Możesz poczuć, że gdy podążasz za Bogiem, ścieżka staje się coraz jaśniejsza oraz prawdziwie wierzysz w dostąpienie zbawienia i wejście do królestwa niebieskiego. Ale jeśli stale odmawiasz przyjęcia prawdy i w głębi serca nie chcesz jej praktykować, nie będziesz mógł poczuć, że istnieje dla ciebie nadzieja na zbawienie. Będziesz wciąż pytał ludzi wokół siebie: „Czy myślisz, że mam duchowe zrozumienie?”. Jeśli ktoś powie: „Nie wydaje się, żebyś miał duchowe zrozumienie”, pomyślisz sobie: „To koniec, nie ma dla mnie nadziei!”. Tak naprawdę nie jest tak, że nie ma dla ciebie nadziei; chodzi o to, że nie dążysz do prawdy. Jeśli rozumiesz prawdę i potrafisz ją praktykować, stopniowo zyskasz duchowe zrozumienie. Gdy już to nastąpi, będziesz rozumiał coraz więcej prawd i będziesz w stanie podzielić się świadectwem opartym na doświadczeniu w każdym aspekcie. Poczujesz się ubogacony i bardzo spełniony, poczujesz, że dzięki podążaniu za Bogiem wiele zyskałeś. Zgadza się? (Tak). Jeśli ktoś nie praktykuje prawdy ani nie przyjmuje jej jako swojego życia, w głębi serca zawsze będzie czuł się zagubiony i bez celu, pozbawiony prawdziwej wiary. Stale będzie pytał ludzi wokół siebie, czy jest dla niego nadzieja na dostąpienie zbawienia. Niektórzy też ciągle pytają innych, czy mają duchowe zrozumienie, bo w ich mniemaniu posiadanie duchowego zrozumienia decyduje o tym, czy jest dla nich nadzieja. Powiedzcie Mi, czyż tacy ludzie są głupi? (Są). Bez względu na to, czy masz duchowe zrozumienie, czy go nie masz, powinieneś usilnie dążyć do prawdy – usilnie dążyć nie tylko do tego, by ją zrozumieć, ale także do tego, by ją praktykować. Gdy już będziesz rozumiał prawdę i ją praktykował, czyż nie będzie nadziei na dostąpienie zbawienia? Zgadza się? (Tak). Powinniście tę kwestię rozważyć.

Na tym kończymy nasze dzisiejsze omówienie. Do zobaczenia!

7 września 2024 r.

Wstecz:  Jak dążyć do prawdy (17)

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Connect with us on Messenger