17. Gdy nadzieje, które pokładałam w moim synu, legły w gruzach
Urodziłam się w inteligenckiej rodzinie. Moi rodzice zawsze powtarzali mi, że „inne sprawy to błahostki, od nich wszystkich lepsze książki”, że „człowiek zostawia po sobie ślad, gdziekolwiek jest, tak jak gęś wydaje krzyk, dokądkolwiek leci” i że należy „się wyróżniać i przynosić zaszczyt przodkom”. Wzięłam sobie te myśli i poglądy do serca i zawsze starałam się według nich postępować. Chciałam zmienić swoje przeznaczenie poprzez zdobywanie wiedzy i wierzyłam, że jeśli dostanę się na uniwersytet, znajdę porządną pracę. Siedziałabym w biurze, nie wykonując ciężkiej pracy fizycznej, a ludzie by mnie podziwiali. Jednak sprawy nie potoczyły się po mojej myśli i nie dostałam się na studia. Jakiś czas później zaczęłam pracę w fabryce cementu. Po ślubie moja teściowa mną gardziła, bo byłam zwykłą robotnicą, i często utrudniała mi życie. Mówiła, że mam dwie lewe ręce do roboty. Gdy wypowiadała takie drwiące i poniżające słowa, nie miałam odwagi się odezwać i było mi bardzo smutno. Postanowiłam, że będę jednocześnie się uczyć i wychowywać dziecko, aby dostać się na studia, a potem zostać urzędniczką, żeby moja teściowa nie patrzyła już na mnie z góry.
W 1986 roku zdałam w końcu egzamin wstępny na studia i uzyskałam dyplom licencjata, dokładnie tak, jak planowałam. Po studiach wróciłam do fabryki i zaczęłam w niej pracować jako urzędniczka. Jakiś czas później awansowałam na stanowisko dyrektorki pododdziału. Wszyscy moi koledzy z uczelni i współpracownicy bardzo mnie podziwiali, mówiąc, że jestem silną kobietą, a wszyscy krewni i znajomi mnie chwalili. Gdy szłam ulicą, ci, którzy mnie znali, serdecznie się ze mną witali. Nastawienie mojej teściowej również uległo zmianie i zawsze, gdy ze mną rozmawiała, miała uśmiech na twarzy. Chwaliła się nawet moimi umiejętnościami przed sąsiadami. W końcu mogłam chodzić z podniesioną głową. Mimowolnie wzdychałam: „Między posiadaniem statusu a jego brakiem jest ogromna różnica! Bez wiedzy i statusu można być jedynie przedstawicielem niższej klasy, na którego inni patrzą z góry”. Rozkoszując się pochwałami innych ludzi, uświadomiłam sobie, że wciąż jestem odpowiedzialna za za właściwe wychowanie swojego syna, aby, tak jak ja, zdobył więcej wiedzy i dostał się na studia. W przyszłości mógłby mnie prześcignąć, zrobić karierę w rządzie, osiągnąć większą władzę i status, wyróżnić się spośród innych i przynieść zaszczyt naszym przodkom. Wtedy, jako jego matka, mogłabym również pławić się w jego chwale. Gdy mój syn miał iść do gimnazjum, wykorzystałam swoje znajomości, aby dostał się do najlepszej szkoły. Często powtarzałam mu, żeby się pilnie uczył, zachęcałam go, aby był ambitny, i powtarzałam mu, że tylko studia mogą zapewnić mu dobrą pracę i świetlaną przyszłość. Syn mnie nie zawiódł i zawsze był jednym z sześciu najlepszych uczniów w klasie. Jego wychowawczyni powiedziała mi: „Musi pani właściwie zadbać o rozwój syna. Jest bardzo inteligentny i ma potencjał, aby dostać się na Uniwersytet Tsinghua lub Uniwersytet Pekiński”. Gdy to usłyszałam, poczułam się naprawdę szczęśliwa i pomyślałam: „Mój syn jest inteligentny, więc nie będzie miał problemu z dostaniem się na dobrą uczelnię. Znalezienie w przyszłości porządnej pracy będzie dla niego bułką z masłem”. Miałam udaną karierę, a mojemu synowi szło w szkole naprawdę dobrze. Napełniło mnie to nadzieją na lepszą przyszłość. Jednak to, co wydarzyło się później, było dla mnie całkowitym zaskoczeniem.
Od drugiej połowy 1995 roku pododdział, którym kierowałam, przestał być dochodowy i zaczął przynosić straty. Bardzo się tym zmartwiłam. Na dodatek poważnie zachorowałam na gruźlicę i byłam tak słaba, że nie mogłam już chodzić do pracy. Ponieważ rozwiązałam umowę przed terminem, fabryka nie wypłaciła mi wynagrodzenia. W tamtym czasie mój mąż był od wielu lat bezrobotny i nie mógł znaleźć odpowiedniej pracy. Po zakupie mieszkania nie mieliśmy prawie żadnych oszczędności. Mój syn miał iść do szkoły średniej, co wiązało się z wysokimi kosztami. Jak moglibyśmy nadal wspierać go w nauce, gdybyśmy nie mieli źródła dochodu? Jakiś czas później mój mąż zasugerował, żebyśmy otworzyli razem stragan uliczny i zaczęli sprzedawać rzeczy, których nie potrzebujemy. Bardzo się wtedy zdenerwowałam, myśląc: „Byłam szanowaną dyrektorką fabryki, a teraz muszę handlować na ulicy, żeby zarobić na życie. Jeśli moi koledzy z fabryki albo znajomi to zobaczą, całkowicie stracę twarz!”. Potem jednak pomyślałam: „Może i stracę teraz twarz, ale gdy mój syn skończy uniwersytet i odniesie sukces, przyniesie mi zaszczyt. Aby zaoszczędzić pieniądze na studia syna, warto stracić twarz i znieść trochę cierpienia”.
W kwietniu 1998 roku miałam szczęście przyjąć dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. W tym samym roku mój syn rozpoczął naukę w szkole średniej. Ze słów Boga zrozumiałam, że ten etap Bożego dzieła jest Jego ostatnim dziełem mającym na celu zbawienie ludzkości i że jeśli ludzie w Niego nie wierzą i nie przyjmują Jego zbawienia, to niezależnie od tego, ile wiedzy zdobędą albo jaki mają stopień naukowy czy status, ostatecznie i tak zginą. Jednak myśli i przekonania dotyczące dążenia do wiedzy, aby zmienić swoje przeznaczenie, były we mnie głęboko zakorzenione i nadal miałam nadzieję, że mój syn wyróżni się spośród innych i przyniesie zaszczyt naszym przodkom. Niespodziewanie, gdy mój syn był w pierwszej klasie szkoły średniej, stracił zapał do nauki i zapragnął wstąpić do wojska. Byłam tym zdziwiona i pomyślałam: „Bycie żołnierzem to ciężka praca. Jaki potencjał na przyszły rozwój się z tym wiąże? Tylko kończąc studia i uzyskując dyplom, można znaleźć dobrą pracę. Dopiero wówczas można mieć szansę na wysokie, dobrze płatne stanowisko urzędnicze i wysoki status”. Absolutnie nie mogłam pozwolić synowi, żeby zrobił to, na co miał ochotę. Dlatego próbowałam go delikatnie przekonać, mówiąc: „Synu, jesteś naprawdę bystry. Wszyscy nauczyciele twierdzą, że mógłbyś studiować na Uniwersytecie Tsinghua lub Uniwersytecie Pekińskim. Do egzaminu wstępnego na studia zostały ci tylko dwa lata. Jeśli rzucisz teraz szkołę i wstąpisz do wojska, będziesz tego żałować do końca życia. Po zakończeniu służby żołnierze zawsze są klasyfikowani jako robotnicy bez względu na to, do jakiej pracy zostaną przydzieleni, i nie mają szans na rozwój. Dobrą pracę znajdziesz tylko wtedy, gdy będziesz miał wyższe wykształcenie. Możesz wówczas liczyć co najmniej na stanowisko w biurze, zajmując oficjalną i ugruntowaną pozycję. Jeśli będziesz ciężko pracować, otworzy się przed tobą wiele możliwości awansu. Możesz znaleźć punkt zaczepienia w tym społeczeńswie tylko wtedy, gdy odniesiesz sukces zawodowy i zdobędziesz status. W dzisiejszych czasach konkurencja w społeczeństwie jest niezwykle zacięta, a bez wiedzy i dyplomu będziesz kimś gorszym. Mówię ci to wszystko z myślą o twoich perspektywach na przyszłość”. Po wielokrotnych namowach mój syn niechętnie kontynuował naukę w szkole. Pewnego ranka mój mąż zauważył, że nasz syn nie chce iść do szkoły i ociąga się z wyjściem z domu, więc spuścił mu lanie. Syn natychmiast uciekł z domu. Znaleźliśmy go dopiero późnym wieczorem. Wiedziałam, że zamiast się uczyć, chce wstąpić do wojska, ale nie mogłam mu na to pozwolić. Na wszelkie możliwe sposoby próbowałam go przekonać i ostatecznie, choć niechętnie, zgodził się pójść do szkoły. Chociaż codziennie był nadąsany i nawet nie chciał z nami rozmawiać, myślałam: „Niezależnie od tego, czy teraz to rozumiesz, czy nie, gdy w przyszłości staniesz się sławny i odniesiesz sukces, zrozumiesz naszą mozolną intencję”. Jakiś czas później mój syn rzeczywiście został przyjęty na uniwersytet. Byłam z tego powodu bardzo szczęśliwa. Nadzieje, jakie żywiłam przez te wszystkie lata, w końcu się ziściły. Jednak choć byłam szczęśliwa, jednocześnie martwiłam się o koszty związane z wysłaniem syna na studia. W tamtym czasie nasza rodzina nie miała na to dodatkowych pieniędzy, więc sprzedałam mieszkanie, na które ciężko pracowałam przez połowę życia, aby móc zapłacić za czesne syna i wynająć dla niego nieurządzone mieszkanie. Gdy mój syn miał skończyć studia, zapłaciłam komuś 10 000 juanów, żeby załatwić mu pracę w banku. Wszystko dla niego przygotowałam i czekałam tylko, aż uzyska dyplom i zacznie pracować. Jednak znów zdarzyło się coś nieoczekiwanego.
Pewnego wrześniowego dnia syn poinformował mnie, że na ostatnim roku rzucił studia. Nie zapłacił czesnego, więc nie mógł zdobyć dyplomu. Gdy to usłyszałam, nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Czyżbym się przesłyszała? Jednak widząc opanowany wyraz twarzy syna, wiedziałam, że to prawda, i nie mogłam przestać płakać. Przez łzy robiłam synowi wymówki i go łajałam. Byłam taka zła, że aż zrobiło mi się słabo. Pomyślałam: „Przez lata tak ciężko pracowałam, żeby stworzyć mu warunki umożliwiające pójście na studia. Miałam tylko nadzieję, że odniesie sukces i przyniesie mi zaszczyt jako matce. To nie do wiary, co on zrobił. Jak mam teraz spojrzeć ludziom w oczy?”. W tamtym momencie naprawdę chciałam ze sobą skończyć. Przestałam jeść i nie mogłam spać. Cały czas martwiłam się o przyszłość syna. Zastanawiałam się: „Co ja pocznę w przyszłości? Sprzedałam mieszkanie, żeby wesprzeć jego edukację, i teraz nie mamy nawet gdzie na stałe mieszkać. Połowa mojego życia poświęcona na ciężką pracę poszła na marne”. Gdy najbardziej cierpiałam, stanęłam przed Bogiem i w modlitwie prosiłam Go, aby uwolnił mnie od mojego bólu.
W swoich poszukiwaniach usłyszałam hymn ze słowami Bożymi zatytułowany „Los człowieka jest w rękach Boga”. „Los człowieka jest w rękach Boga. Nie jesteś w stanie pokierować sobą: nawet jeśli człowiek wciąż usilnie się stara i troszczy o siebie, pozostaje niezdolny do kontrolowania siebie. Gdybyś mógł poznać własne perspektywy, kontrolować swój los, czy nadal można byłoby cię nazwać istotą stworzoną? Krótko mówiąc, bez względu na to, jak działa Bóg, wszystkie Jego dzieła są dla dobra człowieka, tak jak niebo i ziemia oraz wszystkie rzeczy zostały stworzone przez Boga, aby służyły człowiekowi: Bóg stworzył księżyc, słońce i gwiazdy dla człowieka, stworzył dla niego zwierzęta i rośliny. Stworzył dla człowieka wiosnę, lato, jesień i zimę, i tak dalej – wszystko to zostało stworzone z myślą o egzystencji człowieka. I tak, niezależnie od tego, jak On karci i osądza człowieka, czyni to wszystko dla zbawienia go. Chociaż odbiera On człowiekowi jego cielesne nadzieje, jest to dla oczyszczenia człowieka, a oczyszczenie dokonuje się dla dobra istnienia człowieka. Przeznaczenie człowieka jest w rękach Stwórcy, więc jak człowiek może sam pokierować sobą?” (Przywrócenie normalnego życia człowieka i doprowadzenie go do cudownego miejsca przeznaczenia, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słuchałam tego hymnu w kółko. Rozważając słowa Boże, zrozumiałam, że Bóg sprawuje nad wszystkim suwerenną władzę i że już przesądził o losie każdego człowieka. Nieważne, jak bardzo się starasz i jak bardzo męczysz, nie możesz zmienić swojej przyszłości ani swojego przeznaczenia, a tym bardziej przeznaczenia innych. Pomyślałam o pierwszej połowie swojego życia. Chciałam zmienić swoje przeznaczenie, zdobywając większą wiedzę, ale później fabryka poniosła straty, a ja zachorowałam. Nie miałam siły, żeby zarządzać zakładem, i musiałam zrezygnować. Wszystko to naprawdę nie zależało ode mnie. Od najmłodszych lat uczyłam mojego syna słowem i czynem, mając nadzieję, że pójdzie na studia i zostanie urzędnikiem, jak tego chciałam. Cierpiałam i przez połowę życia wylewałam krew, pot i łzy, aby tak się stało, ale syn mnie nie posłuchał i ostatecznie nigdy nie uzyskał dyplomu wyższej uczelni. Te fakty uświadomiły mi, że to, czy mój syn będzie miał dobrą przyszłość i jakie będzie jego przeznaczenie, nie zależy ode mnie. Nieważne, jak bardzo się staram i jak wiele poświęcam, wszystko to jest na próżno. Ponieważ jestem tylko maleńką istotą stworzoną, Bóg sprawuje suwerenną władzę i decyduje o moim losie i o losie mojego syna. Choć nie mogę kontrolować nawet własnego losu, i tak chciałam kontrolować przyszłość i przeznaczenie mojego syna. Byłam taka naiwna i arogancka! Powodem mojego strasznego bólu było to, że w ogóle nie rozumiałam suwerennej władzy Boga i nie potrafiłam się jej podporządkować. Gdy to zrozumiałam, byłam gotowa podporządkować się suwerennej władzy Boga i Jego zarządzeniom oraz przestać uskarżać się na swojego syna. Jeśli wiedzie zwyczajne życie, wynika to z suwerennej władzy Boga i Jego zarządzeń. Powinnam zawierzyć go Bogu i pozwolić, aby sprawy toczyły się swoim torem.
Potem ciągle się zastanawiałam: „Dlaczego tak bardzo cierpiałam, gdy mój syn nie uzyskał dyplomu? Dlaczego przywiązywałam tak dużą wagę do wiedzy i stopni naukowych? Jaka była tego przyczyna?”. Przeczytałam następujące słowa Boże: „Niektórzy ludzie uważają, że wiedza jest w tym świecie czymś cennym, a im więcej jej posiadają, tym wyższy jest ich status i tym są lepsi, tym bardziej się wyróżniają i tym bardziej są obyci, nie mogą zatem bez niej żyć. Niektórzy sądzą, że jeśli będą pilnie się uczyć i poszerzać swoją wiedzę, to osiągną wszystko. Zdobędą status, pieniądze, dobrą pracę i dobrą przyszłość; oni wierzą, że bez wiedzy nie da się żyć na tym świecie. Jeśli ktoś jej nie posiada, wszyscy patrzą na niego z góry. Taki ktoś będzie wykluczony i nikt nie będzie chciał się z nim zadawać; ci, którzy nie mają wiedzy, mogą bowiem żyć jedynie na najniższych szczeblach drabiny społecznej. Dlatego ludzie czczą wiedzę i uważają ją za niezwykle wzniosłą i ważną – ważniejszą nawet od prawdy. (…) jakby na to nie spojrzeć, stanowi to jeden z aspektów ludzkich myśli i poglądów. Jest takie starodawne powiedzenie: »Przeczytaj dziesięć tysięcy książek, przemierz dziesięć tysięcy mil«. Jakie jest jego znaczenie? Oznacza ono, że im więcej czytasz, tym większą wiedzę posiądziesz i tym lepiej będzie ci się wiodło. Wszystkie grupy ludzi będą cię wysoko cenić i zdobędziesz status. Każdy skrywa w sercu tego rodzaju myśli. Jeżeli ktoś nie jest w stanie uzyskać dyplomu uczelni wyższej z powodu trudnych okoliczności rodzinnych, będzie tego żałował przez całe życie i będzie stanowczo dążył do tego, by jego dzieci i wnuki więcej się uczyły, zdobyły dyplom uniwersytecki, a nawet wyjechały na studia za granicę. Oto jest człowieczy głód wiedzy oraz sposób, w jaki każdy o niej myśli, postrzega ją i się z nią obchodzi. Z tego względu wielu rodziców nie szczędzi wysiłków i wydatków na wychowanie swoich dzieci, posuwając się nawet do zaprzepaszczenia rodzinnego majątku, a wszystko po to, by zapewnić im możliwość kształcenia. Do czego posuwają się niektórzy rodzice w dyscyplinowaniu swoich dzieci? Pozwalają im jedynie na trzy godziny snu w nocy, zmuszają je do ciągłej nauki i czytania lub naśladowania starożytnych i przywiązywania ich włosów do sufitu, całkowicie odmawiając im snu. Tego rodzaju tragiczne historie zawsze miały miejsce, od czasów starożytnych aż do dziś, i są one konsekwencją ludzkiego głodu i kultu wiedzy” (Ścieżka praktyki prowadząca do zmiany usposobienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże poruszyły moje serce. Bóg dokładnie obnażył mój punkt widzenia. Kierowały mną szatańskie myśli i przekonania, takie jak: „Inne sprawy to błahostki, od nich wszystkich lepsze książki”, „wiedza to władza” i „wiedza może odmienić twój los”. Szczególnie ceniłam sobie wiedzę. Wierzyłam, że zapewni mi ona świetlaną przyszłość i że dzięki niej można być kimś lepszym, podziwianym przez innych. Tylko wtedy życie miałoby wartość. Wierzyłam, że bez wiedzy i dyplomu trzeba harować, że nasze życie jest wówczas gorsze, że inni patrzą na nas z góry i że przez całe życie pozostajemy na dnie społeczeństwa, nigdy nie mogąc się wybić. Byłam przekonana, że dzięki wiedzy można mieć wszystko, więc nawet po ślubie i urodzeniu dziecka nigdy nie zrezygnowałam z jej zdobywania. Gdy skończyłam studia i wróciłam do fabryki, od razu zostałam urzędniczką, a następnie stopniowo awansowałam, pełniąc kolejne ważne role. Niedługo potem nasza trzyosobowa rodzina przeprowadziła się do przestronnego mieszkania, wszyscy patrzyli na mnie z zazdrością i pierwsi się ze mną witali, a pracownicy w fabryce bardzo mnie szanowali. Zdobyłam sławę i zysk, których pragnęłam, i wierzyłam, że zawdzięczam to wszystko wiedzy, którą zdobyłam dzięki pilnej nauce, i uzyskanemu dyplomowi. Dlatego byłam jeszcze bardziej przekonana, że wiedza może zmienić nasze przeznaczenie, i miałam nadzieję, że mój syn zdobędzie wyższe wykształcenie, odniesie sukces i w przyszłości stanie się sławny, dzięki czemu ludzie będą go podziwiać, a ja będę mogła ogrzać się w blasku jego chwały. Gdy mój syn powiedział mi, że chce wstąpić do wojska, nie zapytałam go, co naprawdę myśli. Zamiast tego po prostu byłam przekonana, że nie zapewni mu to dobrej przyszłości i że inni nie będą go podziwiali, więc zmusiłam go, żeby poszedł na studia. Aby mu to umożliwić, sprzedałam mieszkanie, na które pracowałam przez połowę swojego życia. Gdy dowiedziałam się, że syn nie zapłacił czesnego za ostatni rok nauki i nie dostanie dyplomu ukończenia studiów, moje nadzieje legły w gruzach i byłam zrozpaczona. Miałam ochotę po prostu ze sobą skończyć. Naprawdę byłam zaślepiona sławą i zyskiem. W rzeczywistości los każdego człowieka jest w rękach Boga i nie można go zmienić, jedynie zyskując wiedzę. Pomyślałam o swoim sąsiedzie Wangu, który pomimo niskiego wykształcenia był szefem wydziału w Biurze Personalnym. Z drugiej strony, moja młodsza koleżanka z klasy dostała się na Uniwersytet Pekiński, ale przez wiele lat po ukończeniu studiów nie mogła znaleźć odpowiedniej pracy. Obecnie jest mnóstwo absolwentów wyższych uczelni, którzy nie mają pracy, a nawet wielu absolwentów studiów podyplomowych, którzy nie mogą znaleźć formalnego zatrudnienia. Oczywiste jest, że pogląd, iż „wiedza może odmienić twój los”, jest błędny i całkowicie nie do obrony. Jest sprzeczny z prawdą. Chociaż wierzyłam w Boga, nie rozumiałam prawdy i brakowało mi rozeznania. Nie wiedziałam, że za pomocą sławy i zysku szatan kusi ludzi, aby ich pożreć. Dzięki obnażającym słowom Bożym w końcu się opamiętałam i pomodliłam się w sercu do Boga: „Dobry Boże, dziękuję Ci za Twoje słowa, które mnie oświeciły i pozwoliły mi rozeznać się co do szatańskich myśli i przekonań. Nie chcę być już ulegać ich wpływowi. Poprowadź mnie, abym wkroczyła na ścieżke dążenia do prawdy”.
Przeczytałam więcej słów Bożych: „Niektórzy powiedzą, że zdobywanie wiedzy to nic innego, jak czytanie książek lub nauczenie się kilku rzeczy, których jeszcze nie wiedzą, tak by nie zostać z tyłu i dotrzymać tempa światu. Wiedza jest zdobywana tylko po to, by mieli co jeść, z myślą o przyszłości lub z uwagi na podstawowe potrzeby. Czy istnieje ktoś, kto wytrzymałby dziesięć lat intensywnej nauki tylko po to, by zaspokoić podstawowe potrzeby, tylko po to, by rozwiązać kwestię pożywienia? Nie, nie ma takich ludzi. Czemu więc ludzie znoszą takie trudności przez te wszystkie lata? Dla sławy i zysku. Sława i zysk czekają na nich, kuszą ich, a oni wierzą, że tylko poprzez swoją własną pracowitość, poprzez trudy i zmagania, mogą podążać drogą prowadzącą do sławy i bogactwa. Tacy ludzie muszą znosić te trudności z myślą o własnej ścieżce w przyszłości, dla przyszłej przyjemności i dla zyskania lepszego życia” (Sam Bóg, Jedyny VI, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). „Czym posługuje się szatan, aby mocno trzymać człowieka pod swoją kontrolą? (Sławą i zyskiem). Zatem szatan używa sławy i zysku, aby kontrolować myśli człowieka, aż ludzie są w stanie myśleć tylko o tych dwóch rzeczach. Walczą o sławę i zysk, znoszą trudności dla sławy i zysku, cierpią upokorzenia ze względu na sławę i zysk, poświęcają wszystko, co mają, dla sławy i zysku, a także gotowi są wydać dowolny osąd i podjąć każdą decyzję przez wzgląd na sławę i zysk. W ten sposób szatan skuwa ludzi niewidzialnymi kajdanami, a ci, nosząc te kajdany, nie mają siły ani odwagi, aby je zrzucić. Dlatego wciąż nieświadomie je dźwigają, z wielkim trudem brnąc ciągle naprzód. Ze względu na tę właśnie sławę i zysk ludzkość unika Boga i zdradza Go, stając się coraz bardziej niegodziwa. W ten zatem sposób kolejne pokolenia giną pośród zabiegów o szatańską sławę i zysk. Czy patrząc teraz na działania szatana, nie dostrzegamy, że jego złowrogie pobudki są absolutnie obrzydliwe? Może dzisiaj jeszcze nie przejrzeliście złowrogich pobudek szatana, bo myślicie, że nie ma życia bez sławy i zysku. Sądzicie, że jeśli ludzie porzucą sławę i zysk, nie będą już widzieli drogi przed sobą, nie będą mogli widzieć swoich celów, ich przyszłość stanie się mroczna, ciemna i ponura. Jednak stopniowo, pewnego dnia wszyscy uznacie, że sława i zysk to ogromne kajdany, których szatan używa do niewolenia człowieka. Gdy nadejdzie ten dzień, będziesz z całych sił opierać się kontroli szatana i kajdanom, którymi szatan chce cię zniewolić. Kiedy nadejdzie czas, w którym zapragniesz odrzucić wszystkie rzeczy, które zaszczepił w tobie szatan, wtedy całkowicie zerwiesz z szatanem i prawdziwie znienawidzisz wszystko, co szatan tobie przyniósł. Tylko wtedy ludzkość będzie żywić prawdziwą miłość do Boga i tęsknić do Niego” (Sam Bóg, Jedyny VI, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). To, co Bóg obnaża w tych fragmentach, jest bardzo realne. Powodem, dla którego ludzie dążą do zdobywania wiedzy, jest pragnienie sławy i zysku. W tym celu ciężko pracują, znoszą trudności i są gotowi zapłacić każdą cenę. Zrozumiałam, że szatanza pomocą wiedzy zwodzi ludzi i posługuje się przynętą sławy i zysku, aby ich kontrolować, przez co zostają zdeprawowani, nie zdając sobie z tego sprawy. Byłam dokładnie taka. Przypomniałam sobie, jak mój ojciec od dzieciństwa uczył mnie, że opanowanie większej wiedzy uczyni mnie kimś lepszym i że zamiast harować mogę po prostu używać swojego intelektu. Bez wiedzy mogłam być tylko gorszą osobą i wykonywać ciężką pracę fizyczną. Nauczyciele również wpajali nam wielkie aspiracje i dążenia do tego, aby górować nad innymi i przynosić zaszczyt naszym przodkom. Zanim się obejrzałam, przyswoiłam sobie te myśli i idee. Aby zdobyć sławę, zysk i status, których pragnęłam, byłam gotowa znosić wszelkie trudności i zapłacić każdą cenę. Nie tylko sama do tego dążyłam, ale zmuszałam także do tego mojego syna. Gdy nie uzyskał dyplomu, moje marzenia nagle legły w gruzach i tak bardzo cierpiałam, że chciałam ze sobą skończyć. Wynikało to głównie z tego, że kontrolowały mnie zaszczepione mi przez szatana idee pogoni za sławą i zyskiem. Nie tylko sprawiło mi to wielki ból, ale zaszkodziło psychicznie i fizycznie również mojemu synowi. Szatan nałożył na mnie niewidzialne kajdany, zmuszając mnie do ciągłego dążenia do sławy i zysku, walki, ciężkiej pracy oraz fizycznego i psychicznego wyczerpania. Nie byłam w stanie się z tych kajdan uwolnić. Podziękowałam Bogu za to, że zaaranżował dla mnie te okoliczności, aby mnie zbawić, zmuszając mnie, abym przed Nim stanęła i poszukiwała prawdy, zyskała pewne rozeznanie co do metod, jakimi posługuje się szatan, aby krzywdzić ludzi, i zdała sobie sprawę, że dążenie do sławy i zysku nie jest właściwą ścieżką w życiu i może mnie jedynie doprowadzić do zdradzenia Boga i oddalenia się od Niego. Nie mogłam już dłużej dawać się zwodzić sławą i zyskiem ani ulegać ich wpływowi. Musiałam znać swoje miejsce jako istota stworzona i podporządkować się suwerennej władzy Boga i Jego zarządzeniom.
Później opowiedziałam o swoim stanie jednej z sióstr, która wyszukała dla mnie następujący fragment słów Bożych: „Przede wszystkim – czy te wymagania i podejście rodziców w odniesieniu do dzieci są słuszne, czy niesłuszne? (Niesłuszne). Gdzie zatem ostatecznie tkwi źródło błędu, jeśli chodzi o to, jak rodzice podchodzą do swoich dzieci? Czy tym źródłem nie są rodzicielskie oczekiwania dotyczące dzieci? (Tak). W swojej subiektywnej świadomości rodzice wyobrażają sobie, planują i ustalają różne rzeczy związane z przyszłością swoich dzieci i w rezultacie dochodzi do powstania tych oczekiwań. (…) Rodzice pokładają nadzieję w swoich dzieciach w oparciu o punkt widzenia, poglądy, perspektywy i preferencje, jakie ma w sprawach świata osoba dorosła. Czy nie jest to subiektywne? (Jest). Delikatnie mówiąc, jest to subiektywne, ale czym to jest w rzeczywistości? Jak inaczej można zinterpretować tę subiektywność? Czy nie jest to samolubstwo? Czy nie jest to przymus? (Tak). Podoba ci się ta czy inna praca, taka czy inna kariera, podoba ci się ugruntowana pozycja, olśniewające życie, stanowisko urzędnicze i bogactwo, więc popychasz swoje dzieci w tym kierunku, aby stały się takimi osobami i podążyły tą ścieżką – ale czy im się będzie podobać życie w takim środowisku i wykonywanie takiej pracy, gdy dorosną? Czy się do tego nadają? Jakie jest ich przeznaczenie? Jakie są zarządzenia i decyzje Boga względem twoich dzieci? Czy wiesz to? Niektórzy ludzie mówią: »Te rzeczy mnie w ogóle nie obchodzą, liczy się to, co mi jako ich rodzicowi się podoba. Pokładam w nich nadzieje w oparciu o moje własne preferencje«. Czyż nie jest to samolubne? (Jest). To jest niebywale samolubne! Mówiąc delikatnie, jest to bardzo subiektywne, jest to decydowanie o wszystkim samemu, ale czym to jest w rzeczywistości? Jest to postępowanie bardzo samolubne! Tacy rodzice nie biorą pod uwagę charakteru i talentów swoich dzieci, nie obchodzą ich zarządzenia Boga dotyczące przeznaczenia i życia każdego człowieka. Nie uwzględniają tych rzeczy, tylko narzucają dzieciom własne preferencje, zamysły i plany, przybierające postać pobożnych życzeń” (Jak dążyć do prawdy (18), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu tego fragmentu słów Bożych nagle się opamiętałam. Dawniej myślałam, że wszystko, co robię, robię z myślą o przyszłości i przeznaczeniu mojego syna, i nie widziałam w tym przejawu swojej egoistycznej natury. Dzięki obnażającym słowom Boga w końcu zrozumiałam, że moje działania wynikały z chęci zaspokojenia mojego pragnienia sławy, zysku i statusu. Ponieważ lubiłam mieć władzę i status, a także cieszyć się prestiżem związanym z byciem urzędniczką i szacunkiem innych, narzucałam swoje własne upodobania i pragnienia synowi. Miałam nadzieję, że będzie się pilnie uczył i w przyszłości się wyróżni, zdobywając wysokie urzędnicze stanowisko i dobrze zarabiając, a ja będę mogła ogrzać się w blasku jego chwały. Wszystko, co robiłam, miało na celu zaspokojenie moich własnych ambicji i pragnień. W ogóle nie brałam pod uwagę preferencji i życzeń syna. Gdy powiedział, że zamiast iść na studia chce wstąpić do wojska, robiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby go od tego odwieść, i zmusiłam go do pójścia na uniwersytet wbrew jego woli. Moim celem było nakłonienie go do rozpoczęcia kariery urzędnika oraz zdobycia władzy i statusu, abym ja również zyskała prestiż. Na pierwszy rzut oka wszystko, co robiłam, robiłam z myślą o przyszłości i przeznaczeniu syna. Poświęciłam wszystko, aby zadbać o jego rozwój. W istocie miało to jednak na celu zaspokojenie mojego własnego pragnienia statusu. Dzięki synowi chciałam cieszyć się szacunkiem i podziwem większej liczby osób oraz większym bogactwem materialnym. W końcu wyraźnie zrozumiałam, że nic, co robiłam, nie miało na celu dobra mojego syna. Wszystko to miało zaspokoić moje własne ambicje i pragnienia. Moja natura była zbyt samolubna, wstrętna i ohydna! Mój syn tak naprawdę nie chciał robić kariery w rządzie. Kiedyś mi powiedział: „Odpuść sobie, mamo. Po prostu nie nadaję się na urzędnika. Jeśli ktoś chce zajmować oficjalne stanowisko w tym społeczeństwie, musi umieć wystawnie ucztować, schlebiać i oszukiwać. Musi też mieć odpowiednie pochodzenie i kontakty, być okrutny i podły. Ja tak nie potrafię. Dobrze jest być po prostu zwykłym człowiekiem”. Gdy sobie to przypomniałam, pomyślałam, że mój syn miał realistyczne podejście, ale w tamtym momencie nie obchodziło mnie, co myśli. Kierując się swoimi pobożnymi życzeniami, zmusiłam go do pójścia na studia i podążania ścieżką pogoni za sławą i zyskiem. Pomyślałam o synu mojej najstarszej siostry, który był zastępcą dyrektora Biura Przemysłu i Handlu. Kiedyś powiedział mi: „Gdy zaczynasz pracować na urzędniczym stanowisku, przestajesz mieć nad sobą kontrolę. Ludzie knują i spiskują przeciwko sobie, a ty nie możesz nikomu powiedzieć, co myślisz, ani zbytnio się do kogoś zbliżyć. Niechcący możesz powiedzieć coś, co kogoś urazi. Możesz nie chcieć ranić innych, ale oni i tak będą ci wbijać nóż w plecy. Musisz cały czas zwracać uwagę na mimikę innych ludzi. Bycie urzędnikiem jest takie wyczerpujące!”. Zdałam sobie także sprawę, to nic dobrego. Przypomina taplanie się w wielkim zbiorniku z farbą. Gdyby mój syn się na to zdecydował, jak chciałam, po dziesięciu latach byłby splamiony wszelkiego rodzaju złymi nawykami, i to wbrew sobie. Stałby się nieuczciwy, fałszywy i obłudny. Kłamałby, oszukiwał, dążył do sławy i zysku, rywalizował z innymi, a nawet mógłby dopuścić się złych czynów. Wtedy nie mógłby już prowadzić normalnego i spokojnego życia. Wyrządziłoby mu to ogromną krzywdę i wywołało niekończący się ból ciała i umysłu. Mój syn nie chciał być urzędnikiem, ale po prostu zwykłym człowiekiem. Czy to nie jest dobra rzecz? Teraz ma formalną pracę, a jego miesięczna pensja wystarcza w zasadzie na pokrycie kosztów utrzymania rodziny. Nie sprzeciwia się mojej wierze w Boga i bardzo chętnie pomaga, gdy kościół potrzebuje jego pomocy. Gdy każdego dnia widzę, jak mój syn się uśmiecha i jaki jest beztroski, powinnam być szczęśliwa.
Po tym doświadczeniu coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że Bóg sprawuje nad każdym człowiekiem suwerenną władzę i to Bóg decyduje, jaką pracę każdy człowiek wykonuje i w jaki sposób zarabia na życie. Jak mówi Bóg: „Bóg z góry ustalił, że ktoś będzie zwykłym robotnikiem i że w tym życiu będzie w stanie zarobić na podstawowe potrzeby – jedzenie i ubranie – ale jego rodzice upierają się, żeby został celebrytą, bogaczem lub urzędnikiem wysokiego szczebla, planując i aranżując mu przyszłość, zanim wejdzie w dorosłość, ponosząc różne tak zwane koszty i próbując kontrolować jego życie i przyszłość. Czy to nie głupie? (Głupie)” (Jak dążyć do prawdy (18), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Ten fragment słów Bożych uświadomił mi, że nie byłam po prostu głupia, ale zachowywałam się jak totalna idiotka! Cierpiałam na własne życzenie. Gdy wyzbyłam się oczekiwań wobec syna, przestałam walczyć z przeznaczeniem, kroczyć ścieżką dążenia do sławy i zysku i opierać się Bogu. Jako istota stworzona, byłam też w stanie stanąć w obliczu suwerennej władzy Boga, przyjąć ją i jej doświadczyć z pozytywnym i uległym nastawieniem. Zrozumiałam, że zarządzenia Boga są wspaniałe. Bogu niech będą dzięki!