22. Nauczyłem się odpowiednio traktować życzliwość moich rodziców

Autorstwa Wang Tao, Chiny

Kiedy miałem trzy lata, moi rodzice rozwiedli się z powodu różnic na tle emocjonalnym, niemożliwych do pogodzenia, a rok później miałem już macochę. Wracając pamięcią do tamtych odległych dni, przypominam sobie, że niektóre starsze panie z sąsiedztwa często mówiły: „Biedactwo, będziesz cierpieć. Macochy nigdy nie dbają o przybrane dzieci! Nie denerwuj macochy, chłopcze, musisz być posłuszny i pracowity, żebyś nie dostał lania i miał co jeść”. Wówczas rozumiałem tylko połowę tego, co miały na myśli, i byłem nieco przestraszony, dlatego nigdy nie ośmieliłem się rozgniewać mojej macochy. Ku mojemu zdziwieniu, macocha traktowała mnie bardzo dobrze, jakbym był jej własnym synem. Potem urodził się mój młodszy brat, a macocha nadal troszczyła się o mnie i kochała mnie dokładnie tak samo. Prawdę mówiąc, okazywała mi więcej miłości niż moja biologiczna matka. Często mówiła tak mówiła do mnie i do mojego brata: „Wasz ojciec i ja ciężko pracujemy i wiele znosimy, aby zarabiać pieniądze i wybudować domy dla was obu, żeby wszystko było gotowe, gdy przyjdzie wam się ożenić. Gdy dorośniecie i założycie własne rodziny, musicie być nam oddani. Bez względu na to, jak wiele trudności przyjdzie nam znieść, sprawa jest tego warta!”. Za każdym razem uroczyście obiecywałem: „Mamo, kiedy dorosnę, na pewno zaopiekuję się wami”. Ilekroć moja macocha to słyszała, zawsze uśmiechała się z ulgą i kiwała głową. Zniosła wiele trudności, aby mnie wychować, pomogła mi przy ożenku, założeniu rodziny i rozpoczęciu kariery. Zawsze pamiętałem słowa mojej babci: „Wychowywanie dziecka jest ważniejsze niż jego urodzenie” oraz: „Dostajesz od ludzi tyle, ile im dajesz, a co wysyłasz – wraca”. Uważałem, że jest to zasada, wedle której ludzie powinni postępować, a jeśli ktoś nie ma sumienia i jest niewdzięczny, nie jest godzien nazywać się człowiekiem.

W 1994 roku cała nasza rodzina uwierzyła w Pana Jezusa. Ja i moja żona często wyjeżdżaliśmy, aby zajmować się kościołem. Czasem nie wracaliśmy do domu przez dzień lub dwa, nawet wtedy, gdy nasze dwuletnie dziecko i praca w polu wymagały naszego czasu i uwagi. Moja mama zaproponowała, że weźmie na siebie te obowiązki, abyśmy mogli dobrze służyć Panu. W 2002 roku cała nasza rodzina przyjęła dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. Moi rodzice w pełni wspierali mnie w moich obowiązkach. Ponieważ stałem się znany w okolicy ze względu na wiarę w Pana, po przyjęciu tego etapu dzieła moja praca ewangelizacyjna w tym rejonie przyciągnęła uwagę policji. Aby uniknąć aresztowania, opuściłem dom i przez wiele lat wykonywałem swoje obowiązki gdzie indziej. W świątecznym okresie widok innych ludzi spotykających się ze swoimi rodzinami sprawiał, że naprawdę martwiłem się o własną rodzinę i tęskniłem za rodzicami. Szczególnie w okresie wzmożonej pracy na roli myślałem o mojej matce, która cierpiała z powodu bólu pleców i nóg oraz reumatyzmu, zwłaszcza w deszczowe dni, gdy jej ból stał się szczególnie dotkliwy. Zwykle starałem się nie dopuścić, by rodzice ciężko pracowali na roli, ale teraz moja żona i ja wykonywaliśmy swoje obowiązki poza domem, a rodzice opiekowali się naszym dzieckiem i dodatkowo pracowali w polu. Pracowali tak ciężko, że pomyślałem, iż zaryzykuję powrót do domu, aby im pomóc, a wówczas nie musieliby już pracować. Gdybym jednak wrócił, prawdopodobnie zostałbym aresztowany przez policję i nie byłbym w stanie pomóc rodzicom. Poza tym byłem zajęty swoimi obowiązkami i nie mogłem porzucić pracy w kościele, żeby wrócić do domu. Gdy szedłem drogą, widziałem rolników zbierających pszenicę na polach. Miałem wrażenie, jakbym patrzył na moją matkę w polu, podnoszącą głowę, by otrzeć pot z czoła. Zacząłem płakać, nie mogłem powstrzymać się od narzekań: „Gdyby nie moja wiara w Boga i praca ewangelizacyjna, które naraziły mnie na aresztowanie, mógłbym wrócić do domu i pomóc rodzicom w tym trudnym okresie!”. Im więcej o tym myślałem, tym bardziej czułem, że jestem im coś winny. Tego wieczoru przypomniałem sobie moich rodziców ciężko pracujących na roli i nie mogłem powstrzymać łez. Dlatego często modliłem się do Boga, powierzając moich rodziców Jego opiece.

W grudniu 2012 roku zostałem aresztowany przez policję, kiedy głosiłem ewangelię. Podczas przesłuchania poddano mnie okrutnym torturom i gdy byłem półprzytomny, komendant pokazał mi film na swoim telefonie. Zobaczyłem moją dziewięćdziesięcioletnią babcię, która miała zapadnięte oczy i puste spojrzenie. Wydawało się, że w każdej chwili może umrzeć. Widziałem też moją matkę: jej włosy były siwe, a twarz mokra od łez. Jej usta drżały, jakby się o coś kłóciła, i sprawiała wrażenie bardzo wstrząśniętej. Gdy oglądałem to nagranie, łzy spływały mi po twarzy. Szef zespołu ds. bezpieczeństwa narodowego wykorzystał ten moment, aby powiedzieć: „Popytaliśmy o ciebie ludzi z twojej wioski. Wszyscy dobrze o tobie mówią, jesteś posłusznym synem. Twoja babcia ma niemal 100 lat, a twoi rodzice są po siedemdziesiątce. Wszyscy z utęsknieniem czekają na twój powrót i spotkanie rodzinne! Twoja babcia niedługo odejdzie z tego świata. Nie chcesz jej zobaczyć ten ostatni raz? Przysłowie głosi, że w życiu najważniejsze jest synowskie oddanie. Czy twoi rodzice nie wychowali cię tak, aby mogli na tobie polegać i cieszyć się jesienią życia? Czy możesz sobie wyobrazić, że pozwolisz im spędzić resztę życia w samotności? Oboje są w podeszłym wieku. Nie znasz dnia ani godziny, kiedy będziesz patrzył na nich i będzie to ostatni raz. Jeśli zostaniesz skazany na osiem do dziesięciu lat więzienia za swoją wiarę, możesz ich już nigdy nie zobaczyć i będziesz tego żałować do końca życia. Jeśli tylko powiesz nam, co wiesz, wyślę cię prosto do domu na spotkanie z rodziną. Przemyśl to!”. Gdy usłyszałem te słowa, zalała mnie fala wspomnień o babci i matce, które troszczyły się o mnie i kochały mnie, i nie mogłem powstrzymać łez. Moja matka miała nadzieję, że otoczę opieką ją i ojca, gdy się zestarzeją. Teraz oboje byli już w podeszłym wieku i słabego zdrowia i to w chwili, gdy najbardziej mnie potrzebowali. Nie było mnie przy nich, nie wypełniałem synowskiej powinności. Zamiast tego sprawiłem, że żyli w strachu z powodu mojego aresztowania. Gdybym został skazany na osiem do dziesięciu lat więzienia, mógłbym ich już nigdy nie zobaczyć. Im więcej o tym myślałem, tym większe zniechęcenie mnie ogarniało i zacząłem żywić urazę, myśląc: „Gdybym tu nie przyjechał, aby głosić ewangelię, i nie został aresztowany, czyż nie mógłbym się nimi zająć? Co powinienem teraz zrobić? Czy powinienem przygotować się na pobyt w więzieniu, czy może pójść na kompromis z szatanem i diabłami, żeby odwdzięczyć się rodzicom za ich życzliwość? Gdybym zdradził moich braci i siostry lub zaprzedał interesy domu Bożego, stałbym się okrytym hańbą judaszem, moje sumienie nigdy nie zaznałoby spokoju, zostałbym przeklęty przez Boga i poszedłbym do piekła!”. Byłem w rozterce, czułem, że moja głowa zaraz eksploduje, i byłem na skraju załamania. W modlitwie wołałem do Boga: „Boże, proszę, ocal mnie! Co powinienem zrobić?”. W tym momencie przypomniał mi się fragment słów Bożych: „W każdym czasie Mój lud powinien wystrzegać się przebiegłych knowań szatana, strzegąc dla Mnie bramy Mojego domu, powinien być zdolny do wzajemnego wspierania się i wzajemnego zaopatrywania się, aby uniknąć wpadnięcia w pułapkę szatana, kiedy byłoby już za późno na żale(Słowa Boże dla całego wszechświata, rozdz. 3, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga uspokoiły moje wzburzone serce. Szatan uknuł intrygę, by wykorzystać moje uczucia, złamać mnie i zmusić do zdradzenia Boga. Nie mogłem nabrać się na te sztuczki. Musiałem trwać przy swoim świadectwie! Powiedziałem więc: „Nic nie wiem. Róbcie ze mną, co chcecie!”. Pomimo wysiłków policja nie wyciągnęła ze mnie żadnych przydatnych informacji, a sąd ostatecznie skazał mnie na trzy i pół roku więzienia.

W lipcu 2016 roku mój wyrok w tym piekle na ziemi dobiegł końca. Kiedy wróciłem do domu, moja mama przytuliła mnie i zaczęła gorzko płakać. Pocieszałem ją, ocierając łzy z jej twarzy. Pomyślałem w duchu: „Z powodu aresztowań i prześladowań ze strony Komunistycznej Partii Chin nie byłem w domu od ponad dekady. Moi rodzice od lat martwią się o moje bezpieczeństwo, zwłaszcza wtedy, gdy odsiadywałem wyrok, zamartwiali się jeszcze bardziej. Teraz oboje są po siedemdziesiątce, a ja już nie chcę przysparzać im więcej trosk. Teraz, kiedy wróciłem, chcę spędzać z nimi więcej czasu i wypełnić swoje synowskie powinności”. Kilka dni później odwiedził mnie mój wujek i poskarżył się: „Nie było cię przez wszystkie te lata, twoja matka była kilka razy w szpitalu, a po tobie ani śladu, wszyscy mówią, że jesteś beznadziejnym synem! Twoi rodzice są już w podeszłym wieku, opiekowali się twoim dzieckiem i pracowali dla ciebie w polu, a teraz oboje są chorzy. Myślisz, że to było dla nich łatwe? Teraz, gdy wróciłeś, musisz spędzać czas w domu, żyć właściwie i zapewnić rodzicom opiekę, żeby ludzie przestali plotkować na twój temat!”. Patrząc, jak mój wujek odchodzi, poczułem zakłopotanie. W ich oczach stałem się naprawdę niewdzięcznym dzieckiem. Pomyślałem, że może mógłbym wykonywać swoje obowiązki w lokalnym kościele, co pozwoliłoby mi opiekować się moimi rodzicami. Ale kiedy tak rozmyślałem, zdałem sobie sprawę, że pogrążam się w mrocznym stanie umysłu, dlatego świadomie modliłem się do Boga, szukając Jego intencji. Dotarło do mnie, że w mojej obecnej sytuacji nie mogę wykonywać swoich obowiązków w mojej rodzinnej miejscowości, że w każdej chwili grozi mi aresztowanie i że nie mogę pozwolić, by synowskie oddanie przeszkodziło mi w wykonywaniu obowiązków. Przez te wszystkie lata doświadczyłem od Boga wielkiej łaski oraz podlewania i zaopatrywania w prawdę, więc nie mogłem teraz postąpić wbrew sumieniu, musiałem wykonywać swoje obowiązki, aby odwdzięczyć się Bogu za Jego miłość. Wróciłem zatem do głoszenia ewangelii.

Jednak w głębi duszy wciąż czułem więź emocjonalną z matką, a w pewnych sytuacjach czułem się nieswojo. Starsza siostra, u której mieszkałem, często miała zawroty głowy. Pewnego razu zachorowała i spędziła w szpitalu ponad dziesięć dni. Pomyślałem o mojej matce: „Ma teraz prawie osiemdziesiąt lat, wysokie ciśnienie krwi i chorobę serca, przez co często miewa zawroty głowy. A co, jeśli zachoruje i będzie musiała iść do szpitala? Jak głosi przysłowie: »Wychowanie dziecka jest ważniejsze niż jego urodzenie« oraz »W życiu najważniejsze jest synowskie oddanie«. Jestem ich synem, a nie mogę nawet być przy moich rodzicach i im służyć. Czyż moi krewni i sąsiedzi nie powiedzą, że jestem wyrodnym synem, niewdzięcznym i pozbawionym sumienia?”. W tamtym czasie strasznie tęskniłem za matką i bardzo się o nią martwiłem. W pamięci utkwiło mi jej pełne nadziei spojrzenie, a drwiny moich krewnych i sąsiadów dźwięczały mi w uszach. Było mi ciężko na sercu, popadłem w rutynę przy wykonywaniu obowiązków i nie osiągałem żadnych rezultatów. Byłem świadom tego, że mój stan wpływa na moją zdolność do pracy w kościele, więc modliłem się do Boga, szukając pomocy. Później przeczytałem te słowa Boga: „Jeśli uważasz, że twoi rodzice są ci najbliżsi na świecie, że są twoimi szefami i przywódcami, że są ludźmi, którzy cię spłodzili i wychowali, którzy zapewniali ci pożywienie, ubranie, dach nad głową i środki transportu, którzy cię odchowali i którzy są twoimi dobroczyńcami, to czy będzie ci łatwo uwolnić się od ich oczekiwań? (Nie). Jeżeli tak właśnie uważasz, to prawdopodobnie będziesz postrzegał oczekiwania swoich rodziców z perspektywy ciała i będzie ci trudno uwolnić się od ich niewłaściwych i nierozsądnych oczekiwań. Będziesz zakładnikiem tych oczekiwań. Nawet jeśli w głębi serca będziesz niezadowolony i niechętny, to nie będziesz mieć siły, żeby uwolnić się od tych oczekiwań, i nie będziesz mieć innego wyjścia, jak tylko ulec naturalnemu biegowi rzeczy w tym względzie. Dlaczego nie będziesz mieć innego wyjścia? Bo gdybyś miał uwolnić się od oczekiwań swoich rodziców, gdybyś je zignorował lub odrzucił, to czułbyś się wyrodnym dzieckiem i niewdzięcznikiem, czułbyś, że zawiodłeś swoich rodziców i że nie jesteś dobrym człowiekiem. Jeśli przyjmujesz perspektywę ciała, zrobisz wszystko, by kierując się sumieniem wynagrodzić rodzicom ich życzliwość, by dopilnować, że cierpienie, jakie znosili ze względu na ciebie, nie pójdzie na marne, więc będziesz nieustannie dążył do tego, aby spełnić ich oczekiwania. Będziesz bardzo się starał, aby osiągnąć wszystko to, czego twoi rodzice od ciebie wymagają, aby ich w żaden sposób nie rozczarować i aby dobrze ich traktować; postanowisz, że będzie się nimi opiekował, gdy się zestarzeją, że zapewnisz im szczęście w ostatnich latach życia, a także, patrząc jeszcze dalej w przyszłość, że zajmiesz się sprawami związanymi z pochówkiem, jednocześnie zadowalając rodziców i spełniając własne pragnienie bycia dobrym dzieckiem. Żyjąc na tym świecie, ludzie ulegają różnego rodzaju wpływom opinii publicznej i środowisk społecznych, a także przekonań i poglądów popularnych w społeczeństwie. Jeśli ludzie nie rozumieją prawdy, mogą jedynie postrzegać te sprawy z perspektywy uczuć cielesnych i w taki sam sposób podchodzić do nich w praktyce(Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Słowa Boga dokładnie obnażyły mój stan. Patrzyłem na sprawy z perspektywy uczuć, które swoje źródło mają w cielesności. Wierzyłem, że wszystko, co mam, pochodzi od moich rodziców, że po ludzku powinienem być im wdzięczny i wynagrodzić im to, że mnie wychowali, powinienem starać się spełnić wymagania i oczekiwania moich rodziców i że dokładnie to powinien zrobić człowiek mający sumienie. Moi rodzice rozwiedli się, gdy byłem dzieckiem, i wiele osób litowało się nade mną i mówiło, że będę źle traktowany przez macochę, ale ona traktowała mnie jak własnego syna. W moim młodym sercu czułem, że jest mi bliższa niż moja biologiczna matka. Wiedziałem, że ciężko pracowała i oszczędzała, jak mogła, żeby wychować mnie i mojego brata, wspierała moją edukację i pomogła mi założyć własną rodzinę i rozpocząć pracę, była osobą, którą szanowałem i ceniłem najbardziej w całym swoim życiu. Przysiągłem więc w duchu, że będę dla niej dobry i będę się nią opiekował u schyłku jej życia. Moja matka nie wymagała ode mnie zbyt wiele, miała jedynie nadzieję, że kiedy ona i mój ojciec się zestarzeją, zaopiekuję się nimi, i że będą mogli na mnie polegać. Tylko tyle moja matka ode mnie oczekiwała. Pomyślałem sobie: „Jako osoba obdarzona sumieniem powinienem zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby spełnić życzenia moich rodziców, powinienem być im oddany. Jeśli nie, okażę się złym synem, niewdzięcznikiem pozbawionym sumienia, który zasługuje na potępienie społeczne”. Ponieważ wykonywałem swoje obowiązki gdzie indziej, w czasie świąt i w szczycie prac rolniczych często czułem niepokój, bo bałem się, że moi rodzice będą za dużo pracować i zachorują. Dlatego chciałem wrócić do domu, żeby im pomóc. Niby wykonywałem swoje obowiązki, ale nie potrafiłem się uspokoić i tak naprawdę stwarzałem jedynie pozory pracy. Po moim aresztowaniu policja, chwytając się uczuć, jakimi darzyłem rodziców, próbowała skusić mnie do tego, żebym zdradził braci i siostry, i gdyby nie słowa Boże, które mnie oświeciły i prowadziły, być może zdradziłbym Boga pod wpływem tych uczuć. Kiedy starsza siostra z domu moich gospodarzy zachorowała i trafiła do szpitala, przypomniała mi się moja matka; myślałem o tym, że jest słaba i chora, a ja nie mogę wrócić, żeby się nią opiekować. Czułem się winny, przygnębiony, słaby i zniechęcony. W głębi serca miałem żal do Boga, uważając, że nie potrafię sprostać oczekiwaniom rodziców ani okazać im synowskiej troski z powodu mojej wiary w Boga i moich obowiązków. Dotarło do mnie, że po tylu latach wiary nie zyskałem żadnej prawdy i nadal nie potrafię patrzeć na świat zgodnie ze słowami Boga. Ilekroć sprawy dotyczyły mojej rodziny, ulegałem uczuciom mającym swoje źródło w cielesności, co oznaczało, że nadal wyznawałem poglądy osoby niewierzącej. Dlatego modliłem się, aby Bóg mnie oświecił i prowadził ku zrozumieniu prawdy, która pomoże mi rozwiązać moje problemy.

Później przeczytałem te słowa Boga: „Z powodu uwarunkowań tradycyjnej kultury chińskiej, zgodnie ze swoimi tradycyjnymi pojęciami Chińczycy wierzą, że każdy jest zobowiązany do synowskiej nabożności względem swoich rodziców. Osoba, która tego obowiązku nie przestrzega, jest niegodnym dzieckiem. Takie idee wpaja się ludziom od dziecka, naucza się ich w praktycznie każdym domu, szkole i całym społeczeństwie. Kiedy ludzie mają głowy pełne takich twierdzeń, wówczas myślą: »Synowska nabożność jest najważniejsza. Jeśli jej nie przestrzegam, to nie będę dobrym człowiekiem – będę niegodnym dzieckiem i zostanę potępiony przez społeczeństwo. Będę osobą pozbawioną sumienia«. Czy taki pogląd jest właściwy? Ludzie widzieli tak wiele prawd wyrażonych przez Boga – czy Bóg wymagał, aby okazywali synowską nabożność swoim rodzicom? Czy jest to jedna z prawd, które wierzący w Boga muszą zrozumieć? Nie. Bóg jedynie omawiał niektóre zasady. Według jakiej zasady słowa Boże nakazują ludziom traktować innych? Kochajcie to, co Bóg kocha, i nienawidźcie, czego Bóg nienawidzi – oto zasada, której należy przestrzegać. Bóg kocha tych, którzy poszukują prawdy i są w stanie podążać za Jego wolą. Są to ludzie, których my również powinniśmy kochać. Ci, którzy nie są w stanie podążać za wolą Bożą, którzy nienawidzą Boga i buntują się przeciwko Niemu, to ludzie, których Bóg nienawidzi, i my także powinniśmy ich nienawidzić. O to Bóg prosi człowieka. (…) Szatan używa tego rodzaju tradycyjnej kultury i pojęć moralnych, aby więzić twoje myśli, twój umysł i twoje serce, przez co nie jesteś w stanie przyjąć Bożych słów; jesteś opętany przez te szatańskie rzeczy i niezdolny do przyjęcia Bożych słów. Kiedy chcesz praktykować słowa Boga, te rzeczy powodują w tobie niepokój wewnętrzny, skłaniając cię do sprzeciwiania się prawdzie i wymaganiom Boga, i nie masz siły uwolnić się od jarzma tradycyjnej kultury. Przez jakiś czas walczysz, a potem idziesz na kompromis: wolisz wierzyć, że tradycyjne pojęcia moralne są słuszne i zgodne z prawdą, więc odrzucasz słowa Boga, wyrzekasz się ich. Nie przyjmujesz Bożych słów za prawdę i lekceważysz zbawienie, uważając, że wciąż przecież żyjesz na tym świecie i możesz przetrwać tylko polegając na tych rzeczach. Nie mogąc znieść oskarżeń społeczeństwa, wolisz zrezygnować z prawdy i z Bożych słów, oddajesz się tradycyjnym pojęciom moralności i wpływowi szatana, wolisz obrażać Boga i nie praktykować prawdy. Powiedz Mi, czyż człowiek nie jest żałosny? Czyż nie potrzebuje Bożego zbawienia?(Naprawdę zmienić można się tylko wtedy, gdy rozpozna się swoje błędne poglądy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Ze słów Boga zrozumiałem, że ponieważ od dzieciństwa byłem pod wpływem tradycyjnej kultury, a także z powodu mojego wychowania, uznawałem tradycyjne idee, takie jak: „Za otrzymaną życzliwość należy się sowicie odwdzięczyć”, „Synowskie oddanie jest najważniejszą z cnót” czy „Nie wyruszaj w daleką podróż, póki żyją twoi rodzice”, za zasady, według których powinienem postępować. Postrzegałem moich rodziców jako dobroczyńców, wobec których mam dług na całe życie, i wierzyłem, że jeśli nie mogę okazać im synowskiego oddania i pozwolić im cieszyć się jesienią życia, to jestem wyrodnym dzieckiem pozbawionym sumienia, zasługującym na pogardę i potępienie ze strony społeczeństwa. Pod wpływem tradycyjnych wartości kulturowych, w okresie świąt i w szczycie sezonu prac na roli lub gdy widziałem, jak starsi bracia i siostry chorowali i trafiali do szpitala, wracały do mnie wspomnienia rodziców. Nie mogłem jednak wrócić do domu, aby się nimi zaopiekować, więc przez kilka dni miałem kiepski nastrój, co wpływało na to, jak wykonywałem swoje obowiązki. Oczekiwania mojej matki wobec mnie stały się emocjonalnym długiem, którego nigdy nie byłbym w stanie spłacić. Kiedy zostałem aresztowany i byłem przesłuchiwany, policjanci cytowali powiedzenie, że w życiu najważniejsze jest synowskie oddanie, by mnie zwieść. Gdyby nie słowa Boga, które mnie oświeciły i prowadziły, mógłbym Boga, ulegając uczciom mającym swoje źródło w cielesności. Rozmyślając o tych, którzy po aresztowaniu zdradzili Boga pod wpływem swoich uczuć, zrozumiałem, że chociaż zadowolili swoje rodziny i zaspokoili swoje cielesne pragnienia, to utracili Boże zbawienie. Zobaczyłem, że jeśli człowiek nie rozwiąże problemów związanych z uczuciami, może w każdej chwili zdradzić Boga. Dzięki wierze w Niego i wykonywaniu swoich obowiązków zrozumiałem niektóre prawdy, zrozumiałem sens życia, a moje zepsute usposobienie nieco się zmieniło. To, że udało mi się kroczyć właściwą ścieżką życia, było łaską Bożą. Jednak zamiast być wdzięcznym, żywiłem żal do Boga. Myślałem, że gdyby nie moja wiara w Niego i prześladowanie przez Komunistyczną Partię Chin, nie musiałbym wyjeżdżać z domu i nadal mógłbym wypełniać synowską powinność wobec rodziców. Fakt, że nie mogłem okazać rodzicom oddania, był niewątpliwie wynikiem aresztowania i prześladowania przez KPCh, a mimo to obwiniałem Boga. Zrozumiałem, że szatan mnie zwiódł i dlatego byłem zdezorientowany i nie potrafiłem odróżnić dobra od zła, buntowałem się przeciwko Bogu i stawiałem Mu opór, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Gdy to do mnie dotarło, poczułem w sercu głęboki żal i pomodliłem się do Boga: „Boże, wiem, że życie w takim stanie jest buntem przeciwko Tobie, a nie chcę żyć według idei, które zaszczepił we mnie szatan. Proszę, oświeć i prowadź mnie, abym zrozumiał prawdę i zyskał rozeznanie”.

Potem przeczytałem te słowa Boga: „Przyjrzyjmy się kwestii następującej: twoi rodzice wydali cię na świat. Kto zdecydował, że wydali cię na świat: ty czy oni? Kto kogo wybrał? Jeśli spojrzeć na to z perspektywy Boga, odpowiedź brzmi: ani ty, ani oni. Ani ty nie zdecydowałeś, ani twoi rodzice nie zdecydowali o tym, że wydali cię na świat. W istocie przesądził o tym Bóg. Odłożymy teraz ten temat na bok, bo ludziom łatwo tę kwestię zrozumieć. Patrząc z twojej perspektywy, byłeś bierny, gdy rodzice wydawali cię na świat, nie miałeś w tej sprawie nic do powiedzenia. Patrząc z perspektywy twoich rodziców, wydali cię na świat z własnej nieprzymuszonej woli, zgadza się? Innymi słowy, pomijając na chwilę zarządzenie Boga, jeśli chodzi o wydanie cię na świat, pełnię władzy w tym względzie mieli twoi rodzice. Postanowili, że wydadzą cię na świat, i to była tylko ich decyzja. To nie ty o tym zdecydowałeś – byłeś pod tym względem bierny i nie miałeś żadnego wyboru. Skoro więc twoi rodzice mieli pełnię władzy i postanowili wydać cię na świat, mają obowiązek i odpowiedzialność, by cię wychować i wprowadzić w dorosłość, by zapewnić ci edukację, pożywienie, ubrania i pieniądze – to jest ich odpowiedzialność i obowiązek, tak właśnie powinni postąpić. Tymczasem ty, w okresie, kiedy rodzice cię wychowywali, byłeś zawsze bierny, nie miałeś prawa wyboru – musiałeś być przez nich wychowywany. Ponieważ byłeś młody, nie miałeś możliwości samemu się wychować, mogłeś jedynie biernie poddać się temu, że wychowują cię rodzice. Zostałeś wychowany w sposób, o którym zdecydowali twoi rodzice. Jeśli dawali ci dobre rzeczy do jedzenia i picia, to jadłeś i piłeś dobre rzeczy; jeśli rodzice stworzyli środowisko życia, w którym żywiłeś się plewami i dziko rosnącymi roślinami, to tym się właśnie żywiłeś. W każdym razie, gdy cię wychowywano, byłeś bierny, a twoi rodzice wypełniali swoje obowiązki. To tak samo, jakby twoi rodzice dbali o kwiat. Skoro chcą dbać o kwiat, powinni go nawozić, podlewać i zapewnić mu dostęp do światła słonecznego. Jeśli chodzi o ludzi, bez względu na to, czy twoi rodzice sumiennie o ciebie dbali i otaczali cię wielką troską, w każdym razie wykonywali swoje obowiązki i wywiązywali się z odpowiedzialności. Bez względu na to, dlaczego cię wychowywali, to była ich odpowiedzialność – ponieważ wydali cię na świat, powinni wziąć za ciebie odpowiedzialność. (…) W każdym razie, wychowując cię, twoi rodzice wypełniają swój obowiązek i wywiązują się z odpowiedzialności. Wychowywanie cię aż do wkroczenia w dorosłość to ich obowiązek i odpowiedzialność, nie można tego nazwać życzliwością. Jeśli nie można tego nazwać życzliwością, to czyż nie jest to coś, z czego powinieneś korzystać? (Jest). Jest to twoje prawo, z którego powinieneś korzystać. Powinieneś być wychowywany przez rodziców, bo przed wejściem w dorosłość twoją rolą jest być dzieckiem, które jest wychowywane. Toteż twoi rodzice wywiązują się wobec ciebie z pewnej odpowiedzialności, a ty to po prostu przyjmujesz, ale nie otrzymujesz od nich tym samym żadnej łaski ani życzliwości(Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Ze słów Boga zrozumiałem, że zgodnie z suwerennym zarządzeniem Boga rodzice odpowiadają za wychowanie swoich dzieci. Niezależnie od tego, ile trudu i wysiłku wkładają w opiekę nad swoimi dziećmi, jest to po prostu ich obowiązek i odpowiedzialność, których nie można uznać za życzliwość. Fakt, że dorastałem w takiej rodzinie, również był zamysłem Boga w stosunku do mnie, i bez względu na to, ile cierpienia musieli znieść moi rodzice lub jaką cenę zapłacili za moje wychowanie, po prostu wypełniali swoje rodzicielskie powinności. Bóg tak z góry postanowił i nie należy uważać za życzliwość tego, co zrobili, nie muszę się im za to odwdzięczać. Bóg sprawił, że mam kochającą i opiekuńczą macochę; to była łaska Boża, więc powinienem być wdzięczny Bogu i nie przypisywać całej zasługi moim rodzicom. Ale nie rozumiałem prawdy, i wierzyłem, że bez rodziców niczego bym nie miał, że to miłość mojej matki odmieniła moje nieszczęsne życie. Była mi bliższa niż moja biologiczna matka, więc uważałem ją za najważniejszą osobę w swoim życiu. Zawsze chciałem spłacić dług wobec niej za jej miłość i opiekę, ale nie zastanawiałem się, jak wykonywać swoje obowiązki, by zadowolić Boga. Czyż nie byłem całkowicie pozbawiony człowieczeństwa? To przypomina sytuację, kiedy rodzice zatrudniają nianię i powierzają jej opiekę nad swoim dzieckiem na pewien czas, a niania zapewnia mu wszystko, czego ono potrzebuje. Jeśli jednak to dziecko postrzega ją jako swoją matkę, widzi, że tylko ona się o nie troszczy, i nie docenia wszystkiego, co zrobili dla niego rodzice, czy to nie złamałoby im serca? Czyż nie byłaby to prawdziwa niewdzięczność i pomieszanie tego, co ważne z tym, co nieważne? Moje życie pochodzi od Boga i tylko dzięki Jego ochronie i opiece udało mi się przetrwać do dziś. To, że moi rodzice mnie wychowali, było po prostu ich odpowiedzialnością i powinnością, i nie miało związku z życzliwością. Nie powinienem traktować rodziców jak osób, wobec których mam dług, lecz zamiast tego powinienem odwdzięczyć się Bogu, który sprawuje suwerenną władzę nad wszystkim. Jeśli z powodu synowskiego oddania nie mógłbym wykonywać swoich obowiązków przed Bogiem, byłbym naprawdę niewdzięcznym nędznikiem pozbawionym sumienia! Dążenie do wykonywania obowiązków istoty stworzonej, aby zadowolić Boga, jest tym, co czyni człowieka godnym bycia istotą stworzoną, posiadającą sumienie i rozum. Gdybym wrócił do domu, aby zaopiekować się rodzicami, nawet jeśli inni chwaliliby moje synowskie oddanie, jakie miałoby to znaczenie, gdybym nie otrzymał Bożej aprobaty?

Później ponownie stanąłem przed Bogiem, aby modlić się i szukać Jego przewodnictwa; pytałem, jak mam traktować moich rodziców zgodnie z prawdozasadami. Następnie przeczytałem te słowa Boga: „Jeżeli w twoim środowisku życiowym i kontekście, w jakim się znajdujesz, okazywanie szacunku rodzicom nie kłóci się z wypełnianiem przez ciebie Bożego posłannictwa i wykonywaniem swojego obowiązku – lub też, innymi słowy, jeśli okazywanie im szacunku nie wpływa na lojalne wypełnianie przez ciebie twego obowiązku – możesz spełniać oba te wymogi jednocześnie. Nie musisz zewnętrznie odcinać się od swoich rodziców i nie musisz ostentacyjnie ich odrzucać ani się ich wyrzekać. W jakiej sytuacji ma to zastosowanie? (Gdy szanowanie swych rodziców nie koliduje z wykonywaniem swego obowiązku). Racja. Innymi słowy, jeśli twoi rodzice nie próbują przeszkadzać ci w wierze w Boga i sami również są wierzący oraz rzeczywiście wspierają cię i zachęcają do lojalnego wykonywania twego obowiązku, a także wypełniania Bożego posłannictwa, to wówczas twoja relacja z rodzicami nie jest relacją o cielesnej naturze pomiędzy krewnymi w powszechnie przyjętym tego słowa znaczeniu, ale relacją pomiędzy braćmi i siostrami w kościele. W takim przypadku oprócz zadawania się z nimi jako ze współbraćmi i siostrami w wierze, musisz również wypełniać część spośród swych synowskich obowiązków wobec nich. Musisz okazywać im trochę dodatkowej troski. O ile tylko nie wpływa to na wykonywanie twoich obowiązków – to znaczy, dopóki twoje serce nie czuje się przez nich zniewolone – możesz dzwonić do rodziców, aby ich pytać, jak się miewają, i okazywać im nieco troski, możesz pomóc im pokonać pewne trudności i rozwiązać niektóre z ich życiowych problemów, a nawet wesprzeć ich w przełamywaniu niektórych spośród trudności, jakich doświadczają w związku ze swoim wkraczaniem w życie – wszystko to możesz zrobić. Innymi słowy, jeśli twoi rodzice nie utrudniają ci wiary w Boga, powinieneś podtrzymywać relacje z nimi i wypełniać swoje obowiązki wobec nich. Dlaczego zaś powinieneś okazywać im troskę, opiekować się nimi i pytać ich, jak się miewają? Ponieważ jesteś ich dzieckiem i łączy cię z nimi taka właśnie relacja, spoczywa na tobie jeszcze innego rodzaju odpowiedzialność, a z uwagi na tę właśnie odpowiedzialność, musisz staranniej się dopytywać, co u nich słychać, i zapewniać im bardziej konkretną pomoc. Dopóki nie wpływa to na efekty twojej pracy i dopóki rodzice cię nie wstrzymują ani nie utrudniają ci wiary w Boga i wykonywania twojego obowiązku czy też nie próbują cię przed tym powstrzymywać, jest rzeczą zupełnie naturalną i stosowną, byś wypełniał swoje obowiązki wobec nich i musisz wypełniać je w takim stopniu, by twe własne sumienie nie czyniło ci wyrzutów – przynajmniej takie standardy musisz pod tym względem spełnić. Jeśli jednak, będąc w domu, nie jesteś w stanie okazywać szacunku rodzicom, z uwagi na ich niekorzystny wpływ i przeszkody wynikające z okoliczności panujących w waszym domu, nie musisz trzymać się tej reguły. Powinieneś wówczas zdać się na łaskę Boga i podporządkować się Jego zarządzeniom. Nie musisz upierać się przy tym, że masz szanować swoich rodziców. Czy Bóg to potępia? Bóg tego nie potępia; nie zmusza ludzi, by to czynili. O czym teraz rozmawiamy? Rozmawiamy o tym, jak ludzie mają postępować, gdy okazywanie szacunku rodzicom kłóci się z wykonywaniem ich obowiązków. Rozmawiamy o zasadach praktyki i o prawdzie. Masz obowiązek szanować swoich rodziców i, jeśli okoliczności na to pozwalają, możesz obowiązek ten wypełniać, ale nie powinieneś czuć się ograniczany przez swoje uczucia. Na przykład, jeśli jedno z rodziców zachoruje i musi udać się do szpitala, i nie ma nikogo, kto mógłby się nim zająć, a ty nie możesz wrócić do domu, ponieważ jesteś zbyt zajęty pełnieniem swojego obowiązku, co wówczas powinieneś zrobić? W takich chwilach nie można kierować się uczuciami. Powinieneś przedłożyć tę sprawę w modlitwie, powierzyć ją Bogu i zdać się na łaskę Jego rozporządzeń. Taką właśnie postawę powinieneś przyjąć. Jeśli Bóg zechce pozbawić życia twojego rodzica i ci go odebrać, mimo wszystko powinieneś się temu podporządkować. Niektórzy mówią: »Chociaż się podporządkowałem, wciąż jestem nieszczęśliwy i płaczę z tego powodu od wielu dni – czyż to nie jest cielesne uczucie?«. To nie jest cielesne uczucie: to przejaw ludzkiej dobroci i życzliwości, oznaka tego, że posiada się człowieczeństwo, i Bóg tego nie potępia. (…) Jeśli pozwalasz się zniewolić własnym uczuciom i powstrzymuje cię to od wypełniania twojego obowiązku, to jest to całkowicie sprzeczne z Bożymi intencjami. Bóg nigdy od ciebie nie wymagał, abyś poddawał się własnym emocjom: wymaga On jedynie, abyś wypełniał swoje obowiązki wobec rodziców, to wszystko. To właśnie oznacza okazywanie synowskiego oddania. Kiedy Bóg mówi o »szanowaniu swych rodziców«, wiąże się z tym pewien określony kontekst. Wystarczy mianowicie wypełnić kilka obowiązków, na co można się zdobyć w każdych okolicznościach, i to wszystko. Jeśli zaś chodzi o to, że twoi rodzice ciężko zachorują albo umrą, czy to ty decydujesz o takich sprawach? Jak wygląda ich życie, kiedy umrą, jaka choroba ich zabije lub jaka śmierć ich czeka – czy te rzeczy mają cokolwiek wspólnego z tobą? (Nie). Nie mają z tobą nic wspólnego(Co to znaczy dążyć do prawdy (4), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu słów Boga zyskałem zasady i ścieżkę praktyki. Jeśli jestem w stanie wykonywać swoje obowiązki w domu w odpowiednich warunkach, to mogę okazywać synowskie oddanie i troszczyć się o moich rodziców, ale jeśli warunki nie pozwolą mi opiekować się nimi, Bóg mnie za to nie potępi. Nie chodziło o to, że nie chciałem opiekować się rodzicami, ale ponieważ byłem aresztowany przez Komunistyczną Partię Chin i znajdowałem się pod jej ścisłą obserwacją, to gdybym nadal wierzył w Boga i wypełniał swoje obowiązki w domu, zostałbym ponownie aresztowany i groziłyby mi jeszcze brutalniejsze szykany. W przyszłości, jeśli pojawią się odpowiednie warunki i szansa na powrót do domu, okażę synowskie oddanie moim rodzicom i będę omawiał z nimi słowa Boga. Jeśli jednak warunki te nie zaistnieją, podporządkuję się Bożym rozporządzeniom i ustaleniom i będę dobrze wykonywać swoje obowiązki. Powinienem modlić się do Boga o zdrowie dla moich rodziców i opiekę nad nimi na starość i powierzyć Mu te sprawy. Bóg stworzył ludzkość i ustanowił prawa narodzin, starzenia się, choroby i śmierci. Jak dotąd nikt nie był w stanie przeciwstawić się temu prawu, nikt też nie może uciec przed suwerenną władzą i zarządzeniami Boga. To normalne, że rodzice chorują, gdy się starzeją, nie można tego uniknąć. Poza tym, nawet gdybym przy nich został, co właściwie mógłbym zrobić? Czy mógłbym wziąć na siebie ich cierpienie? Co więcej, opiekuje się nimi mój młodszy brat. Każdy ma swoją własną ścieżkę i własne doświadczenia życiowe, nie można ich zastąpić ani zamienić. Los moich rodziców jest w rękach Boga, ja mogę jedynie modlić się za nich i podporządkować się suwerennej władzy Boga i Jego zarządzeniom. Taki rozum powinienem posiadać.

Dzięki temu doświadczeniu zrozumiałem, że idee tradycyjnej kultury i dziedzictwo przodków, które ludzie uważają za dobre i słuszne i które uznają za zgodne z popularnymi pojęciami etyki i moralności, nie są ani prawdą, ani wymogami Boga dotyczącymi człowieczeństwa, ani standardami ludzkiego postępowania. Tylko słowa Boga są prawdą, a ludzie powinni ich przestrzegać. Tylko żyjąc zgodnie ze słowami Boga i prawdą, człowiek może być uważany za istotę posiadającą sumienie i rozum. To słowa Boga pozwoliły mi zrozumieć, jak traktować życzliwość moich rodziców i uwolnić się od ograniczeń narzucanych przez tradycyjne idee. Bogu niech będą dzięki!

Wstecz:  21. Czy mądrze jest milczeć na temat błędów innych?

Dalej:  23. Refleksje dotyczące nieakceptowania nadzoru

Powiązane treści

45. Żyć przed Bogiem

Autorstwa Yongsui, Korea PołudniowaBóg Wszechmogący mówi: „Aby wejść w rzeczywistość, należy najpierw zwrócić się całym sobą ku prawdziwemu...

49. Cudowny sposób życia

Autorstwa Xunqiu, JaponiaW dzieciństwie mówiono mi: nie bądź bezpośrednia wobec innych, nie rób kłopotów. Tak podchodziłam do życia....

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Connect with us on Messenger