77. Czy to naprawdę tylko pech, gdy sprawy idą źle?
W kwietniu 2023 roku byłam odpowiedzialna w kościele za pracę ewangelizacyjną. Po pewnym czasie przywódca spotkał się z nami i omówił kilka prawd dotyczących głoszenia ewangelii. Pomyślałam, że są wspaniałe. Gdybym dogłębnie omówiła te prawdy z głosicielami ewangelii, łatwiej byłoby pomagać ludziom religijnych w wyzbyciu się wyobrażeń, co byłoby bardzo korzystne dla pracy ewangelizacyjnej. Potem szybko zaplanowałam zgromadzenia, aby pomówić z głosicielami ewangelii. Jednak w tamtym czasie wielu braci i sióstr z kościoła, za który byłam odpowiedzialna, zostało aresztowanych. Spośród tych, z którymi chciałam się spotkać, niektórzy nie odpowiadali na próby kontaktu, a inni obawiali się o swoje bezpieczeństwo i nie mogli przybyć. Niechętnie musiałam organizować zgromadzenia z braćmi i siostrami z innych kościołów. Kiedy próbowałam umówić się z jednym z braci, odpowiedział, że ma pilną sprawę do załatwienia i nie może wziąć udziału w zgromadzeniu w ciągu najbliższych dwóch dni. Pomyślałam: „Dlaczego mam takiego pecha? Nawet umówienie ludzi na zgromadzenie jest takie trudne. Za każdym razem, gdy nadchodzi krytyczny moment, pojawiają się różne problemy. Dlaczego sprawy nie mogą pójść gładko?”. Wkrótce potem otrzymałam list od przywódcy, w którym napisał, że kościoły w innych miejscach zakończyły już etap omawiania i przeszły do praktykowania. Pytali o moje postępy. Byłam zazdrosna i zmartwiona, myśląc: „Dlaczego oni mają tyle szczęścia? Ich praca idzie tak sprawnie, podczas gdy kościoły, którymi się zajmuję, nie poczyniły jeszcze żadnych postępów. Czy przywódca pomyśli, że jestem nieudolna i ociągam się z pracą?”. Strasznie mnie to zirytowało i pomyślałam: „Ja też chcę dobrze wykonywać swoją pracę. Dlaczego Bóg nie pozwala mi pracować bez zakłóceń? Jedna osoba boi się o swoje bezpieczeństwo, to druga jest zbyt zajęta, by znaleźć czas. Nieszczęścia chodza nie parami, tylko całymi stadami!”. W obliczu tej sytuacji poczułam się bezradna i straciłam motywację do wykonywania obowiązków. Następnie napisałam do siostry z innego kościoła, prosząc ją o zaplanowanie zgromadzenia i poinformowanie mnie o jego terminie. Lecz niespodziewanie posłaniec opóźnił się w drodze. Zanim otrzymałam jej odpowiedź, minął zaplanowany termin zgromadzenia. Pomyślałam: „Dlaczego mam takiego pecha? Gdy już w końcu udało mi się umówić z ludźmi na zgromadzenie, przegapiłam je. Następne będzie za kilka dni”. Przez te dwa dni czułam się bardzo zaniepokojona, myśląc: „Podjęłam mocne zobowiązanie dotyczące planu pracy. Ale teraz, po tak długim czasie, nawet nie spotkałam się z nikim. Jak odpowiem przywódcy, gdy zapyta mnie o postępy w pracy? Czy pomyśli, że ociągam się z pracą, jeśli dowie się, że jeszcze nie przeszłam do działania?”. Niespodziewanie dwa dni później przywódca wysłał mi list z informacją, że KPCh rozpoczęła nową rundę ogólnokrajowych łapanek, w wyniku których aresztowano wielu przywódców i pracowników kościoła. Powiedziano mi, żebym na razie wstrzymała się ze zgromadzeniami. W głębi serca narzekałam: „Dopiero co udało mi się umówić z kilkoma osobami, a teraz okazuje się, że zgromadzenie nie może się odbyć. To sprawia, że praca jest jeszcze trudniejsza do wykonania!”. W obliczu tego wszystkiego czułam się bardzo sfrustrowana, myśląc: „Ja też chcę wykonywać dobrze swoją pracę, ale dlaczego wszystko poszło źle, gdy zaczęłam wdrażać pracę? Dlaczego Bóg nie zapewnił ochrony? Wygląda na to, że nie mam szczęścia”. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej czułam, że mam pecha, bo wszystko szło źle. Tamtej nocy przewracałam się w łóżku z boku na bok i nie mogłam zasnąć. Modliłam się do Boga i szukałam Jego intencji. Przyszły mi na myśl słowa Boże o demaskowaniu ludzkiej pogoni za pomyślnym losem, więc znalazłam i przeczytałam ten rozdział Bożych słów.
Bóg Wszechmogący mówi: „Jaki jest problem z ludźmi, którzy zawsze myślą, że mają pecha? Za każdym razem stosują miarę powodzenia, żeby ocenić, czy ich działania są właściwe, czy niewłaściwe, i żeby rozważyć, jaką ścieżkę obrać, czego powinni doświadczyć i jakie problemy stoją na przeszkodzie. Czy to właściwe, czy niewłaściwe? (Niewłaściwe). Określają złe rzeczy jako pechowe, a dobre rzeczy jako fortunne bądź korzystne. Czy ta perspektywa jest właściwa, czy niewłaściwa? (Niewłaściwa). Niewłaściwa jest ocena rzeczy z takiej perspektywy. Jest to skrajny i nieprawidłowy sposób i standard oceny rzeczywistości. W rezultacie ludzie bardzo często wpadają w przygnębienie, czują się nieswojo, mają poczucie, że nic nie dzieje się po ich myśli, że nigdy nie dostają tego, czego chcą, a to prowadzi do tego, że cały czas czują się niespokojni, drażliwi i spięci. Gdy nie mogą uporać się z tymi negatywnymi uczuciami, raz po raz wpadają w przygnębienie i myślą, że Bóg nie jest im życzliwy. Uważają, że Bóg obdarza łaską innych, a ich nie, że troszczy się o innych, a o nich nie. »Czemu zawsze odczuwam niepokój i napięcie? Czemu zawsze przytrafiają mi się złe rzeczy? Czemu nigdy nie spotykają mnie dobre rzeczy? Gdyby tak chociaż raz, nie proszę o więcej!«. Gdy postrzegasz rzeczy, kierując się takim błędnym myśleniem i punktem widzenia, wpadasz w pułapkę pecha i pomyślności. Gdy tak raz po raz wpadasz w tę pułapkę, cały czas czujesz się przygnębiony. Pogrążony w tym przygnębieniu, będziesz szczególnie uwrażliwiony na to, czy to, co ci się przydarza, jest pechowe, czy fortunne. Gdy tak się dzieje, to znaczy, że ta perspektywa i idea pomyślności i pecha przejęła nad tobą kontrolę. Gdy kontroluje cię tego rodzaju perspektywa, twoje przekonania i postawa względem ludzi, zdarzeń i rzeczy wykraczają poza granice sumienia i rozumu zwykłego człowieczeństwa, popadają w skrajność. Gdy popadniesz w tę skrajność, nie uwolnisz się od przygnębienia. Będziesz raz po raz ulegał temu uczuciu przygnębienia i nawet jeśli normalnie nie czujesz się przygnębiony, to gdy tylko coś pójdzie nie tak, gdy tylko zdarzy ci się coś pechowego, od razu pogrążysz się w przygnębieniu. To przygnębienie będzie wpływać na twój osąd i decyzje, na twoje szczęście, gniew, smutek i radość. Wpływając zaś na twoje szczęście, gniew, smutek i radość, będzie zakłócać i zaburzać wykonywanie przez ciebie obowiązków, a także twoją determinację i pragnienie, aby podążać za Bogiem. Gdy już te pozytywne rzeczy ulegną zniszczeniu, te kilka prawd, które udało ci się zrozumieć, rozpłynie się w powietrzu i w niczym ci już nie pomoże. Dlatego, gdy już wpadniesz w to błędne koło, trudno ci będzie wcielać w życie te kilka prawdozasad, jakie pojmujesz” (Jak dążyć do prawdy (2), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu słów Bożych uświadomiłam sobie, że moje niedawne uczucia wzburzenia i frustracji wynikały z mojego niewłaściwego punktu widzenia na te sprawy. Oceniałam i traktowałam wszystko, co mnie spotykało, przez pryzmat szczęścia bądź pecha. Ilekroć podczas wykonywania pracy stale pojawiały się różne zakłócenia, ciężko było zorganizować zgromadzenia i trafiałam na przeszkodę, czułam, że mam fatalnego pecha. Zwłaszcza gdy widziałam, że praca w innych kościołach postępuje normalnie, podczas gdy mi nie udawało się nawet umówić z ludźmi na zgromadzenie, bo albo bracia i siostry bali się o swoje bezpieczeństwo, albo byli zbyt zajęci, by znaleźć czas, a ja na dodatek nie pojawiłam się na zgromadzeniu, gdyw końcu udało mi się je zorganizować, to wszystkie te wydarzenia sprawiały, że byłam jeszcze bardziej przekonana o swoim pechu, więc czułam się sfrustrowana i przygnębiona. Narzekałam nawet, że Bóg mnie nie chroni, przez co straciłam motywację do wykonywania swoich obowiązków. Teraz zrozumiałam, że Bóg zezwalał na różne niekorzystne sytuacje, abym szukała prawdy i wyciągała z tego naukę, co było korzystne dla mojego życia. Nie mogłam żyć pogrążona w negatywnych uczuciach. Gdy to sobie uświadomiłam, moje serce się uspokoiło. Chciałam szukać prawdy, by rozwiązywać swoje problemy i właściwie podchodzić do okoliczności aranżowanych przez Boga.
Podczas ćwiczeń duchowych przeczytałam te słowa Boże: „To, że ktoś odczuwa coś jako dobre bądź złe, wynika z jego egoistycznych pobudek, pragnień i interesów, a nie z istoty samych rzeczy. Dlatego miara, jaką ludzie oceniają, czy coś jest dobre, czy złe, jest nieprawidłowa. Ponieważ miara jest nieprawidłowa, to i wnioski z jej użyciem wyciągane muszą być nieprawidłowe. Wracając do tematu pecha i pomyślności, wszyscy teraz wiedzą, że to, co się o nich mówi, po prostu nie ma sensu, nie ma w nich niczego dobrego ani złego. Osoby, zdarzenia i rzeczy, jakie napotykasz, dobre albo złe, są zdeterminowane przez władzę Boga i Jego zarządzenia, więc powinieneś je odpowiednio traktować. Przyjmuj jako pochodzące od Boga zarówno to, co dobre, jak i to, co złe. Nie mów, że masz szczęście, gdy dzieją się dobre rzeczy, i nie mów, że masz pecha, gdy dzieją się złe rzeczy. Można jedynie powiedzieć, że z tych wszystkich rzeczy ludzie mogą wyciągnąć naukę i że nie powinni ich odrzucać ani unikać. Dziękuj Bogu za dobre rzeczy i dziękuj Mu za złe rzeczy, bo to On o tym wszystkim przesądził. Dobre osoby, zdarzenia, rzeczy i środowiska są czymś, z czego ludzie powinni wyciągać naukę, ale jeszcze więcej można się nauczyć, gdy osoby, zdarzenia, rzeczy i środowiska są złe. To wszystko są doświadczenia i epizody, które powinny być częścią życia. Ludzie nie powinni ich postrzegać przez pryzmat pecha lub pomyślności. Jakie są zatem myśli i punkty widzenia osób, które stosując miarę pecha i pomyślności oceniają, czy coś jest dobre, czy złe? Jaka jest istota takich ludzi? Czemu tak wielką wagę przykładają do pomyślności i pecha? Czy ludzie, którzy tak bardzo się na tym skupiają, żywią nadzieję, że mają szczęście, czy że mają pecha? (Że mają szczęście). Zgadza się. Uganiają się za pomyślnością, dążą do tego, by przytrafiały im się dobre rzeczy, wykorzystują je i czerpią z nich zysk. Nie obchodzi ich, jak bardzo cierpią inni ani jak wiele trudów i kłopotów muszą znosić. Nie chcą, żeby przydarzyło im się cokolwiek, co postrzegają jako pechowe. Innymi słowy, nie chcą żeby przydarzyło im się cokolwiek złego, na przykład niepowodzenia, porażki czy kompromitacje, przycinanie, utrata jakichś rzeczy, przegrana czy bycie oszukanym. Jeśli coś takiego ma miejsce, uznają to za pech. Bez względu na to, kto za tym stoi, jeśli dzieją się złe rzeczy, to musi być pech. Mają nadzieję, że przydarzą im się dobre rzeczy, na przykład dostaną awans, wyróżnią się z tłumu, osiągną korzyść kosztem innych ludzi, coś przyniesie im zysk, zdobędą mnóstwo pieniędzy lub dostaną się na urząd wysokiego szczebla, i myślą, że to właśnie jest pomyślność. Zawsze oceniają osoby, zdarzenia i rzeczy, jakie napotykają, przez pryzmat pomyślności i pecha. Gonią za pomyślnością, nie za pechem. Gdy tylko jakaś najdrobniejsza rzecz pójdzie nie tak, wpadają w gniew, są poirytowani i niezadowoleni. Mówiąc wprost, tacy ludzie są samolubni. Dążą do własnych korzyści kosztem innych osób, chcą dla siebie zagarnąć zyski, chcą być na samym szczycie i wyróżnić się z tłumu. Byliby zadowoleni, gdyby dobre rzeczy przytrafiały się tylko im. Taka jest ich naturoistota; to jest ich prawdziwe oblicze” (Jak dążyć do prawdy (2), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu słów Bożych zrozumiałam, że niczego nie można opisywać jako dobrego lub złego tylko na podstawie tego, czy sprawy idą gładko, czy nie. Nie ma to nic wspólnego ze szczęściem. Nasza codzienność podlega suwerennej władzy Boga i Jego planom. Wszystko to jest korzystne dla naszego życia. Co do niewierzących, ludzi, którzy nie wierzą w Boga, to niczego, co im się przydarza, nie przyjmują od Boga. Patrzą jedynie na swoje zyski i straty. W obliczu przeciwności losu narzekają na niebiosa i obwiniają innych, myśląc, że mają pecha i brak im szczęścia. Czy nie byłam taka sama? W przeszłości, ilekroć widziałam kogoś, komu, jak się wydawało, wszystko w pracy szło gładko – stale awansował, zdobył sobie uznanie szefa, inni cenili go wysoko – nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że tacy ludzie mają wyjątkowe szczęście i zawsze napotykają sprzyjające okoliczności, gdy tymczasem ja nie miałam tyle szczęścia co oni. Mimo że pracowałam tak samo ciężko, ciągle napotykałam różne trudności, i nie mogłam ani się wyróżnić, ani zostać zauważona, a szef często udzielał mi reprymendy. Wierzyłam więc, że przytrafiają mi się wszystkie nieszczęścia, narzekałam na niebiosa i obwiniałam innych. Nawet gdy uwierzyłam w Boga, wciąż byłam taka sama. Ilekroć widziałam braci i siostry, którzy mieli duży potencjał, byli skuteczni w swoich obowiązkach i doceniani przez liderów i wspólnotę, czułam w sercu zazdrość, że mają takie szczęście, kiedy ja mam pecha, stale napotykając w swoich obowiązkach przeszkody i przeciwności. Wierzyłam, że wszystko to sprowadzało się do mojego pecha. Teraz widzę, że tamten sposób myślenia był absurdalny. To, co uznawałam za przeciwności losu i za pecha, uznałam za takie kierując się własnym interesem. Myślałam, że gdyby moja praca przebiegała gładko od samego początku, gdyby efekty się poprawiały i zostałabym zauważona, na pewno byłabym szczęśliwa. Ustami wyznawałam, że liczę się z Bożymi intencjami i że wykoując swoje obowiązki, będę bardzo się starać, by moja praca była bardziej efektywna. W rzeczywistości jednak zależało mi tylko na własnej reputacji, statusie i na tym, jak widział mnie lider. W moim sercu nie było miejsca dla Boga. Naprawdę byłam zbyt samolubna! Ilekroć w grę wchodził mój własny interes, miałam pretensje do nieba i obwiniałam innych, w ogóle nie przyjmując tego od Boga. Czy nie był to ten sam punkt widzenia, co u niewierzących?
Później przeczytałam więcej słów Bożych: „Każdy w swoim życiu musi doświadczyć wielu trudności i porażek. Kto ma życie wypełnione jedynie zadowoleniem? Kogo nigdy nie spotykają niepowodzenia i porażki? Gdy czasami coś ci się nie układa lub doznajesz niepowodzeń i porażek, to nie jest pech – jest to coś, czego powinieneś doświadczyć. Przypomina to jedzenie: musisz jeść to co, kwaśne, słodkie, gorzkie i pikantne w takim samym stopniu. Ludzie potrzebują soli i muszą jeść słone potrawy, ale jeśli spożywają za dużo soli, zaszkodzi to nerkom. Musisz jeść kwaśne dania w niektórych porach roku, ale nie należy ich jeść za dużo, bo ucierpią na tym twoje zęby i twój żołądek. Wszystko należy jeść z umiarem. Jesz potrawy kwaśne, słone i słodkie, ale musisz również jeść nieco potraw gorzkich. Sprzyjają one prawidłowej pracy niektórych organów wewnętrznych, więc musisz ich trochę konsumować. Tak samo jest z życiem człowieka. Większość osób, zdarzeń i rzeczy, jakie napotkasz na każdym etapie życia, nie będzie ci się podobać. Dlaczego? Ponieważ ludzie mają różne dążenia. Jeśli dążysz do sławy, zysku, statusu i bogactwa oraz dążysz do tego, żeby być lepszym od innych i osiągnąć wielki sukces i tak dalej, to 99 procent rzeczy nie będzie ci się podobać. Jak mówią ludzie: to wszystko pech i niepomyślność. Jeśli jednak przestaniesz myśleć o tym, jak dużego masz pecha albo czy sprzyja ci szczęście, i jeśli podejdziesz do tych spraw spokojnie i należycie, odkryjesz, że większość rzeczy wcale nie jest aż tak niekorzystna i trudna do zniesienia. Gdy wyzbędziesz się ambicji i pragnień, gdy przestaniesz się opierać i uciekać od nieszczęść, jakie ci się przytrafiają, i gdy przestaniesz takie rzeczy oceniać w kategoriach pecha i pomyślności, to wiele rzeczy, które wcześniej postrzegałeś jako niepomyślne i złe, uznasz teraz za dobre – złe rzeczy zmienią się w dobre rzeczy. Zmieni się twoja mentalność i sposób postrzegania rzeczywistości, dzięki czemu będziesz inaczej odczuwał swoje doświadczenia życiowe i jednocześnie zbierzesz inne nagrody. Jest to niezwykłe doświadczenie, które przyniesie ci niewyobrażalne nagrody. Jest to coś dobrego, a nie złego” (Jak dążyć do prawdy (2), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu słów Bożych zrozumiałam, że każdy człowiek musi przejść wiele w swoim życiu, doświadczając zarówno niepowodzeń, jak i porażek, a także chwil radości i smutku. W ten sposób wzbogaca się nasze życiowe doświadczenie. Często doświadczamy rzeczy, które nie idą po naszej myśli. I chociaż wywołuje to w nas cierpienie i niepokój, to tylko w ten sposób możemy stać się silniejsi, a nasze człowieczeństwo stopniowo staje się bardziej dojrzałe i stabilne. To tak jak wtedy, gdy doświadczamy jakichś niepowodzeń w naszych obowiązkach i zostajemy zdemaskowani, a późinej, zastanawiając się nad sobą i szukając prawdy, dochodzimy do zrozumienia własnego zepsucia i własnych niedociągnięć. Jest to korzystne dla naszego wejścia w życie. Bez tych doświadczeń jesteśmy jak kwiaty w szklarni, bardzo delikatne i niezdolne do przetrwania nawet najmniejszej burzy. Zastanawiałam się nad pewnymi braćmi i siostrami, z którymi miałam do czynienia w przeszłości. Niektórzy mieli duży potencjał, skutecznie wykonywali obowiązki, a inni cenili ich wysoko. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że wszystko szło im gładko i nie doświadczali żadnych niepowodzeń ani porażek. Jednak nie dążyli do prawdy. Chełpili się i obnosili ze swoimi sukcesami, gdy tylko ich praca przynosiła jakieś efekty. Wykonując swoje obowiązki, kierowali się własną wolą, co doprowadziło do poważnych zakłóceń i zaburzeń w pracy kościoła. W końcu zostali wydaleni za kroczenie ścieżką antychrystów i brak skruchy. Dzięki temu uświadomiłam sobie, że sprawne wykonywanie obowiązków i uznanie ze strony otoczenia niekoniecznie są czymś dobrym lub oznakami powodzenia. Najważniejsze jest to, czy dana osoba kroczy ścieżką dążenia do prawdy i czy skupia się na poszukiwaniu prawdy, aby korygować swoje zepsute usposobienie w obliczu różnych sytuacji. Zrozumiałam również, że wszelkie okoliczności, które kłócą się z ludzkimi wyobrażeniami, są korzystne dla życia ludzi, o ile szukają oni prawdy i wyciągają naukę z tych okoliczności. Biorąc mnie jako przykład: gdybym nie napotkała ostatnio przeszkód i niepowodzeń, nie zdałabym sobie sprawy, że wykonuję swoje obowiązki tylko na pokaz, pracując dla reputacji i statusu, i że kroczę niewłaściwą ścieżką. Nawet gdybym na koniec wypełniła swój obowiązek w taki sposób, nie praktykowałbym prawdy ani nie wykonywałabym swojego obowiązku jako istota stworzona. Ostatecznie zostałabym wzgardzona i wyeliminowana przez Boga z powodu braku zmiany w moim zepsutym usposobieniu. Zdałam sobie sprawę, że za tymi niekorzystnymi sytuacjami kryje się dobra intencja Boga, który chciał umożliwić mi poznanie samej siebie, a to była Boża miłość.
Potem przeczytałam kolejny fragment słów Bożych i jeszcze lepiej zrozumiałam samą siebie. Bóg Wszechmogący mówi: „Ludzie żyją i realizują swoje dążenia pośród swoich pojęć i wyobrażeń; dlatego też nieuchronnie postrzegają i osądzają wszystko oraz wydają werdykty na podstawie tych właśnie pojęć i wyobrażeń. Tak więc bez względu na to, w jaki sposób Bóg zaopatruje ich w prawdę i mówi im, jakie powinni mieć poglądy i jaką ścieżkę powinni obrać, dopóki ludzie nie wyzbędą się swoich pojęć i wyobrażeń, dopóty będą nadal kierowali się nimi w życiu, a te pojęcia i wyobrażenia w naturalny sposób staną się ich życiem oraz prawami, na których będą się opierać, by przetrwać, a także nieuchronnie staną się sposobami i metodami, za pomocą których ludzie radzą sobie z wszelkiego rodzaju sprawami i zdarzeniami. Gdy zaś te ludzkie pojęcia i wyobrażenia staną się zasadami i kryteriami, według których postrzegają oni ludzi oraz sprawy, a także postępują i działają, wówczas bez względu na to, w jaki sposób wierzą w Boga lub realizują swoje dążenia, i niezależnie od tego, jak wiele znoszą trudów lub jak wielkie ponoszą koszty, wszystko to będzie daremne. Dopóki ktoś żyje według własnych pojęć i wyobrażeń, dopóty opiera się Bogu i jest wobec Niego wrogo nastawiony; nie ma w sobie prawdziwego podporządkowania wobec przygotowanych przez Boga okoliczności ani względem Jego wymagań. W ostatecznym rozrachunku jego wynik będzie niezwykle tragiczny” (Jak dążyć do prawdy (2), w: Słowo, t. 7, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu słów Bożych zrozumiałam, że ludzkie pojęcia i wyobrażenia są przeszkodami i barierami, które utrudniają ludziom praktykowanie i pozyskiwanie prawdy. Kiedy przytrafiają się nam różne rzeczy, niełatwo jest się podporządkować, jeśli oceniamy je na podstawie własnych pojęć i wyobrażeń. W tamtym okresie żyłam pod wpływem swoich pojęć i wyobrażeń. Uważałam, że wraz z rozpoczęciem realizacji pracy chcę również zwiększyć jej efektywność, i zastanawiałam się nad nią. Wierzyłam więc, że Bóg powinien mnie chronić i zapewnić, że wszystko pójdzie gładko. Teraz widzę, że moje myśli były bardzo nierozsądne. Za okolicznościami aranżowanymi przez Boga kryją się Jego misterne zarządzenia i dobre intencje. Są one również dostosowane do ludzkich potrzeb. Nawet jeśli niektóre okoliczności mogą wydawać się sprzeczne z ludzkimi wyobrażeniami, we wszystkich jest dobra wola Boga. Nie powinniśmy osądzać spraw, patrząc jedynie na ich zewnętrzną stronę. Powinnam zająć miejsce istoty stworzonej oraz podporządkować się rozporządzeniom i ustaleniom Boga. Uświadomiłam sobie, że fakt, iż tym razem nie zdołałam zorganizować zgromadzenia i wdrożyć pracy, tak naprawdę niósł w sobie Bożą ochronę, bo jak się później dowiedziałam, dom, w którym miało odbyć się zgromadzenie, był pod nadzorem policji. Na szczęście nie poszliśmy tam. W przeciwnym razie mogli nas aresztować lub śledzić, a to pewnie naraziłoby więcej osób i spowodowałoby poważniejsze konsekwencje. Zastanawiając się nad tym później, doszłam do wniosku, że ta sytuacja nie tylko pozwoliła mi dostrzec suwerenną władzę Boga i Jego zarządzenia, ale także pomogła mi zrozumieć samą siebie. Zobaczyłam, że moją motywacją w wykonywaniu obowiązków jest własna korzyść, a nie praktykowanie prawdy, by zadowolić Boga. Kiedy Bóg aranżował okoliczności, które kłóciły się z moimi wyobrażeniami, miałam roszczenia i bezrozumnie narzekałam na Boga, ujawniając swój bunt i sprzeciw wobec Niego. Gdyby nie te okoliczności, ani trochę nie zrozumiałabym samej siebie, nie mówiąc już o skrusze i zmianie. Zdałam sobie sprawę, że w ten sposób Bóg mnie zbawia. Biorąc pod uwagę, że wiele kościołów w różnych miejscach miało teraz do czynienia z policyjnymi łapankami, w takich okolicznościach mogłam jedynie śledzić pracę zza kulis. Chociaż praca, którą mogłabym wykonywać, była ograniczona, musiałam dać z siebie wszystko, szukać sposobów na osiągnięcie lepszych wyników i wypełniać swoje obowiązki w tym kontekście. Jak mówi Bóg: „Niektóre z nich mówią: »W miejscach, gdzie panują trudne warunki, nie mamy możliwości, by osobiście spotkać się z tymi ludźmi. Jakże więc możemy ich zweryfikować?«. Nie ma znaczenia, jak trudne są dane warunki – i tak wciąż istnieją metody i sposoby radzenia sobie z takimi sprawami. Wszystko zależy od tego, czy jesteś odpowiedzialny i szczerze zaangażowany. Czyż tak nie jest? (Zgadza się). Jeżeli zaofiarujesz swoją lojalność i zachowasz się odpowiedzialnie, to nawet wtedy, gdy rezultat nie będzie idealny, Bóg to sprawdzi i będzie o tym wiedział, nie zostaniesz więc pociągnięty do odpowiedzialności. Jeśli jednak nie okażesz lojalności i nie weźmiesz na siebie odpowiedzialności, to nawet wtedy, gdy wszystko pójdzie dobrze i twoje czyny nie pociągną za sobą poważnych konsekwencji, Bóg będzie miał w to wgląd. Owe dwie postawy mają różną naturę i Bóg każdą z nich potraktuje inaczej” (Punkt dziewiąty (Część druga), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Biorąc pod uwagę, że podówczas bracia i siostry w większości nie potrafili udzielać jasnych odpowiedzi dotyczących pewnych pojęć religijnych, skupiłam się na kilku kluczowych pojęciach i poszukałam odpowiednich słów Bożych, a następnie napisałam do nich, szczegółowo przedstawiając im moje rozumienie tej kwestii. Kiedy napotykali problemy i trudności w głoszeniu ewangelii, od razu się z nimi kontaktowałam, by je omówić. Po pewnym okresie współpracy skuteczność naszego głoszenia ewangelii nieco się poprawiła w porównaniu z tym, co było wcześniej. Chociaż nadal jest wiele problemów w pracy, mam wiarę, by współpracować. Dziękuję Bogu za Jego przewodnictwo!