51. Wyzbyłam się poczucia zobowiązania wobec mojego syna

Autorstwa Su Li, Chiny

Od dziecka podziwiałam moją mamę, która zniosła wiele trudów, aby wychować mnie i moje rodzeństwo. Ilekroć budziłam się w środku nocy, widziałam, jak szyje dla nas bawełniane ubrania przy lampce naftowej, chociaż następnego dnia musiała iść w góry, żeby zająć się pracą na roli. Aby utrzymać całą rodzinę, strasznie harowała. Mój ojciec nie był zbyt odpowiedzialny, a gdy mój starszy brat osiągnął wiek, w którym mógł się ożenić, to moja mama wszystko zorganizowała. Wszyscy mieszkańcy wsi chwalili ją, mówiąc, że jest dobrą żoną i matką. W głębi serca postrzegałam ją jako wzór do naśladowania. Byłam przekonana, że tak właśnie zachowuje się osoba naprawdę godna miana matki.

Po ślubie byłam taka sama. We wszystkim stawiałam na pierwszym miejscu męża i dzieci i uważałam, że dopóki jest im dobrze, każde cierpienie z mojej strony jest tego warte. Zimą zawsze wcześnie wstawałam, rozpalałam piec, przygotowywałam jedzenie i czekałam, aż w domu będzie ciepło, po czym budziłam męża i dzieci na śniadanie. Widząc, że są dobrze zaopiekowani, czułam się bardzo usatysfakcjonowana. Moja teściowa i starsza bratowa również chwaliły mnie jako dobrą żonę. Byłam przekonana, że właśnie to jest powinnością kobiety. Jednak ku mojemu zaskoczeniu mój mąż nagle zachorował i zmarł, a brzemię odpowiedzialności za całą rodzinę spadło na mnie. Postanowiłam sobie: „Muszę dopilnować, żeby moje dzieci skończyły szkołę i się ustatkowały”. Otworzyłam więc stoisko na targu, żeby mieć środki na edukację dwójki moich dzieci. W 1999 roku przyjęłam dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. Czytając słowa Boże, zrozumiałam wiele prawd i wyleczyłam się z bólu po stracie męża. Później w miarę możliwości wykonywałam swoje obowiązki w kościele. W 2003 roku, w wyniku zdrady dokonanej przez złego człowieka, pojawiła się u nas w domu lokalna policja, żeby mnie aresztować. Na szczęście nie było mnie wtedy w domu, więc nie doszło do katastrofy. Chcąc uniknąć aresztowania przez KPCh, musiałam opuścić dom, aby wykonywać swoje obowiązki. Myśl o opuszczeniu dzieci przepełniła moje serce bólem. Mój mąż zmarł przedwcześnie, więc co by się z nimi stało, gdybym wyjechała? Mój syn miał już 18 lat i zbliżał się do wieku, w którym mógł się ożenić. Kto pomógłby mu się ustatkować pod moją nieobecność? Jednak gdybym nie wyjechała, w każdej chwili mogłabym zostać aresztowana, a wtedy i tak nie mogłabym się opiekować dziećmi. Ponadto moja córka stwierdziła: „Mamo, wolę, żebyś nas zostawiła, niż żeby cię aresztowano”. Słysząc moją troskliwą córkę, serce zabolało mnie jeszcze bardziej. W końcu ze łzami w oczach opuściłam dom. Chociaż wyjechałam, sercem zawsze byłam z dwójką moich dzieci i nieustannie się zastanawiałam: „Czy dobrze sobie radzą? Czy wystarcza im pieniędzy? Czy znajdą pracę? Kto zorganizuje ślub mojego syna? Czy będą miały do mnie żal i stwierdzą, że ich porzuciłam?”. Ilekroć o tym myślałam, bolało mnie serce. Miałam poczucie, że nie wywiązałam się z odpowiedzialności jako matka i że naprawdę zawiodłam swoje dzieci. Bardzo chciałam wrócić i się nimi zająć, ale bałam się aresztowania. Moje serce było strasznie udręczone. W tamtym czasie przeczytałam następujący fragment słów Bożych: „Kto z was może naprawdę całkowicie poświęcić się dla Mnie i wszystko Mi zaofiarować? Wszyscy jesteście tylko połowicznie zaangażowani, wasze myśli krążą wokół różnych rzeczy, rozmyślacie o domu, świecie zewnętrznym, pożywieniu i ubraniu. Pomimo tego, że jesteś przede Mną, robiąc dla Mnie różne rzeczy, w głębi serca wciąż myślisz o swojej żonie, dzieciach i rodzicach w domu. Czy oni są twoją własnością? Dlaczego nie oddasz ich w Moje ręce? Czy Mi nie ufasz? A może obawiasz się, że zaplanuję dla ciebie coś nieodpowiedniego?(Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 59, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Po przeczytaniu słów Bożych światło zagościło w moim sercu. Czy powierzenie moich dzieci Bogu nie byłoby lepsze niż opiekowanie się nimi? Wszystko podlega suwerennej władzy Boga i to, czy moim dzieciom się powodzi, czy nie, jest w Jego rękach. Myśląc o tym, przestałam się tak bardzo martwić.

Moja nieobecność w domu wydłużała się, a mój syn miał już dwadzieścia kilka lat i mógł wejść w związek małżeński, więc martwiłam się, czy uda mu się znaleźć żonę. Moje dzieci straciły już ojca, a mnie przy nich nie było, żeby się nimi opiekować, więc było mi ich bardzo żal. W 2007 roku, będąc przywódczynią okręgu, zostałam zwolniona, ponieważ w trakcie wykonywania obowiązków brakowało mi poczucia brzemienia. Dowiedziałam się, że moje dzieci wyjechały do pracy do miasta, w którym mieszkało moje rodzeństwo, więc wróciłam, żeby być z nimi. Gdy syn mnie zobaczył, był bardzo oschły i nie chciał ze mną rozmawiać. Stwierdził, że zależy mi tylko na mojej wierze i że porzuciłam jego i jego siostrę. Poczułam się bardzo winna i uznałam, że jego pretensje są uzasadnione. Moje młodsze rodzeństwo również przyszło się ze mną zobaczyć. Mój brat zrugał mnie, mówiąc: „Przez wszystkie te lata, kiedy cię nie było, twoim dzieciom było naprawdę ciężko. Lepiej, żebyś tym razem ich nie zostawiła. Są już dorosłe, więc musisz szybko pomóc swojemu synowi się ożenić. To jest najważniejsze”. Moja siostra dodała: „Przez lata, kiedy cię nie było, martwiliśmy się o twojego syna, a nawet pomogliśmy mu znaleźć pracę”. Słysząc to, poczułam się jeszcze bardziej winna i przybita. Miałam poczucie, że nie jestem dobrą matką i nie wywiązałam się ze swojej odpowiedzialności. Mój syn musiał zacząć zarabiać na swoje utrzymanie w wieku 17 czy 18 lat, a moja córka, mimo że była drobna i szczupła, musiała ciężko pracować. Gdybym była w domu, nie musieliby zaczynać pracy w tak młodym wieku. Aby im to wynagrodzić, gotowałam ich ulubione posiłki i prałam im ubrania. Cokolwiek mogłam dla nich zrobić, robiłam to najlepiej, jak potrafiłam. Aby zaoszczędzić pieniądze na ślub syna, zaczęłam szyć w domu ubrania. W nocy pracowałam, a rano dostarczałam zamówienia. W ciągu dnia mogłam bez przeszkód nadal podlewać nowych wierzących, uczestniczyć w zgromadzeniach i wykonywać swoje obowiązki. W 2008 roku zostałam wybrana na przywódczynię kościoła, ale w tamtym momencie byłam bardzo rozdarta. Wiedziałam, że powinnam wziąć pod uwagę intencje Boga i się podporządkować, ale martwiłam się, że bycie przywódczynią będzie zbyt czasochłonne i nie będę miała czasu na zarabianie pieniędzy, a kto chciałby poślubić mojego syna bez pieniędzy i bez domu? Mój mąż zmarł przedwcześnie, więc jako matka niosłam na barkach jeszcze większą odpowiedzialność. Gdybym nie pomogła synowi odłożyć pieniędzy, nie mógłby się ożenić. Czy inni nie stwierdziliby wówczas, że jestem nieodpowiedzialną matką? Mając to na względzie, odmówiłam wzięcia na siebie obowiązków przywódczyni i nadal podlewałam nowych wierzących.

Czas szybko płynął i wkrótce nadszedł 2010 rok. Mój syn miał 25 lat. Wszyscy jego rówieśnicy byli już żonaci, a on nadal wiódł kawalerski żywot. Byłam bardzo zaniepokojona. Chociaż pracowałam, aby zarobić pieniądze, jednocześnie wykonując swoje obowiązki, wciąż nie zaoszczędziłam wystarczającej kwoty na jego ślub. Aby odłożyć jeszcze więcej, podjęłam się dodatkowej pracy. W miarę jak coraz więcej nowych wierzących przyjmowało prawdziwą drogę, wykonywałam swoje obowiązki w ciągu dnia i pracowałam do późna w nocy, więc miałam coraz mniej czasu i energii na podlewanie. Rzadko też zastanawiałam się nad tym, jak rozmawiać z nowymi wierzącymi, aby pomóc im ugruntować się na prawdziwej drodze, i nie miałam poczucia brzemienia w związku z rozwiązywaniem ich problemów czy pomaganiu im w radzeniu sobie z trudnościami. Zaczynałam pracę o siedemnastej i czasami pracowałam do północy, a nawet do pierwszej w nocy, po czym musiałam dostarczyć zlecenia przed czwartą rano, więc wykonując swoje obowiązki następnego dnia, czułam się otumaniona i zdezorientowana. Po pewnym czasie niektórzy nowi wierzący, których podlewałam, przestali regularnie uczestniczyć w zgromadzeniach. W związku z brakiem poczucia brzemienia w trakcie wykonywania obowiązków w końcu zostałam zwolniona. Byłam tym bardzo zasmucona. Myślałam o tym, jak wcześniej odmówiłam wzięcia na siebie obowiązków przywódczyni, a teraz nie poradziłam sobie nawet z podlewaniem nowych wierzących. Byłam zbyt zawstydzona, żeby choćby pomodlić się do Boga. Chociaż nie mając żadnych obowiązków, mogłabym pracować na pełen etat i odłożyć pieniądze dla syna, moje serce pogrążyło się w mroku i niepokoju.

W tamtym czasie słuchałam w czasie pracy hymnów. Jeden z nich brzmi: „Czuwajcie! Czuwajcie! Czas utracony już nigdy nie wróci – pamiętajcie o tym! Nie ma na świecie leku, który wyleczyłby żal! Jak więc mam do was mówić? Czyż Moje słowo nie jest warte waszego starannego, ponawianego namysłu?(Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 30, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boże naprawdę mnie poruszyły. Bóg mówił tak wiele i tak szczerze. Dlaczego więc wciąż byłam taka nieprzejednana i nie chciałam się zmienić? W sercu modliłam się do Boga, prosząc Go, aby wyprowadził mnie z tego stanu. Nieustannie się zastanawiałam: „Czy muszę zrezygnować z dążenia do prawdy tylko po to, żeby zarobić pieniądze na ślub mojego syna?”. Pomyślałam o hymnie ze słowami Bożymi, który brzmi: „Nie zauważysz nawet, kiedy twoje życie cię ominie; czy nadal będziesz miał potem taką szansę miłowania Boga?” „Jeżeli w swoim życiu nie cierpisz za prawdę ani nie dążysz do jej zdobycia, czy oznacza to, że pragniesz czuć żal, gdy wybije godzina twojej śmierci? Jeżeli tak, to po co wierzyć w Boga?” Potem znalazłam dwa fragmenty słowa Bożego do przeczytania. Bóg mówi: „Dla każdego, kto jest zdeterminowany i miłuje Boga, nie ma prawd nieosiągalnych ani sprawiedliwości, za którą nie mógłby się stanowczo opowiedzieć. Jak powinieneś żyć? Jak powinieneś miłować Boga i wykorzystać tę miłość do spełnienia Jego intencji? Nie ma w twoim życiu nic ważniejszego. Ponad wszystko zaś musisz posiadać taką determinację oraz wytrwałość i nie powinieneś być jak ci, którzy nie mają charakteru, jak słabeusze. Musisz się nauczyć, jak doświadczać znaczącego życia, jak doświadczać znaczących prawd; nie powinieneś traktować siebie powierzchownie. Nie zauważysz nawet, kiedy twoje życie cię ominie; czy nadal będziesz miał potem taką szansę miłowania Boga? Czyż człowiek może miłować Boga po śmierci? Musisz mieć taką samą determinację i takie samo sumienie jak Piotr; twoje życie musi być znaczące i nie wolno ci oszukiwać samego siebie! Jako istota ludzka i jako osoba dążąca ku Bogu musisz umieć traktować swoje życie i podchodzić do niego z ostrożnością, rozważając, jak powinieneś ofiarować się Bogu, jak posiąść bardziej znaczącą wiarę w Boga oraz – ponieważ kochasz Boga – jak powinieneś Go miłować w sposób, który jest czystszy, piękniejszy i lepszy. (…) Nie wolno ci odrzucać prawdy po to, by cieszyć się rodzinną harmonią, i nie wolno ci utracić godności i rzetelności całego życia dla chwilowej przyjemności. Powinieneś dążyć do wszystkiego, co jest piękne i dobre, i powinieneś iść w życiu ścieżką, która ma większe znaczenie. Jeśli prowadzisz tak przyziemne doczesne życie i nie dążysz do żadnych celów, czyż nie marnujesz życia? Cóż możesz zyskać z takiego życia? Powinieneś zaniechać wszelkich cielesnych przyjemności dla jednej prawdy i nie powinieneś rezygnować ze wszystkich prawd dla odrobiny przyjemności. Tacy ludzie nie posiadają prawości ani godności; ich egzystencja nie ma żadnego znaczenia!(Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Podążając tą drogą, wielu ludzi może chełpić się bezmiarem posiadanej przez siebie wiedzy, ale na łożu śmierci ich oczy wypełnią się łzami i będą nienawidzić siebie za zmarnowanie życia i za to, że dożyli sędziwego wieku nadaremno. Jedyne, co rozumieją, to doktryny, ale nie potrafią wcielać prawdy w życie ani nieść świadectwa o Bogu, tylko na pozór biegają w tę i z powrotem, zapracowani jak pszczoły, i dopiero kiedy stoją na krawędzi śmierci, w końcu zdają sobie sprawę, że brak im prawdziwego świadectwa, że w ogóle nie znają Boga. A czyż nie jest już za późno? Dlaczego nie chwytasz dnia i nie dążysz do prawdy, którą kochasz? Po co czekać do jutra? Jeżeli w swoim życiu nie cierpisz za prawdę ani nie dążysz do jej zdobycia, czy oznacza to, że pragniesz czuć żal, gdy wybije godzina twojej śmierci? Jeżeli tak, to po co wierzyć w Boga?(Jeśli wierzysz w Boga, to powinieneś żyć dla prawdy, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Ten etap Bożego dzieła jest ostatecznym dziełem zbawienia ludzkości. Choć udało mi się za tym dziełem nadążyć, nie doceniałam go. Gdybym chciała właściwie wykonywać swoje obowiązki, gdy Boże dzieło dobiegnie końca, nie miałabym na to żadnej szansy. Czy wówczas i tak nie zostałabym wyeliminowana? Słowa Boże są bardzo jasne. Wiara w Boga, a także dążenie do prawdy i jej zyskanie to coś najwspanialszego w życiu, coś, co ma największe znaczenie. Ja jednak odrzuciłam obowiązki przywódczyni, żeby być dobrą matką, obawiając się, że nie pozwoliłyby mi one w odpowiednim czasie zaoszczędzić pieniędzy dla syna. Choć nowi wierzący, którzy dopiero co przyjęli Boże dzieło, mają wiele pojęć, z którymi należy się uporać poprzez omówienia, ja myślałam tylko o tym, jak wynagrodzić synowi to, że go zawiodłam. Nie chciałam poświęcać więcej czasu na rozwiązywanie problemów nowych wierzących, więc po prostu mechanicznie wykonywałam poszczególne czynności podczas zgromadzeń, przez co nowi wierzący przestali w nich regularnie uczestniczyć. Choć byłam tak obficie podlewana i zaopatrywana przez słowa Boże, a Bóg dał mi szansę na zbawienie, co Mu w zamian ofiarowałam? Nie tylko odmówiłam wykonywania swoich obowiązków, ale byłam również niedbała i nieodpowiedzialna. Byłam całkowicie pozbawiona człowieczeństwa! Jaki sens miało dalsze życie, gdy straciłam jedyny obowiązek, jaki miałam? Co bym zyskała żyjąc w ten sposób – wykonując swoje obowiązki i jednocześnie próbując zadowolić swoje dzieci, nie będąc lojalną wobec swoich obowiązków i chcąc złapać dwie sroki za ogon? Boże dzieło na nikogo nie czeka. Gdybym teraz do niego nie dążyła, nie miałabym już drugiej szansy. Musiałam odłożyć na bok swoje uczucia i dążyć do prawdy. Niedługo potem wróciłam do swoich obowiązków.

W 2011 roku zostałam wybrana na diakonkę odpowiedzialną za podlewanie. W tamtym czasie wciąż czułam się nieco rozdarta. Stanowisko to wiązało się z dużą odpowiedzialnością i miałabym mniej czasu na zarabianie pieniędzy dla syna. Jednak myślałam też o tym, jak przez ostatnie kilka lat desperacko odkładałam pieniądze na jego ślub. Wykonując swoje obowiązki, nie dźwigałam żadnego brzemienia, opóźniałam pracę kościoła i moje własne życie również poniosło stratę, a jednak Bóg i tak powierzył mi ważne obowiązki. Nie mogłam już dłużej buntować się przeciwko Bogu. Musiałam jak najlepiej wykonać swoją pracę, dlatego wzięłam na siebie te nowe obowiązki. Jednak poczucie winy, które czułam wobec syna, nigdy nie zniknęło. W 2014 roku przeczytałam fragment słów Bożych, który zmienił niektóre moje zapatrywania dotyczące moich dzieci. Bóg Wszechmogący mówi: „Kiedy człowiek osiągnie dojrzałość, może opuścić swoich rodziców i samodzielnie stawić czoła światu i to właśnie w tym momencie naprawdę zaczyna odgrywać swoją rolę, mgła się unosi i jego misja w życiu stopniowo się wyjaśnia. Formalnie wciąż pozostaje ściśle związany ze swoimi rodzicami, ale ponieważ jego misja i rola, jaką odgrywa w życiu, nie mają nic wspólnego z jego matką i ojcem, w istocie ta intymna więź zostaje zerwana wraz ze stopniowym osiąganiem niezależności. Z biologicznego punktu widzenia, ludzie nie mogą nic na to poradzić, że pozostają podświadomie zależni od rodziców, ale obiektywnie rzecz biorąc, kiedy już w pełni dorosną, prowadzą życie całkowicie odrębne od rodziców i pełnią niezależne role. Poza urodzeniem i wychowaniem, odpowiedzialność rodziców za życie ich dzieci ogranicza się tylko do zapewnienia im na zewnątrz środowiska, w którym te mogą dorastać, i to wszystko, ponieważ nic, poza predestynacją Stwórcy, nie ma związku z losem człowieka. Nikt nie ma kontroli nad tym, jaką przyszłość będzie miał dany człowiek, zostało to ustalone znacznie wcześniej i nawet rodzice nie są w stanie zmienić jego losu. Jeśli chodzi o los, to każdy człowiek jest niezależny i ma swój własny los. Rodzice zatem nie mogą w żadnym razie zatamować losów życia żadnego człowieka ani też w najmniejszym stopniu naciskać na niego, jeśli chodzi o rolę, jaką odgrywa w życiu. Można powiedzieć, że rodzina, w której przeznaczone jest się człowiekowi urodzić, i otoczenie, w którym dorasta, są jedynie warunkami wstępnymi do wypełnienia jego misji w życiu. W żaden sposób nie determinują życiowego losu człowieka ani rodzaju przeznaczenia, w ramach którego wypełnia swoją misję. Tak więc rodzice nie mogą nikomu pomóc w wypełnieniu jego misji życiowej i podobnie nikt z krewnych nie jest w stanie pomóc człowiekowi w odegraniu jego życiowej roli. To, w jaki sposób człowiek realizuje swoją misję i w jakim środowisku życiowym wykonuje swoją rolę, jest całkowicie zdeterminowane przez jego życiowy los. Innymi słowy, żadne inne obiektywne warunki nie mogą wpłynąć na misję człowieka, która jest predestynowana przez Stwórcę. Wszyscy ludzie dojrzewają w konkretnym środowisku, w którym wzrastają, a potem stopniowo, krok po kroku, wyruszają w życie własną drogą i wypełniają zaplanowane dla nich przez Stwórcę przeznaczenie. Naturalnie i mimowolnie wchodzą w rozległe morze ludzkości i zajmują własne miejsce w życiu, w którym zaczynają wypełniać swoje obowiązki istot stworzonych przez wzgląd na predestynację Stwórcy, przez wzgląd na Jego suwerenność(Sam Bóg, Jedyny III, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Słowa Boże wlały światło w moje serce. Zrozumiałam z nich, że moją odpowiedzialnością było jedynie urodzenie moich dzieci, zapewnienie im warunków do dorastania i wychowywanie ich, aż staną się dorosłe. Jednak w miarę, jak dzieci dorastają, zaczynają prowadzić zupełnie oddzielne życie od swoich rodziców. Wszyscy mamy swoją własną misję. Jestem istotą stworzoną i moją powinnością jest wypełnianie obowiązku istoty stworzonej, a nie poświęcanie całego życia moim dzieciom. Przez te wszystkie lata ciężko pracowałam, aby zarobić pieniądze i spłacić dług, jaki czułam wobec syna, w nadziei, że pomoże mu to w znalezieniu żony i założeniu rodziny. Myślałam, że tylko w ten sposób mogę naprawić krzywdę. Aby zarobić pieniądze, odmówiłam nawet wzięcia na siebie obowiązków przywódczyni i nieodpowiedzialnie podchodziłam do podlewania nowych wierzących, co doprowadziło do strat w moim wejściu w życie i w pracy kościoła. Teraz zrozumiałam, że to, czy mój syn znajdzie żonę, nie zależy ode mnie, że nie doprowadzę do tego, zarabiając pieniądze na samochód czy dom dla niego, i że Bóg już przesądził o tym, kiedy mój syn się ożeni. Nie mogłam tego zmienić. Pomyślałam o naszych sąsiadach. Zarówno mąż, jak i żona byli niepełnosprawni i nie posiadali ani domu, ani samochodu, a mimo to ich syn w młodym wieku się ożenił i założył rodzinę. Mam też krewnych, których rodzina ma miliony na koncie, dom i samochód, ale ich syn, który ma ponad trzydzieści lat, nadal nie jest w związku małżeńskim. Uświadomiło mi to, że o małżeństwie nie decyduje bogactwo i że wszystko jest w rękach Boga. Gdy to zrozumiałam, poczułam w sercu ogromną ulgę i postanowiłam właściwie wykonywać swoje obowiązki, całkowicie zawierzyć małżeństwo syna Bogu oraz podporządkować się Jego suwerennej władzy i ustaleniom.

W 2017 roku mój syn się ożenił i zamieszkał z rodziną swojej żony. Synowa nie prosiła o prezenty ślubne i nie stawiała żadnych wymagań. Dałam jej tylko 30 000 juanów. Nie było też żadnej oficjalnej ceremonii ślubnej. Krewni i znajomi po prostu zebrali się na posiłek, a całe wydarzenie miało prosty charakter. Choć powinnam być szczęśliwa, w sercu nadal miałam poczucie winy, ponieważ nie zorganizowałam dla syna hucznego wesela, dałam mu jedynie niewielką kwotę i nie wywiązałam się z odpowiedzialności jako matka, przez co czułam żal. W 2019 roku moja synowa zaszła w ciążę i poprosiła, żebym się nią zaopiekowała. W tamtym czasie byłam odpowiedzialna za pracę z tekstami w kilku kościołach, więc gdybym miała zająć się synową, opóźniłabym wykonywanie swoich obowiązków. Jednak potem pomyślałam o tym, że przez te wszystkie lata niewiele dałam swojemu synowi i że z okazji ślubu ofiarowałam jego żonie tylko 30 000 juanów. Teraz, gdy mój syn musiał pracować, żeby zarobić pieniądze, uznałam, że powinnam zaopiekować się ciężarną synową i że gdybym tym razem nie pomogła synowi, zawiodłabym go. Czy moi krewni nie nazwaliby mnie wówczas nieodpowiedzialną matką? Nie mogłam się uspokoić ani skupić na obowiązkach, co doprowadziło do nieznacznego obniżenia efektywności pracy z tekstami. Gdy kierownik się o tym dowiedział, znalazł dla mnie słowa Boże odnoszące się do mojego stanu. Bóg Wszechmogący mówi: „Ludzie żyjący w tym rzeczywistym społeczeństwie zostali głęboko skażeni przez szatana. Kultura tradycyjna jest w dużym stopniu zakorzeniona w ludzkich poglądach i sposobie myślenia niezależnie od poziomu wykształcenia. W szczególności od kobiet wymaga się, aby usługiwały swoim mężom i wychowywały dzieci, by były dobrymi żonami i kochającymi matkami, by poświęcały całe swoje życie rodzinie, by żyły tylko dla niej, zapewniały trzy pożywne posiłki dziennie, prały, sprzątały i wykonywały wszelkie inne prace domowe. To jest przyjęty standard, który dobra żona i kochająca matka powinna spełniać. Również każda kobieta uważa, że tak powinna postępować, a jeśli tego nie robi, to nie jest dobrą kobietą, sprzeciwia się sumieniu i nie spełnia standardów moralności. Naruszenie tych standardów moralnych będzie niektórym osobom bardzo ciążyć na sumieniu. Będą czuć, że zawiodły męża i dzieci oraz że nie są dobrymi kobietami. Kiedy jednak uwierzysz w Boga, przeczytasz dużo Jego słów, zrozumiesz pewne prawdy i przejrzysz niektóre sprawy na wylot, pomyślisz sobie: »Jestem istotą stworzoną i jako taka powinnam wypełniać swoją powinność oraz ponosić koszty dla Boga«. Czy w takiej sytuacji istnieje konflikt pomiędzy byciem dobrą żoną i kochającą matką a wykonywaniem obowiązku istoty stworzonej? Jeśli chcesz być dobrą żoną i kochającą matką, to nie możesz wykonywać obowiązków w pełnym wymiarze, a jeśli chcesz to robić w pełnym wymiarze, to nie możesz być dobrą żoną i kochającą matką. Co masz więc teraz zrobić? Jeśli wybierzesz należyte wykonywanie obowiązków, odpowiedzialność za pracę kościoła i lojalność wobec Boga, to musisz zrezygnować z roli dobrej żony i kochającej matki. Co możesz sobie teraz pomyśleć? Jaki rozdźwięk pojawi się teraz w twoim umyśle? Czy poczujesz, że zawodzisz dzieci i męża? Skąd bierze się to poczucie winy i ta obawa? Kiedy nie spełniasz powinności istoty stworzonej, czy czujesz, że zawiodłaś Boga? Nie masz poczucia winy, bo w twoim sercu i umyśle nie ma ani odrobiny prawdy. Co więc rozumiesz? Kulturę tradycyjną i rolę dobrej żony i kochającej matki. Stąd pojawi się w twoim umyśle przekonanie, że »jeśli nie jestem dobrą żoną i kochającą matką, to nie jestem dobrą ani porządną kobietą«. Od tego momentu to wyobrażenie będzie pętać cię i ograniczać, i pozostanie tak nawet po tym, jak już uwierzysz w Boga i zaczniesz wykonywać obowiązki. Kiedy zaistnieje konflikt pomiędzy twoimi obowiązkami a byciem dobrą żoną i kochającą matką, wtedy być może niechętnie zdecydujesz się wykonywać obowiązki, gdyż stać cię na nieco lojalności względem Boga, jednak nadal będzie ci towarzyszyć obawa i poczucie winy. Kiedy więc będziesz mieć wolny czas podczas wykonywania obowiązków, będziesz szukać okazji, aby zatroszczyć się o dzieci i męża, by im to wynagrodzić. Nie będzie ci przeszkadzało, że musisz więcej cierpieć, o ile zyskasz w ten sposób spokój ducha. Czy ta sytuacja nie jest spowodowana wpływem pochodzących z kultury tradycyjnej idei i teorii dotyczących roli dobrej żony i kochającej matki?(Naprawdę zmienić można się tylko wtedy, gdy rozpozna się swoje błędne poglądy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Szatan używa tego rodzaju tradycyjnej kultury i pojęć moralnych, aby więzić twoje myśli, twój umysł i twoje serce, przez co nie jesteś w stanie przyjąć Bożych słów; jesteś opętany przez te szatańskie rzeczy i niezdolny do przyjęcia Bożych słów. Kiedy chcesz praktykować słowa Boga, te rzeczy powodują w tobie niepokój wewnętrzny, skłaniając cię do sprzeciwiania się prawdzie i wymaganiom Boga, i nie masz siły uwolnić się od jarzma tradycyjnej kultury. Przez jakiś czas walczysz, a potem idziesz na kompromis: wolisz wierzyć, że tradycyjne pojęcia moralne są słuszne i zgodne z prawdą, więc odrzucasz słowa Boga, wyrzekasz się ich. Nie przyjmujesz Bożych słów za prawdę i lekceważysz zbawienie, uważając, że wciąż przecież żyjesz na tym świecie i możesz przetrwać tylko polegając na tych rzeczach. Nie mogąc znieść oskarżeń społeczeństwa, wolisz zrezygnować z prawdy i z Bożych słów, oddajesz się tradycyjnym pojęciom moralności i wpływowi szatana, wolisz obrażać Boga i nie praktykować prawdy. Powiedz Mi, czyż człowiek nie jest żałosny? Czyż nie potrzebuje Bożego zbawienia?(Naprawdę zmienić można się tylko wtedy, gdy rozpozna się swoje błędne poglądy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże dokładnie opisały mój stan. Pojęcie „dobrej żony i kochającej matki” obecne w tradycyjnej chińskiej kulturze to łańcuch, którym szatan skuł kobiety, przez co ludzie wierzą, że dobra kobieta musi żyć dla swojego męża i dzieci, zawsze stawiając ich na pierwszym miejscu, i że dopóki jest w stanie ich zadowolić, bez względu na to, jak trudne lub męczące to jest, powinna to robić, a jeśli tego nie robi, nie jest dobrą żoną ani kochającą matką i będzie wyśmiewana przez innych. Od najmłodszych lat widziałam, jak moja mama pracuje od świtu do zmierzchu, aby zapewnić naszej rodzinie wygodne życie. Zajmowała się również przygotowaniami do ślubu mojego starszego brata. Wszyscy mieszkańcy wsi chwalili ją za to, że jest dobrą żoną i matką. Pod wpływem mamy po ślubie bardzo dbałam o męża i dzieci. Mój mąż twierdził, że jestem cnotliwą żoną, a dzieci mówiły, że jestem dobrą i kochającą matką. Po śmierci męża przejęłam również obowiązki ojca i ciężko pracowałam, żeby zarobić pieniądze i móc posłać dzieci do szkoły. Nieważne, jak było mi ciężko, dawałam sobie radę sama. Gdy odnalazłam Boga, z powodu prześladowań ze strony KPCh zostałam zmuszona do opuszczenia domu i chociaż wykonywałam swoje obowiązki gdzie indziej, sercem byłam zawsze ze swoimi dziećmi i czułam się wobec nich zobowiązana. Zwłaszcza, gdy mój syn osiągnął wiek odpowiedni do zawarcia małżeństwa, a ja nie mogłam zapewnić mu finansowego wsparcia, miałam jeszcze silniejsze poczucie, że zawiodłam jako matka. Po tym, jak zostałam wybrana na przywódczynię kościoła, wiedziałam, że powinnam wziąć pod uwagę intencje Boga, ale bałam się, że nie zarobię wystarczająco pieniędzy na ślub syna, więc odmówiłam wzięcia na siebie tego obowiązku. Nawet podlewając nowych wierzących, nie wkładałam w to serca, ponieważ skupiałam się wyłącznie na zarabianiu pieniędzy dla syna, przez co nowi wierzący nie byli na czas podlewani. Teraz, kiedy mam zaopiekować się synową, chociaż nawet jeszcze do niej nie pojechałam, moje serce już oddaliło się od Boga. Czułam się zobowiązana wobec syna i nie miałam serca do obowiązków, co doprowadziło do spadku efektywności mojej pracy z tekstami. Byłam pod silnym wpływem tradycyjnego ideału „dobrej żony i kochającej matki”, więc ilekroć moje obowiązki z tym kolidowały, moje myśli zawsze krążyły wokół tego, by nie zawieść dzieci. W ogóle nie przejmowałam się interesami kościoła. Choć wierzyłam w Boga od dawna i byłam w tym czasie podlewana i zaopatrywana przez wiele Jego słów, nadal się przeciwko Niemu buntowałam i się Mu sprzeciwiałam. Byłam naprawdę pozbawiona człowieczeństwa! Teraz zrozumiałam, że te idee tradycyjnej kultury są narzędziami, których szatan używa, aby pętać ludzi, sprawiając, że żyję tylko po to, aby zyskać reputację dobrej matki. Ostatecznie zostałabym wyeliminowana za niewypełnianie obowiązku istoty stworzonej. Słowa Boże pomogły mi przejrzeć na wylot złowrogie zamiary szatana. Nie mogłam już być związana i ograniczana przez tradycyjną kulturę. Musiałam praktykować zgodnie ze słowami Boga.

Potem przeczytałam więcej słów Bożych: „Co Bóg ma na myśli, mówiąc, że »Bóg jest źródłem ludzkiego życia«? Chodzi o to, aby wszyscy zdali sobie sprawę z tego, że nasze życie i dusza pochodzą od Boga i przez Niego zostały stworzone. Nie pochodzą od naszych rodziców i z pewnością nie od natury, ale zostały nam dane przez Boga; po prostu nasze ciało zrodziło się z naszych rodziców, a nasze dzieci zrodzone są z nas, jednak ich los spoczywa w pełni w rękach Boga. To, że możemy w Niego wierzyć, to szansa dana nam przez Boga; jest to Jego zarządzenie i Jego łaska. Nie ma więc żadnej potrzeby, aby spełniać obowiązki i powinności względem kogokolwiek innego, należy wyłącznie względem Boga wypełnić obowiązek, który jest powinnością istoty stworzonej. Właśnie to człowiek powinien zrobić przede wszystkim, jest to główna sprawa i kwestia nadrzędna, którą ludzie przede wszystkim powinni się zająć w swoim życiu. Jeśli nie wypełniasz dobrze swojej powinności, nie jesteś istotą stworzoną spełniającą standardy. W oczach innych ludzi może i jesteś dobrą żoną, kochającą matką, doskonałą gospodynią i oddaną córką, a także uczciwą obywatelką, jednak w oczach Boga jesteś kimś, kto się zbuntował i wcale nie wypełnił swojej powinności czy też swojego obowiązku; kimś, kto przyjąwszy Boże posłannictwo, nie wypełnił go, a poddał się w połowie drogi. Czy ktoś taki może zyskać Bożą aprobatę? Takie osoby są bezwartościowe(Naprawdę zmienić można się tylko wtedy, gdy rozpozna się swoje błędne poglądy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Gdy przeczytałam ten fragment słów Bożych, w moim sercu zagościło światło. Jestem istotą stworzoną i właściwe wypełnianie obowiązków jest moją odpowiedzialnością. Jeśli nie mogę tego robić, nie jestem godna dostąpić Bożego zbawienia. Nawet jeśli jestem dobrą żoną i kochającą matką, nie oznacza to, że posiadam prawdę, a to nie spotyka się z aprobatą Boga. Wcześniej żyłam zgodnie z tradycyjną kulturą, nieustannie rozdarta pomiędzy byciem dobrą żoną i kochającą matką a wykonywaniem swoich obowiązków. Wykańczało mnie to fizycznie i psychicznie, a ból był nie do zniesienia. Teraz zrozumiałam Bożą intencję. Wszystko w życiu człowieka pochodzi od Boga. Nie jestem nic winna żadnej osobie, a największy dług mam wobec Niego. Tylko dążenie do prawdy i wypełnianie moich obowiązków ma największy sens. Pomodliłam się więc do Boga, powierzając synową w Jego ręce, i postanowiłam przede wszystkim właściwie wykonywać swoje obowiązki. Potem dowiedziałam się, że poród odbył się bez komplikacji, i ani ona, ani mój syn o nic mnie nie obwiniali. W sercu podziękowałam za to Bogu!

Później przeczytałam kolejny fragment słów Bożych, który pomógł mi zrozumieć, jak powinniśmy traktować nasze dorosłe dzieci. Bóg Wszechmogący mówi: „Jako ktoś, kto wierzy w Boga oraz dąży do prawdy i zbawienia, energię i czas, jakie ci jeszcze w życiu zostały, powinieneś wykorzystać na wykonywanie obowiązków i na wszystko to, co Bóg ci powierzył; nie powinieneś poświęcać czasu na swoje dzieci. Twoje życie nie należy do twoich dzieci, nie powinno być poświęcane na rzecz ich życia lub przetrwania ani na spełnianie twoich oczekiwań wobec nich. Powinieneś poświęcać swoje życie obowiązkom i zadaniom, jakie powierzył ci Bóg, a także misji, którą powinieneś realizować jako istota stworzona. W tym tkwi wartość i znaczenie twojego życia. Jeśli gotów jesteś utracić własną godność i stać się niewolnikiem swoich dzieci, martwić się o nie i robić dla nich wszystko, by spełniły się oczekiwania, jakie masz wobec nich, to wszystko to jest pozbawione wartości i znaczenia, i nie zostanie to zapamiętane. Jeśli będziesz się przy tym upierał i nie wyrzekniesz się tych idei i działań, oznacza to tylko, że nie jesteś kimś, kto dąży do prawdy, że nie jesteś istotą stworzoną spełniającą standardy i że się buntujesz. Nie doceniasz życia i czasu, które dał ci Bóg. Jeśli twoje życie i twój czas służą jedynie twojemu ciału i uczuciom, a nie obowiązkom powierzonym ci przez Boga, to twoje życie jest zbędne i pozbawione wartości. Nie zasługujesz na to, żeby żyć, żeby cieszyć się życiem danym ci przez Boga, ani żeby cieszyć się czymkolwiek, co dał ci Bóg. Bóg obdarował cię dziećmi tylko po to, żebyś radował się ich wychowywaniem, żebyś zdobył doświadczenie i wiedzę jako rodzic, żebyś doświadczył czegoś wyjątkowego i niezwykłego w ludzkim życiu, i by twoje potomstwo mogło się dalej rozmnażać… Oczywiście chodzi też o to, by jako rodzic spełnić powinność istoty stworzonej. Tę powinność względem następnego pokolenia przeznaczył dla ciebie Bóg, podobnie jak rolę rodzica następnego pokolenia. Z jednej strony, chodzi o przejście przez ten niezwykły proces wychowywania dzieci, a z drugiej – o tworzenie następnego pokolenia. Gdy wypełnisz tę powinność i twoje dzieci wkroczą w dorosłość, to, czy osiągną wielki sukces, czy też będą prostymi, zwykłymi ludźmi, nie ma nic wspólnego z tobą, bo ich przeznaczenie od ciebie nie zależy, nie ty je wybierasz i z pewnością nie od ciebie ono pochodzi – jest ono przesądzone przez Boga. Ponieważ jest przesądzone przez Boga, nie powinieneś interweniować ani wtykać swojego nosa w życie swoich dzieci bądź ich przetrwanie. Ich nawyki, codzienna rutyna, postawa wobec życia i strategie przetrwania, a także ogólny pogląd na życie i nastawienie wobec świata – to są ich decyzje i nie powinny cię one obchodzić. Nie masz obowiązku, aby cokolwiek naprawiać albo znosić cierpienia w imieniu swoich dzieci, żeby zapewnić im szczęście każdego dnia. To wszystko jest zupełnie zbyteczne. (…) Dlatego gdy dzieci wkroczą już w dorosłość, najracjonalniejszą postawą ich rodziców jest odpuścić, pozwolić dzieciom doświadczać życia na własną rękę, żyć samodzielnie i samodzielnie stawiać czoła różnym wyzwaniom i radzić sobie z nimi. Jeśli dzieci szukają u ciebie pomocy i masz możliwość i warunki, żeby im pomóc, możesz to oczywiście zrobić, możesz udzielić koniecznej pomocy. Musisz jednak zrozumieć pewien fakt: bez względu na to, jaka to pomoc, finansowa czy psychologiczna, może być ona jedynie tymczasowa i nie może ingerować w żadne istotne kwestie. Twoje dzieci muszą kroczyć własną ścieżką w życiu, a ty nie masz żadnego obowiązku, aby brać na siebie ich sprawy albo konsekwencje ich działań. Taką postawą powinni wykazywać się rodzice wobec swoich dorosłych dzieci(Jak dążyć do prawdy (19), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Słowa Boże uświadomiły mi, że jako istota stworzona, mogę wieść życie pełne sensu i wartości, tylko wypełniając swoje obowiązki. W moim życiu nie chodzi tylko o to, żebym zadowalała swoje dzieci albo płaciła cenę i ponosiła koszty na ich rzecz. Gdy były małe, troskliwie się nimi opiekowałam, a gdy dorosły, wywiązałam się ze swojej odpowiedzialności jako rodzic i powinnam puścić je wolno i pozwolić im doświadczyć życia. Potem to, jak powinny żyć i jak potoczą się ich losy, nie ma już ze mną nic wspólnego. Jeśli mogę, powinnam im pomagać, ale jeśli nie mogę, nie powinnam czuć się wobec nich zobowiązana. Ponieważ los człowieka jest przesądzony przez Boga, rodzice nie mogą zmienić losu swoich dzieci. Teraz powinnam skupić całą energię na swoich obowiązkach, wyposażyć się w więcej prawdozasad, aby zrekompensować swoje braki, dążyć do prawdy, aby wyzbyć się swoich zepsutych skłonności, praktykować prawdę i postępować zgodnie z zasadami. To jest coś, co podoba się Bogu.

Po tym doświadczeniu zrozumiałam, że jeśli ludzie wierzą w Boga, ale nie patrzą na różne sprawy w świetle Jego słów, i jeśli nie wykorzystują prawdy, aby uwolnić się od tradycyjnej kultury oraz szatańskich trucizn i filozofii funkcjonowania w świecie, nigdy nie doznają uczucia wyzwolenia. Tylko żyjąc według słów Bożych można uwolnić się od nakładanych przez szatana więzów i ograniczeń oraz osiągnąć prawdziwe wyzwolenie i wolność. Bogu niech będą dzięki za Jego zbawienie!

Wstecz:  43. Już nie polegam na dzieciach, jeśli chodzi o opiekę na starość

Dalej:  53. Lekcje, których nauczyłam się na mojej drodze od udawania do otwartości

Powiązane treści

72. Pokuta hipokryty

Autorstwa Xinrui, Korea PołudniowaBóg Wszechmogący mówi: „Służenie Bogu nie jest rzeczą prostą. Ci, których zepsute usposobienie pozostaje...

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Connect with us on Messenger